poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział czterdziesty piąty. Zakończenie.



      Zaplanowałem wszystko, co do najdrobniejszego szczegółu. Nawet kota wypuściłem dokładnie wtedy, kiedy chciałem. Kastiel to mięczak, na pewno nie przejechałby zwierzęcia. Nie pomyliłem się, skręcił. Skręcił w drzewo. Hamulce nie zadziałały, więc zrobił to. Motor uderzył w ogromny modrzew. Kastiel doznał obrażenia głowy. Umarł na miejscu, odrzucony na asfalt. Oliwia… Oliwia zaś nabiła się na konar. To był jedyny błąd. Ona też miała zginąć od razu, żeby jej nie bolało, ale niestety, wielka gałąź utkwiła w jej brzuchu. Cudem urwała ją i doczołgała się do Kastiela. Chwyciła go za rękę. Widziałem jej łzy i silne drgawki, których jakby nie odczuwała, bo chwilę potem uśmiechnęła się. Tak dziwnie wygięte nogi były całe połamane. Doznała większych obrażeń niż on. Moja ukochana. Tak, to ja, Nataniel, zabiłem Oliwię. Oliwię i Kastiela. Rozłączyłem ich? Tego jednak nie wiem.


Nataniel. Były chłopak Oliwki.


***


- Tak, kiedy mnie ujrzała, zaraz potem umarła. Próbowałam jej wyjąć ten konar, robić reanimację, ale zadławiła się własną krwią. Młoda dziewczyna. A ten chłopak, który ją trzymał za ręce, on od dawna był zimny. Musiała cierpieć przynajmniej godzinę. Nie wiedziałam nikogo na miejscu zdarzenia. Znalazłam tylko ten list…
- Dziękuję. Będzie pani przesłuchiwana jeszcze raz, na komendzie głównej. Może pani wracać do domu. Na dzisiaj koniec.
- Do widzenia… I jeszcze jedno. Oni naprawdę się kochali, nie uważa pan?
- Nie mnie to oceniać.
- Wie pan co? Chłopak miał w kieszeni spodni pierścionek. Wypadło mu pudełeczko. Mógłby pan założyć jej go na palec, gdy… gdy będzie chowana?
- Ja nie, ale kogoś poproszę.
- Dziękuję… w ich imieniu.




***

I koniec. Sorry za to spóźnienie, ale miałam niespodziewany wyjazd.  Jednak już jestem i żegnam się z wami.

To koniec tego bloga, mojej pięknej przygody. Nie trwonię już zbędnych słów. Powiem tylko tyle – DZIĘKUJĘ.  Za wszystko.

Co do następnego – będzie. Na początku roku szkolnego. Jeśli to kogoś interesuje, to jutro na tym blogu pojawi się adres do nowego opowiadania, ale pierwszy rozdział będzie dopiero we wrześniu. Chciałabym odpocząć.
Tych, którzy są zainteresowani i tych co nie są, serdecznie zapraszam. :)

Całusy, Ayidia.

P.S.
Aż się popłakałam, czytając wasze komentarze do poprzedniego postu. Uwielbiam was, bez was nie dałabym rady. ♥




Nowy blog -  http://nie-ufaj-morskiej-milosci.blogspot.com/

piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział czterdziesty czwarty





      Szedł krótkim korytarzem i wsłuchiwał się w dochodzące zza ściany dźwięki. Jakieś śmiechy, chichy, co to miało być, do jasnej cholery?! W jego mieszkaniu. Co prawda byłym, ale jednak. Doszedł do drzwi prowadzących do jego sypialni i… osłupiał.
      Na jego łóżku, w jego pokoju, z jego byłą obściskiwał się… Nataniel!
- Kurwa… - zdołał tylko wyszeptać i oparł się o ścianę.
      Nagi tyłek jego odwiecznego wroga wyglądał dość komicznie, ale Kastielowi w tym momencie chciało się tylko rzygać.  Do tego Luciana, cała spocona, obejmująca jego lekko opalone ramiona… To było żałosne. I ten ich przestraszony wzrok, kiedy go wreszcie dostrzegli. Śmiech na sali.
      Luciana szybko schowała się pod pościel, a Nataniel, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, rzucił się pod łóżko i wystawił tylko głowę.
- Myślałeś, że uknujesz intrygę, co? – zapytał Kastiel i uśmiechnął się sztucznie. Blondyn zmieszał się lekko i potarł zaróżowione policzki.
- Teraz to i tak niczego nie zmienia – powiedział.
- Jak to nie? Ona z tobą będzie miała dziecko, ty cholerny gnoju. – Cudem powstrzymał się, by go nie uderzyć w tę blond japę.
- To za wcześnie, nie sądzisz?
      Kastiela przeszył prąd przerażenia. Faktycznie, nie mogłaby zrobić USG w parę dni po ciąży. Zresztą, pewnie nie zaszłaby nawet w tę ciążę w parę dni. Znowu zgasła iskierka nadziei w jego sercu. Poczuł pustkę w głowie, dlatego skupił wzrok na czystym niebie za oknem. Nagle, wpadł na pewien pomysł.
- USG mogło być podrobione, a teraz staracie się o dziecko, by nie wyszło na to, że kłamaliście, ha! – Uśmiechnął się tryumfalnie i wsadził ręce w kieszenie czarnych bojówek. Nataniel był lekko zbity z tropu, ale natychmiast się opanował. Nie mógł zepsuć niczego.– A ty, Lucy, jesteś aż taka podła?
- Mam dziecko z tobą! – wrzasnęła tylko ta piękna kobieta, i skrzyżowała ręce na nagich, krągłych piersiach. Kastiel przełknął ślinę i spróbował opanować chęć obicia jej idealnej  twarzyczki. Jak mógł być taki głupi, by się z nią spotykać?!
- Widzę, że się dzisiaj nie dogadamy. Jednak wiedzcie, że ja znam prawdę. Ty nawet nie jesteś jeszcze w ciąży. Ale nie przeszkadzajcie sobie,. Starajcie się o dziecko dalej. Ja tylko przyszedłem, - położył klucze na stole – by oddać wam to mieszkanie. Bierzcie je sobie w chuj. Mam dość. A po rzeczy… - Rozejrzał się dookoła. – I tak nie miałem ich tu za wiele. Może kogoś przyślę. Luciana, ty je spakuj z wdzięczności, że nie wylecisz stąd na zbity pysk. Zrozumieliście?
      Dziewczyna niechętnie kiwnęła głową i odwróciła wzrok, zaś Nataniel wstał i podszedł do niego.
- Ubierz się, nie kręci mnie taki widok – zaśmiał się ponuro Kastiel.
- To dziecko jest twoje. – Jadowity szept wwiercił się w uszy czerwonowłosego chłopaka i nie dawał spokoju nawet wtedy, gdy był już blisko domu Oliwii. Co miał robić? Czekać?



