sobota, 30 marca 2013

Rozdział dwudziesty piąty


Uwaga, z błędami, bo zostawiłam w szkole kingstona z poprawną wersją.
Zaktualizuję w niedalekiej przyszłości, jeśli mi Net nie padnie. Przepraszam za utrudnienia.
Miłego czytania.

 
   Kastiel obudził mnie głośnym przekleństwem.
- Co się stało? – spytałam, przeciągając się jak kotka.
- Lysander do mnie dzwonił, żebym szybko pojechał do szpitala.
- O matko… Nataniel…? – Senność przeszła mi od razu.
- Skąd, nie może po prostu odebrać Iris, bo zepsuł mu się samochód, a obiecał jej.
      Odetchnęłam z ulgą i postanowiłam jechać z Kastielem. Dawno nie widziałam koleżanki z czasów licealnych. Odświeżyłam się w łazience, uczesałam i już byłam gotowa. Po drodze zjadłam jeszcze kanapkę.
      Jechaliśmy do szpitala w ciszy. Kastiel miał dziś chyba zły humor, bo o mało nie wyrwał drzwi samochodu, kiedy nie chciały się otworzyć. Swoją drogą, to ciekawe co się dzieje z Natanielem. Wysłałam mu wiadomość, ale nie odpisał. Nawet nie raczył puścić dzwonka, że wszystko z nim w porządku.
      Szpital okazał się ogromnym, pomalowanym na biało budynkiem. Wstyd się przyznać, ale nigdy tu nie byłam. Zawsze jeździłyśmy z ciocią do pobliskiego miasta. Zastanawiałam się wtedy, dlaczego? Teraz jednak rozumiem, bo tutejszy szpital sprawiał dość przygnębiające wrażenie. Wyglądał na opuszczony, a wewnątrz królował surowy wystrój. Gdzieniegdzie białe ściany poprzecinane były zadziwiająco dorodnymi paprotkami. Nad każdymi drzwiami wisiał mały krzyżyk, a obok recepcji szumiała mała fontanna, na której szczycie wyrzeźbiony był pies, tryskający wodą z otwartego pyska. Całość nie prezentowała się zachęcająco. Człowiek miał wrażenie, jakby przebywał w próżni, taka panowała cisza.
- O, Iris. – Podskoczyłam na dźwięk głosu Kastiela.
      Obok jednej z paprotek siedziała moja ruda koleżanka. Uśmiechnęłam się szeroko, ale zaraz zorientowałam się, że jest w co najmniej ósmym miesiącu ciąży! Iris, która chciała robić karierę w świecie mody,  spodziewa się dziecka? Podeszłam do niej niepewnie.
- Cześć – mruknęłam, bo nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Ola, kopę lat. – Iris uśmiechała się. W ogóle promieniała. Uścisnęłam ją serdecznie. – Nie patrz tak na mnie. Ciąża to nie choroba.
      Zmieszałam się.
- Ale zawsze chciałaś mieć dziecko dopiero po trzydziestce. Zakochałaś się? – spytałam, zerkając na znudzonego Kastiela.
- Nie. To była wpadka. Jeden jedyny raz – ściszyła głos, a mnie zrobiło się głupio. – Kastiel, nie powiedziałeś jej?
- Wiedziałeś?! – krzyknęłam z wyrzutem.
- Dobrze wiesz, że nie jestem zbyt rozmowny i nie rozsiewam plotek, jak baba. – Chłopak spojrzał na mnie znacząco. – To, że przespała się z Lysem, to nie moja, ani twoja sprawa, prawda?
- Z Lysandrem?!
      Usiadłam na ławce. Czego ja się dowiaduję?! Niemożliwe, żeby ten niezwykły, kolorowooki chłopak i Iris, dwoje najspokojniejszych ludzi na świecie, tak głupio wpadli. Poniosło ich? A może byli parą? Ale Iris mówiła, że to był jeden raz.
- W drodze do samochodu ci wszystko wyjaśnię – rzekła Iris i wzięła mnie pod rękę.
      Podobno po moim wyjeździe dziewczyna dołączyła do zespołu Kastiela i grała na basie. Zaprzyjaźniła się z Lysandrem i wymieniali się uwagami na temat stylu chłopaka. Potem kontakt się urwał, kiedy Iris poszła na studia. Chciała w przyszłości być projektantką ubrań, jednak pewnego dnia, nieoczekiwanie wpadli na siebie na ulicy i poszli na kawę, by powspominać stare, dobre czasy. Kawa przerodziła się w drinki, no a potem wybrali się nad rzekę. Krew uderzyła im do głowy, do tego romantyczna sceneria zrobiła swoje i stało się.
      Następnego dnia postanowili, że o tym zapomną, ale trzy miesiące później, ginekolog potwierdził obawy Iris, co do ciąży. Napisała do Lysandra list. Odpowiedź otrzymała prawie natychmiast, kiedy chłopak zjawił się pod jej domem z bukietem kwiatów. Przepraszał, że zniszczył jej życie, błagał ją na kolanach o wybaczenie i powiedział, że oczywiście wychowa to dziecko razem z nią. Iris pamięta, że wtedy rozpłakała się z bezsilności, ale z czasem zaczęła się cieszyć, że w jej brzuchu rośnie nowa istota. Rodzice przyjęli tę wiadomość ze spokojem, dali potrzebne wsparcie córce, tym bardziej, że Lysander stanął na wysokości zadania i jeździł z nią na do szpitali na szkoły rodzenia.
- Czyli jesteście razem? – zapytałam, pomagając jej wsiąść do samochodu.
- Nie. O miłości nigdy nie było mowy, chociaż podkochiwałam się w nim swego czasu.
      Dalsza droga nasiąknięta była naszymi refleksjami i myślami. Spojrzałam na harmonijny profil Kastiela i stwierdziłam, że… go kocham. Tak, właśnie w tej chwili, w niespodziewanych okolicznościach, uświadomiłam sobie, że jest miłością mojego życia. Poczułam jak ogromny ciężar spada mi z serca. Przez te wszystkie dni próbowałam siebie oszukać, że nie jestem od niego uzależniona? Miał tyle wad, był arogancki, złośliwy
i bezczelny, ale miłość w moim przypadku okazała się ślepa. Spotkanie z Iris podziałało na mnie zbawiennie. Jej opowieść pomogła mi zrozumieć, nawet nie wiem w jaki sposób, że kocham Kastiela. Może widząc jej tęsknotę w oczach, uświadomiłam sobie, że chciałabym mieć dziecko z Kastielem? Tak, ja chciałam być jego żoną, tak cholernie chciałam, żeby to właśnie mnie całował na dobranoc przez całe życie.
- Kastiel, kocham cię – powiedziałam.
      Gwałtownie zahamował i usłyszeliśmy klakson samochodu, jadącego za nami.
- Głupia, akurat teraz mi to mówisz? – Chłopak z źle skrywanym uśmiechem, starał się skupić na drodze. Uśmiechnęłam się, widząc rozbawienie, na twarzy Iris.
- Jesteście okropni – zaśmiała się. – Nie przejmujecie się kobietą w ciąży.
- Wybacz kochana, ale musiałam to powiedzieć.
      Jeszcze raz spojrzałam na drgające kąciki ust Kastiela i pomyślałam, że jestem szczęściarą