***


      Czuły dotyk chłopaka niósł ukojenie mojemu ciału. Po jego opowieści, iskierka nadziei, że wszystko będzie dobrze, zapaliła się z wzmożoną siłą. Nie myślałam, że istnieją tak podli ludzie na tym świecie. Byłam naiwna? Tak, wiem. Chyba żyłam w wyidealizowanym świecie, który sama sobie stworzyłam. Teraz jednak, zaczęłam patrzeć na każdą sytuację, każdą osobą, każde słowo inaczej. Zrozumiałam, że to co czarne, nie zawsze jest czarne, a pomiędzy czarnym, a białym, jest jeszcze szary. Ludzie to bardzo złożone istoty i nie warto ufać im od samego początku. Wyjątkiem okazał się Kastiel. Wmawiałam sobie, że muszę być ostrożna, ale tak naprawdę na każde jego skinienie potrafiłabym lecieć z wywieszonym jęzorem nawet w ogień. To była po prostu miłość.
- Kocham cię, Oliwia – szepnął mi do ucha i pocałował delikatnie.
- Ja ciebie też.
       Popatrzyłam w jego roziskrzone, brązowe oczy. Uśmiechały się do mnie i czułam miłość z nich płynącą. Czy trzeba mi było do szczęścia czegoś jeszcze?



***




      Ze śmiechem wsiadłam na motor. Była piękna pogoda, godzina jeszcze młoda. Mieliśmy zjeść kolację na urokliwej łące, gdzie kochaliśmy się po raz pierwszy, po długiej rozłące. Słońce wesoło pieściło moje policzki i odbijało się od lusterek motoru Kastiela. Przytrzymałam się lekko chłopaka i ruszyliśmy.
- A wzięłaś kanapki?! – Nagle dobiegł mnie głos Kasa.
- Tak! Spokojna głowa! – Odkrzyknęłam i uśmiechnęłam się pod nosem. No tak, przypomniał sobie o nich już w połowie drogi. Pocałowałam go w plecy. Dobrze, że kupiłam ten cudowny płyn do płukania, bo ubrania pachniały po nim jak najwonniejsze kwiaty. A właśnie, jeszcze muszę uprać Kastielowi…


***




     Bajka rozpoczyna się w chwili, gdy trafiasz na swoją drugą połówkę. Szansa jest jedna na sto tysięcy. Zawsze mówili, że jestem szczęściarą.

***


      Tak, to Kastiel napisał dla mnie prywatną bajkę. Działał na mnie tak, że traciłam całą dorosłość i mogłam być sobą oraz o nic nie musiałam się martwić. Przy nim żyłam chwilą, a to życie, które mi podarował, było snem. Pięknym snem, który będę wspominać już zawsze. Na zawsze w moim sercu pozostanie tylko on. Kastiel.


***


      Słońce już powoli chowało się za drzewami. Czy to dobrze, że tą trasą nie przejeżdżał prawie nikt? Chyba tak, nie było szumu. Czułam się wspaniale i łapałam promienie światła całym ciałem. Wszystkie zmysły wyostrzyły mi się, a duszę zalewał spokój. Jeszcze nigdy nie byłam w takim stanie. Szkoda tylko, że moja biała bokserka była poplamiona na brzuchu. Nie miałam jednak siły jej oczyścić. Zresztą, niby czym? I nogi miałam tak dziwnie skręcone, ale nie chciałam się ruszyć. Jeszcze obudziłabym Kastiela. On tak słodko spał. Trzymałam jego chłodną dłoń w swojej dłoni i było mi tak jakoś dziwnie na sercu. W dodatku słone łzy wpływały mi do półotwartych ust. Tylko, no właśnie, dlaczego ja zaczęłam płakać? Nie mogę sobie jakoś przypomnieć powodu…
      Ale co to? Coś słyszę. Jaki miły dla uszu jest dźwięk samochodu. Zatrzymał się. Nie dałam rady przekręcić głowy, ale za to ujrzałam miłą twarz, pochylającą się nade mną. Kobieta, o kasztanowych, krótkich włosach spojrzała mi w oczy. Uśmiechnęłam się do niej ciepło, a ona zawołała kogoś. Przymknęłam na chwilę oczy. Mnie też dopadał sen. Ciekawe, kiedy Kastiel się obudzi?
- Dobranoc, kochanie – szepnęłam cichutko i odwróciłam głowę w jego stronę, mocniej ściskając dłoń chłopaka.


***
      Ładny pokój, urządzony w stylu wiktoriańskim, gościł teraz mały tłumek ludzi. Na bladozielonej kanapie siedziała rudowłosa kobieta, o twarzy dziecka, obok niej zajmował miejsce mężczyzna o białych włosach i zamyślonym spojrzeniu. W ręku trzymał chusteczkę w dziwne, kwieciste wzory. Na wygodnym fotelu zajął miejsce mężczyzna o brązowych włosach, ubrany w dżinsową kurtę i modne spodnie, a na oparciu fotelu przycupnęła jakaś granatowowłosa młoda dziewczyna, o pięknych, karminowych ustach. Wszyscy milczeli, chociaż znali się doskonale. Pierwszy przerwał ciszę mężczyzna na kanapie.
- Myślę, że najrozsądniej byłoby po prostu zaopiekować się tym wszystkim. Bo co, ma marnieć?
- Hahaha, ciekawe, czy Kastiel psioczy na nas w tym momencie? – Granatowowłosa dziewczyna puściła oczko do rudej koleżanki.
- Mysty, przestań, proszę – odparła tamta w odpowiedzi i oparła się o ramię mężczyzny, siedzącego obok niej.
- Czemu? To dla niego zafarbowałam się na granat. Zawsze mówił, że będzie mi w nim do twarzy.
- A mnie mówił, żebym ściął te idiotyczne frędzle u spodni, ale jakoś nigdy tego nie zrobiłem. Może jednak… A co u… Nataniela?
- Bez zmian. Psychiatryk go wyniszczył. Czasem tylko widuje Lucianę z brzuchem, ale ona znalazła sobie innego. Co będzie z nim robić, przecież urodzi jej się dziecko, a ona nie chce, by dowiedziało się, że jego ojciec siedzi w zakładzie…
- Mogła się hajtnąć ze mną – zaśmiała się dziewczyna o karminowych ustach, wzbudzając u wszystkich rozbawienie.
- Wątpię, że chciałaby kolejne dziecko do niańczenia – mruknął chłopak, który do tej pory milczał i poprawił fryzurę.
- Śmieszne. Nie wiadomo, czy ty nie jesteś taki sam, w końcu to rodzina…
- Niestety. Za Oliwkę, nie wybaczę mu do końca życia.
- Jak i większość ludzi. Jednego nie mogę tylko znieść. Tak mi jakoś pusto bez nich.
      Rudowłosa kobieta przytuliła do siebie mężczyznę i przymknęła oczy.
- Nie martw się. Kiedyś spotkamy ich, trzymających się za ręce i machających do nas na powitanie…


***


- No, połóż, połóż lampeczkę. – Cichy głos ładnej kobiety przeciął ciszę.
      Był wietrzny, jesienny dzień. Temperatura już znacznie spadła, ale jeszcze trochę dzieliło ich od mrozów. Ładny, zadbany grób błyszczał w słońcu.
- Oliwia i Kastiel Blaze. Ile trudności sprawiło wyrycie jednego nazwiska, pamiętasz Lysander?
- Tak, tak… Ale przecież nie mogli mieć osobnych.
- Nie, zdecydowanie nie. Taka miłość zdarza się raz na sto tysięcy.
- Kastiel zawsze był szczęściarzem…
      I trzymając się za ręce, odeszli. Ona, on i dziecko, owoc ich miłości.


Mówią, że prawdziwa miłość zdarza się raz na sto tysięcy. W takim razie, trzeba uważniej szukać i pamiętać, że czarne, nie zawsze jest czarne, a między czarnym i białym jest jeszcze szary, tak jak pomiędzy Niebem i Piekłem, jest jeszcze serce, które zawsze wie, jak uwolnić człowieka.



***
I nadszedł ten dzień, który jest końcem. Niespodziewanie, prawda? W niedzielę dodam jeszcze jeden rozdział. Rozdział-wyjaśnienie, bo należy wam się poznać okoliczności śmierci.
Wtedy się z wami pożegnam, a dzisiaj… dzisiaj po prostu prześlę pozdrowienia.
Ayidia

czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział czterdziesty trzeci




      Zatrzymaliśmy się z piskiem przed blondwłosą postacią. Rozpoznałam w niej Nataniela. A któż by inny mógł nam zepsuć ten dzień? A poza tym, to skąd wiedział, że będziemy tędy przejeżdżać, dziwne…
      Kastiel zszedł z motoru i zacisnął pięści.
- Czego, do cholery? – spytał z zimną nienawiścią w głosie.
- Chciałem wam życzyć szczęścia, na nowej drodze życia… - Nataniel zawiesił głos - Z przyszłym dzieckiem Kastiela.
- Co ty za bzdury wygadujesz?! – Czerwonowłosy chłopak się wściekł i skrzyżował ręce na piersiach. O co chodziło Natowi?
- Spytaj Luciany.
      Zapadła między nami cisza. Zamarłam i tępo wpatrzyłam się w plecy Kastiela. Miał mieć dziecko? Z… inną? Wiedziałam, że nie może być tak idealnie, jak się zapowiadało. Nie, nie, zawsze się wszystko musi psuć. Kurde, tylko dlaczego w taki sposób? Jakoś nie wyobrażam sobie naszego życia dzielonego między dwie rodziny. A dziecko na pewno cierpiałoby, dlatego, że musiałoby dzielić ojca na połowę z obcą kobietą.
      Kastiel spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach. Chyba po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co robić. Wzrokiem nakazałam mu, by wsiadł na motor. Na Nataniela nawet nie patrzyłam. Nie zasłużył na ani jedno spojrzenie z mojej strony.
        Po kilkunastu sekundach już pędziliśmy w stronę domu, a zgrabna sylwetka chłopaka, którego kiedyś uważałam za ideał, zniknęła za zakrętem.
      W domu usiedliśmy przy stole. Kastiel miał bardzo zmartwioną minę. Szkoda mi go było, ale z drugiej strony, mógł się nie szlajać z wszystkimi dziewczynami, które poznał.
- Jesteś na mnie zła? – spytał w pewnym momencie i zacisnął pięści na blacie.
- Trochę – odparłam zgodnie z prawdą. – Co my teraz zrobimy?
- My?
- A myślałeś, że cię zostawię?
- Ja bym tak zrobił. – Chłopak uśmiechnął się łobuzersko.
- Ja pytałam poważnie.
- No… - zaczął. – Urodzi to dziecko, będę na nie płacił, widywał raz na jakiś czas…
- Dziecko to nie zwierzę! Potrzebuje czułości!
- Myślisz, że jest mi łatwo zastanawiać się teraz, co będzie potem?! – Kastiel gwałtownie wstał od stołu. – Kurwa, ja mam przesrane…
- Uspokój się. Pomogę ci, obiecuję – zapewniłam go i podeszłam, by przytulić chłopaka, ale mnie odtrącił.
- Zostaw mnie. Wydaje ci się, że to zaakceptujesz, ale potem zmienisz zdanie. Przecież to nie jest łatwe dzielić się kimś na połowę.
      Doskonale o tym wiedziałam. Wstyd się przyznać, ale bardziej martwiłam się o siebie niż o to dziecko. Kastielowi może się spodobać życie rodzinne, pokocha małą istotkę, a ja pójdę w odstawkę. Wiem, że jestem egoistką, ale tak cholernie go kocham, że jest mi ciężko wyobrazić sobie tę całą sytuację.
- Nie gryź się tym, proszę… To mój problem. – Kastiel dotknął mojego ramienia.
- Wiedziałam, że było zbyt idealnie.
- Zbyt idealnie by było, gdybyś powiększyła sobie piersi – powiedział chłopak, a ja chcąc, nie chcąc, parsknęłam śmiechem i trąciłam go w bok. A może nie będzie tak źle…? Przecież się kochamy, powinniśmy sobie dać radę…


***


      Pierwsze, co zobaczyłam po przebudzeniu, to była twarz Kastiela. Pomyślałam wtedy o pierścionku, który schowałam pod materacem i który był dowodem poważnych zamiarów chłopaka wobec mnie. Ciekawe, czy w przyszłości zechce mi się ponownie oświadczyć?
- Czemu się tak uśmiechasz? – spytał chłopak, a jego zwykła, naburmuszona mina, złagodniała.
- Bo mam powód.
- Jaki?
- Kocham cię. – Zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam słodko.
- Taka dawka tęczowej radości z samego rana może spowodować u mnie efekty uboczne – powiedział Kastiel, próbując ukryć uśmiech.
- Jak zwykle romantyczny…
- Romantyczny to moje czwarte imię, zaraz po Przystojnym, Męskim i Idolu.
      Zaśmiałam się i odwróciłam do niego plecami. Natychmiast mnie objął i nachylił się, by cmoknąć mój policzek. uśmiechnęłam się pod nosem, ale od razu przypomniały mi się wczorajsze wydarzenia. Czy już zawsze informacja o dziecku Luciany będzie mi psuć humor?
      Niebieskie, koronkowe ramiączko od piżamy obsunęło mi się lekko.
- Zrobiłaś to specjalnie – mruknął Kastiel i przewrócił się na plecy.
- Erotoman – zaśmiałam się i wstałam z łóżka. – Nie obraziłabym się, gdybyś zrobił śniadanie.
- A ja bym się nie obraził, gdyby na śniadanie było wiesz co?
- Chyba się domyślam. – Zgromiłam go wzrokiem i poszłam do łazienki. – Kochanie, ale potem… Kastiel!
- Co?
- Chodź tutaj!
      Na oknie w korytarzyku było przypięte USG. Kiedy to zobaczyłam, zebrało mi się na wymioty. Czy Nataniel mógł się posunąć aż tak daleko? Czułam się tak słabo, jakbym miała za chwilę zemleć. Usiadłam na różowym dywaniku i chwilę potem wszedł Kastiel. Kiedy zobaczył kartkę, zamarł, ale dostrzegłam w jego oczach niesamowitą złość. Otworzył okno i od razu podarł USG, wrzucając je do kosza w łazience. Podszedł do mnie i kucnął. Zauważyłam, że trzęsły mu się ręce. Nie mógł opanować ich drżenia, ale przycisnął mnie do siebie, nie zwracając na to większej uwagi.
- Ola, przysięgam, że go zapierdolę. Ja… On musi za to zapłacić. Jest chory psychicznie, zdolny jest i ciebie porwać.
- Zostaw go, Kastiel, proszę. Nie warto.
- Warto – syknął chłopak i ścisnął mój łokieć, aż pisnęłam.
- To boli!
- Wybacz. Kurna, wybacz mi za wszystko – wychrypiał chłopak i popatrzył mi w oczy z jakimś dziwnym lękiem, ale też zaciętością. Poczułam, że nie odpuści Natanielowi i zemści się.
      Pocałowałam go w usta i wplotłam palce w jego czerwone włosy.
- Obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego – poprosiłam.
- Obiecuję.
- Nie zbywaj mnie tylko. Nie przeżyłabym, gdyby znowu coś się stało przez naszą głupotę.
- Dobra, dobra… ale to, że będzie miał ładną buźkę… Tego nie mogę obiecać. Jak przypieprzę gnojowi, to się mu odechce stra…
      Nie dokończył bo zamknęłam mu usta gwałtownym pocałunkiem. Narwaniec z niego
i bardzo się boję, że może wyniknąć z tego coś strasznego, dlatego za wszelką cenę muszę pilnować Kastiela i nie dopuścić, by stało się coś, czego wszyscy będziemy żałować.
- Wyjedźmy gdzieś na trochę – zaproponowałam, w przerwie między pocałunkami.
- Jak chcesz… - szepnął i cmoknął mnie w szyję.
      Warto być kobietą…



***
Króciutki, bo nie miałam zbytnio czasu. Następny za tydzień.

Rozdziałów do końca zostało… nie wiem ile. Wyjdzie w praniu.
Co do kontynuacji pod jakąkolwiek postacią – nope.
Spotkanie klasowe – zastanowię się.

Nie wiem, czy będę cokolwiek potem pisać. Mam zaczętych parę opowiadań, ale chyba zostawię je dla siebie. Zresztą, wy tu głównie przyszłyście dla postaci ze SF, ale nienawidzę pisać dwa razy o tym samym, więc nie ma możliwości, bym zaczęła inne opowiadanie o tym.
To tyle. Mam dziadowski necior, więc nawet nie odpisałam na komentarze. Jeśli uda mi się wstawić ten rozdział, to będzie czadowo.
Pozdrowienia ;)

czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział czterdziesty drugi






      Obudził mnie odgłos ciężkich kropel deszczu, uderzających o blaszany parapet. Przetarłam oczy i odchyliłam kołdrę. Była szósta piętnaście. Budynek powoli budził się do życia. Spojrzałam w prawą stronę. Na krześle drzemał Kastiel, a raczej tylko jego tyłek, bo głową opierał się o moje łóżko. Co dziwne, cicho chrapał, a to mu się wcześniej nie zdarzało. Musiał nacisnąć jakiś kanał nosowy czy coś tam. Położyłam się na boku i delikatnie dmuchnęłam w czerwone włosy chłopaka. Poruszył się i chwilę potem wstał. Zadziwiające, że miał taki czujny sen. Pewnie zasnął dopiero niedawno.
- Czemu mnie tak wcześnie budzisz? – zapytał, przeciągając się na krześle, rzuciwszy mi przedtem zdegustowane spojrzenie.
- Słodko wyglądasz, kiedy śpisz, ale wolę patrzeć na ciebie, gdy jesteś świadomy. – Postanowiłam grać w otwarte karty. Kochałam go, po co to ukrywać. Zawsze to chłopcy troszczyli się o rozwój związku, to oni się starali, wszystko inicjowali. Teraz ja postanowiłam dać trochę od siebie.
- Kurna, weź się opanuj kobieto. – Kastiel wydął usta i przeczesał ręką włosy.
- Mam do ciebie prośbę. – Posłałam do niego pytające spojrzenie. – Mógłbyś mi wmasować maść w siniaki? Nie chcę czekać na pielęgniarkę, bo to boli.
- Dobrze. – Niechętnie wstał z krzesła i gdy podałam mu tubkę do ręki, skrzywił się, jakby zjadł właśnie ostatni kęs rozgotowanych skarpet. Uśmiechnęłam się pod nosem i podciągnęłam bluzkę do góry. Mina chłopaka mówiła, że próbował się przywołać do porządku.
- Będziesz widział, gdzie są siniaki.
      Przymknęłam oczy, czekając na pierwszy kontakt mojej skóry z jego dłońmi. Nagle miejsce po lewej stronie mojego brzucha przeszył chłód. Długie palce chłopaka zataczały tam teraz koło. Powstrzymywałam drżenie ciała, ale kiepsko mi to wychodziło. Kastiel też był wyraźnie sztywny. Powoli przesuwał się na sam środek brzuchu. Niesamowitą przyjemność sprawiał mi jego masaż. Nawet obolałe miejsca zdawały się być znieczulone.
- Kas… - szepnęłam cicho i zagryzłam wargę. Niesłychanie dobrze czułam się, gdy mnie dotykał. Jego dłonie, tak dobrze mi znane, nie mogłyby wyrządzić żadnej krzywdy mojemu ciału. Ufałam mu bardzo, ale on zdawał się nie zwracać na to uwagi.
- Przewróć się na plecy – rozkazał chłopak po dłuższej chwili milczenia i posłusznie zrobiłam to, o co prosił. Teraz mogłam swobodnie rozchylać usta, by nabrać więcej powietrza do płuc. Tak dziwnie mi go brakowało, kiedy czułam na sobie jego dłonie.
      Chłopak przesunął palcami po mojej talii. To wcale nie było konieczne. Po chwili poczułam na plecach coś ciepłego i wilgotnego, coś, co muskało moją skórą, jak najczulsze piórko. Czy on mnie całował? Momentalnie się odwróciłam i ujrzałam przed swoją twarzą jego usta, oddalone o kilka centymetrów. Później dostrzegłam ciemnobrązowe oczy, błyszczące w półmroku, bo, no właśnie, żadne z nas nie zaświeciło światła!
       Wstrzymałam oddech. Położył ręce po obu stronach mojej głowy i cały wszedł na łóżko. Nachylił się nade mną jeszcze niżej. Poczułam zapach męskiego szamponu do włosów. Kiedy przyłożył wargi do mojej szyi, zesztywniałam, a gdy leciutko ją polizał, całkowicie znieruchomiałam, nie chcąc zepsuć chwili.
- Chciałbym cię zabrać do hoteliku miłości – powiedział i wtedy wcale nie wydało mi się to nieodrzeczne. Brzmiało jak najpiękniejsza muzyka, obiecująca szczęście.
- Zrób to – odparłam, wyprężając się jak kotka.
- Ale to byłoby nieuczciwe.
- Wobec kogo? – zirytowałam się.
- Wobec ciebie. – Zamknął oczy. – Nie chcę cię zwodzić, ale nie potrafię nad sobą zapanować. Kurna, ja się zaraz zabiję. Ja, Kastiel Blaze, nie umiem o tobie zapomnieć.
- Nie zapominaj. Kastiel, proszę – szepnęłam błagalnie – wróćmy do siebie…
- Wykluczone.
- Nienawidzę cię.
- A ja cię kocham.
- Co? – zdumiałam się.
- To, co słyszałaś.
      Przypomniała mi się pewna scena sprzed paru lat. A potem następna i następna. Chwile nad morzem, kiedy razem mieszkaliśmy, pierwszy pocałunek, pierwsza wspólna noc. Cholera, cholera, cholera! Ja tak go kochałam! A teraz, kiedy to powiedział, byłam dziwnie smutna. Dlaczego? Dlatego, że słowa niczego nie zmienią. Nasza przyszłość już została chyba zaplanowana przez jakiegoś złośliwego chochlika, który postanowił, że nigdy nie zaznamy szczęścia.
      Popłakałam się, a on zaczął ocierać kciukiem moje gorące, łzy rozpaczy.
- Przytul mnie – poprosiłam i zaraz poczułam na sobie ciężar jego męskiego ciała. Po chwili objął moją rękę, a swoją drugą dłonią, zaczął gładzić mój policzek. Czuły dotyk koił niespokojne drżenie ciała żałosnej, nieszczęśliwej dziewczyny, którą teraz byłam. Cholerne łzy nie dały się zahamować, a to mnie bardzo denerwowało. Nie chciałam okazywać słabości, tym bardziej, że on był silny. Skoro mnie kochał, to czemu to wszystko musiało być takie skomplikowane? Za dużo murów, wspomnień, zatajonych żalów się między nami stłoczyło. Ale czy nagromadziło się ich aż tak dużo, że nie można było wybaczyć i zacząć wszystkiego od nowa?
      Pocałowałam go w policzek, napawając się bliskością chłopaka.
- A gdybyśmy tak… - zaczęłam, ale mi przerwał:
- Nie. Przynajmniej nie teraz. – Oblizał wargi i musnął nimi mój dekolt. – Proponuję, żebyśmy spędzili ten dzień i noc razem, a potem zachowywali się jak zwykli znajomi, których relacje są na stopniu kapusty i marchewki.
- Co? – zachichotałam cicho.
- Ostatnia doba razem. Jako kochanków.
- Nie chcę się z tobą rozstawać – zaprotestowałam i zaraz poczułam uderzenie gorąca w brzuchu, kiedy oparł głowę o moje ramię.
- Tak będzie lepiej. Będąc razem, tylko się krzywdzimy – powiedział.
      Nie znałam go od takiej strony. Zdecydowany na dorosłe czyny, poświęcenia, opanowany… Taki Kastiel podobał mi się jeszcze bardziej niż ten z czasów licealnych.
- Wypisują mnie o dziesiątej. Przyjedź – powiedziałam i z ciężkim sercem zamknęłam oczy.


***


      Warkot motoru ponaglił mnie do wyjścia. Właśnie kończyłam toaletę w mojej zielonej, kafelkowej łazience. Łatwo mu tak trąbić, kiedy on miał na przygotowania parę godzin więcej. W dodatku strasznie burczało mi w brzuchu, bo Kastiel kazał mi sobie oszczędzić ten ostatni posiłek w szpitalu, mówiąc, że zjemy na mieście. Włożyłam na siebie dżinsy w białe kwiaty, do tego założyłam czerwony t-shirt z japońskimi znakami i na wierzch narzuciłam czarno-różową kurtkę. Nie udała nam się dzisiaj pogoda, ale nic nie mogło zepsuć mojego humoru, bo caluteńkie dwadzieścia cztery godziny miałam spędzić z Kastielem. Zupełnie jak normalna para!
      Wybiegłam z domu, prawie zapominając go zamknąć i wsiadłam na motor. Ruszyliśmy z piskiem opon, zapewne denerwując tym moją sąsiadkę, która omal nie śpiewała z radości, kiedy dowiedziała się, że Kastiel już tu nie będzie mieszkał. Stara prukwa, życzy wszystkim dookoła samych nieszczęść.
      Nie przejmując się już nią, spokojnie mijaliśmy domy, a potem sklepy i pocztę, aż w końcu dotarliśmy do malutkiej kawiarenki, urządzonej w czerwonym tonie. Po prawej stronie stało może z pięć trzyosobowych stoliczków, nakrytych rubinowymi obrusami. Obok każdego z nich, stała lampka nocna, rzucająca miły, różowy cień na ścianę, wytapetowaną w bladoróżowe koty, na czerwonym tle. W rogu, obok drewnianej szafy grającej, stała niewielka sofa z granatowymi poduszkami. Lada, po lewej stronie, również była granatowa, a sprzedawczyni pasowała do wnętrza jak ulał.
- Dzień dobry. – Wysoka właścicielka przyjemnego głosu, szczerze się do nas uśmiechnęła. Jej opalona twarz ładnie komponowała się z kruczoczarnymi włosami i krwistoczerwoną szminką, którą pociągnięte były podłużne usta kobiety. Oczy miała koloru ciemnozielonego, a pod okularami w czarnych oprawach, dało się zauważyć słodki pieprzyk. Miała na oko z czterdzieści parę lat i urody nie można jej było odmówić.
- Możemy prosić menu? – Kastiela najwyraźniej nie oszołomiła ta dziwna postać ubrana w hinduskie chusty w tym samym stopniu co mnie, bo nawet nie wykazał odrobiny zainteresowania tą kobietą.
- Oczywiście, kochaniutki.
      Usiedliśmy przy stoliku pod oknem i spojrzałam w kartę. Strona druga, menu śniadaniowe. Po dłuższym namyśle postanowiłam wziąć naleśniki z czekoladą w polewie wiśniowej z lodami truskawkowymi i do tego herbatę. Kastiel wziął to samo, tylko, że zamiast herbaty, kawę.
- Uroczo tu – zauważyłam, rozglądając się wokół.
- Yhm – mruknął w odpowiedzi chłopak i złapał mnie za rękę, którą położyłam na stoliku. Znajome motylki w brzuchu zaczęły atakować. Spojrzałam na niego speszona, ale tylko wzruszył ramionami. Fajnie było niczego nie udawać, tylko tak normalnie sobie posiedzieć i popatrzeć w oczy.


***


      Oparłam się o motor, wciąż jeszcze rozgrzana gorącą herbatą i wymownymi spojrzeniami Kastiela.
- Dokąd teraz? – zapytałam, nakładając na głowę kaptur.
- Do pensjonatu dla zakochanych? – odpowiedział, wsuwając mi kolano między uda.
- A czym on się różni od zwykłego?
- Ma grubsze ściany. – Zaczerwieniłam się, słysząc te słowa i prychnęłam udając zgorszenie, ale tak naprawdę, to chciałam się z nim zamknąć w czterech ścianach i oddać namiętności.
      Wsiedliśmy na motor i Kastiel dodał gazu.


***


      Nasz pokój urządzony był w tym samym stylu co kawiarenka, z tym, że pościel i meble były kremowe. Od razu zamknęłam się w łazience, nie zważając na protesty Kastiela. Nalałam wody do wanny, wypełnionej już różnymi kulkami musującymi i płynami, chciałam być czysta i pachnąca.
- Otwórz, muszę co coś powiedzieć. – Dobiegł mnie zza drzwi krzyk Kastiela i owinąwszy się ręcznikiem, poszłam otworzyć.
- Co? – zadarłam głowę do góry.
- Kocham cię.
      Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy wziął mnie na ręce i posadził w wannie. Gorąca woda zaostrzyła moje zmysły jeszcze bardziej. Chłopak również ściągnął ubranie i usadowił się za moimi plecami. Zadrżałam lekko.
- Zimno ci? – spytał chłopak, muskając ustami mój kark.
- Nie – odparłam cicho i oparłam się o jego ładnie wyrzeźbiony tors. Chwilę bawiliśmy się swoimi palcami, aż zauważyłam jakieś rany na lewym nadgarstku chłopaka. Zaniepokoiłam się trochę. Co on wykombinował? Wyglądał to tak, jakby się pociął. – Co to jest?
- Chcesz wiedzieć? – westchnął. – To nic szczególnego. Zadrapałem się na ogrodzeniu.
- Na pewno?
- Tak. Nie jestem taki głupi, żeby się ciąć żyletami.
- Wiem, ale ja się o ciebie tak strasznie martwię…
- Nie mów mi takich rzeczy. Oszczędź, proszę.
      Przesunął dłoń w kierunku mojego pępka, a potem na udo. Przylgnąłem do niego mocniej.



***


      Leżałam w objęciach chłopaka i wsłuchiwałam się w deszcz. Tutaj było tak przytulnie i bezpiecznie. Aż żal, że nie mogliśmy zostać w tym pokoju na wieczność. Kastiel mamrotał pod nosem, żebym nie używała więcej takich różanych zapachów, bo on wtedy też śmierdzi jak baba. Zaśmiałam się i odwróciłam do niego twarzą.
- To chore, wiesz? – stwierdziłam, mając na myśli tę całą sytuację i układ między nami.
- Wiem, ale mnie się to podoba – zaśmiał się cicho i pocałował mnie w szyję. On się nigdy nie zmieni. Jedyną przeszkodą, do tego, że nie możemy być razem, jest jakaś głupia, urojona powinność. Nie my. Bo, kurwa, my się kochamy!


***


      Przewrócił ją na plecy i zamknął w swoich ramionach jak w klatce. Ciężko dyszeli. Oboje. Zalała go nagle fala takiego gorąca, że nie mógł już wytrzymać tempa. Jęczała trochę za głośno, więc zamknął jej usta pocałunkiem, co było nie lada wysiłkiem, bo sam też miał ochotę wydać z siebie dźwięk rozkoszy, zwłaszcza wtedy, gdy ocierała się o jego podbrzusze, smukłą talią. Fascynowała go jej sylwetka. Smagłe ramiona, delikatna kibić, zaokrąglone biodra… To wszystko było teraz do jego dyspozycji. Przyjmowała każdy jego ruch i każdą decyzję bez protestów, a czasem lubiła sprawiać niespodzianki. Musiała go kochać i najlepsze było to, że on odwzajemniał to uczucie. Popieprzyło się to wszystko, ale kiedy dotykał jej gorącego ciała, nie myślał o niczym innym, tylko o chwili obecnej. Oderwał wargi od jej ust i spojrzał na ramię dziewczyny, na którym zostawił siny ślad. Nie lubiła znaków, ale z kolei drogę do ich powstawania wręcz ubóstwiała. Ech, co za dziewczyna. Chciałaby mieć wszystko naraz.
      Wzdrygnął się lekko, bo objęła go w pasie i przyciągnęła do siebie. Z trudem położył się płasko na jej ciele i jędrnych piersiach, które teraz ocierały się o jego tors i przyprawiały o konwulsje. Pomyślał, że już dłużej tego nie wytrzyma i chwilę potem poczuł, że opada z niego napięcie. Osunął się na dziewczynę, która nagle wbiła mu paznokcie w plecy. Spojrzał na nią z czułością i cmoknął w czoło. Oddychała ciężko, delikatnie gładząc jego ramię. Uśmiechnął się i nakrył ją swoim ciałem, niczym kocem. Pod nim wydawała się taka drobniutka. Była dopiero czternasta. Mieli jeszcze dla siebie kilkanaście godzin.
      Odsunął się i pochylił nad jej udem. Z pewnością zaczął całować jego wewnętrzną stronę. Gdy do jego uszu doleciały rozkoszne jęki, uśmiechnął się. O to mu chodziło. Chciał jej sprawić jak najwięcej przyjemności. I pomyśleć, że czerpał z tego pewnie więcej radości niż ona! Ubóstwiał to piękne ciałko
i jeszcze piękniejszą duszyczkę. Zrobiłby dla niej wszystko. Dla tej białowłosej, wysokiej dziewczyny, którą spotkał pierwszy raz w liceum…
- Kastiel, proszę cię… Jestem głodna – wyszeptała, a on zaśmiał się głośno. Pomierzwił dziewczynę po włosach i ubrał spodnie. – Gdzie jedziemy?
- Na miejscu podają pyszne obiady. – Przyglądnął się, jak naciąga na ciało kremową kołdrę. Wyglądała bardzo zmysłowo. – Chyba, że masz ochotę się gdzieś przejechać.
- Nie. Myślałam tylko, że to hotel na kilka godzin…
      Przysunął się bliżej Oliwii i złożył na jej ustach czuły pocałunek. Uśmiechnęła się delikatnie i pogłaskała go po policzku.
- A podają tu posiłki do łóżka? – spytała i spuściła wzrok.
- Tak. Tylko trzeba zejść, zamówić. Idę…
      Wstał, zostawiając ją na ogromnym łożu, przykrytą tylko cienką kołderką.


***


      Jadł truskawkę tak wolno, jakby była najpyszniejszym i najrzadszym okazem do jedzenia na świecie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Lubiłam ten jego zamglony wzrok, kiedy się zamyślał.
- Kas, o której się stąd wynosimy? – zapytałam, próbując udawać obojętność. Chociaż była dopiero siedemnasta, już bolało mnie serce, na myśl o rozstaniu.
- O ósmej rano – odpowiedział chłopak i położył się na plecach. – A co, nie podoba ci się?
      W jego głosie słyszalna była zadziorna nuta.
- Nie podoba. – Uśmiechnęłam się.
- Czemu?
- Bo teraz powinieneś mnie przytulać – zaśmiałam się i odchyliłam, w oczekiwaniu na uścisk silnych ramion Kastiela.
      Zerwał się do pozycji siedzącej i przyciągnął mnie do siebie. Pisnęłam cicho i wtuliłam się w jego szeroką klatkę piersiową. W jego bluzie było mi trochę gorąco, ale nie chciałam przerywać tej pięknej chwili. Dotyk Kastiela wywoływał na moim ciele dreszcze. Chciałam zasnąć w jego ramionach. Zasnąć i już się nie obudzić, bo skoro nie możemy być razem, ja nie chcę być w ogóle…


***


       Ciemno za oknami. Już dziesiąta wieczorem, a ona dalej śpi. Nie wybaczyłaby mu pewnie, gdyby jej nie obudził. Zapalił pomarańczową lampkę nocną, która rzuciła na nich miły cień. Odwrócił się na bok i spojrzał na słodki profil dziewczyny. Leżała do niego przytulona, aż żal było ją wyciągać ze snu, ale wiedział, że złościłaby się.
      Dał jej buziaka w policzek. Nie zareagowała. Uwielbiał całować jej ciało. Smakowało idealnie. Tym razem pocałował ją w usta. Zamruczała cicho i poruszyła brwiami. Kolejny całus, tym razem głębszy. Jeszcze jeden. Już była w pełni świadoma.
- Pobudka, gwiazdo – wychrypiał i odgarnął jej włosy z czoła.
- Która godzina? – spytała, nakrywając się kołdrą aż po szyję.
- Dziesiąta. – Zassał dolną wargę dziewczyny i czekał aż go obejmie za szyję. Wtedy położył się na niej i spojrzał w oczy. Zadrżała mu ręka, gdy wsadził ją pod bluzę, którą była okryta Oliwka. Ogarnęła go ochota, by być jeszcze bliżej niej.– Rozbudzę cię…
- Yhm – wymruczała niewyraźnie i zaczęła masować brzuch chłopaka.


***


      Moje usta pulsowały od gwałtownych pocałunków Kastiela. Większe pożądanie u niego widziałam tylko na łące, po tym rozstaniu. Ale wtedy byli za sobą stęsknieni po długim czasie, a teraz mieli siebie cały dzień. Czyżby chciał, żeby ostatni raz był najwspanialszy na świecie? Przymknęłam oczy i przypomniałam sobie jego zachłanny wzrok sprzed kilkunastu minut, kiedy podroczyłam się z nim trochę.
- Nie za ostro? – spytał nagle chłopak i westchnął głośno.
- Nie, skąd… Ty zawsze jesteś taki uważny – powiedziałam i kokieteryjnie musnęłam go palcem w ramię.
- Nie słodź mi…
- Ale ty jesteś słodki!
- Ola, chcesz, żebym cię teraz wziął? – zaśmiał się chłopak i podniósł się na łokciach.
- Może… Łaaa, Kas!
       Kastiel popchnął mnie na poduszki i przygniótł do miękkiego materaca. Zaśmiałam się głośno.
- Nie mogę oddychać! – sapnęłam, oplatając go nogami w pasie.
- I dobrze. Zrobisz teraz, co będę chciał… - wymruczał cicho, patrząc w okno. Posłałam spojrzenie za jego wzrokiem. Chmury odpłynęły, bo na nieboskłonie pojawił się księżyc. Pocałowałam Kastiela.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też, moja malutka…
      Ułożył się obok mnie i objął ramieniem. Ciepło promieniujące z jego boku przyjemnie pieściło moją nagą skórę i rozlewało się w sercu. Tak dobrze mogło być zawsze. To dziwne, ale pomyślałam w tym momencie, że chciałabym mieć z nim dziecko. Taką małą istotkę, nasze połącznie. Owoc miłości. Namiastka Kastiela.
- O czym myślisz? – spytał chłopak.
- O niczym. Śpij…
      I zasnęliśmy oboje, śniąc ten sam, pożegnalny sen o lepszym życiu.


***


      Rano obudził mnie chłodny dotyk dłoni Kastiela na twarzy. Czułam, że wstaje i trzaskają jakieś drzwi, ale nie otwierałam oczu, sama nie wiem dlaczego. Kiedy w końcu rozbudziłam się na dobre, chłopaka przy mnie nie było. Jakaś gula stanęła mi w gardle i prawie się zadławiłam. Mówił prawdę? Odszedł… Bez pożegnania. Kurwa!


***


- Oliwia! Halo!
- Co? – Oderwałam twarz od poduszki nie wierząc, że słyszę ten głos. – Jesteś?
- A myślałeś, że cię zostawię? Oliwia, ja już nigdy nie odejdę. Pieprzę przeszłość, pieprzę…
      Podbiegłam do niego i zacałowałam prawie na śmierć, zupełnie nie zwracając uwagi na tacę ze śniadaniem, którą trzymał w rękach. Na te słowa czekałam.
- Ale nie śnisz mi się? – upewniłam się.
- A mam cię uszczypnąć? W tyłek może, jeśli tak tego pragniesz…
- Przecież mieliśmy się rozstać…
- Powiedziałem tak, bo chciałem, żeby ten dzień był niezapomniany. I był pożegnaniem ze starym życiem. To co, zostaniesz moją dziewczyną? – spytał Kastiel, a ja zamknęłam oczy. Narastająca radość mnie osłabiała.
- Tak – szepnęłam cichutko i wtuliłam się w niego mocno. Nareszcie razem.


***


      Jechaliśmy motorem do domu. Miałam uczucie, jakbym obudziła się z głębokiego snu, w którym jadłam szczęście łyżkami. Byłam zmęczona, jak po ciężkiej fizycznej pracy, ale z mojego ciała tryskały endorfiny. Czy to jest właśnie spełnienie? Nagle, na drodze otoczonej z dwóch stron lasem, stanęła jakaś postać o blond włosach.
- Co jest, kurwa?! – Usłyszałam głos Kastiela i poczułam, że hamuje motor.



***
No, następny za tydzień! Jeszcze kilka rozdziałów i kończę. :)
Pozdrawiam serdecznie.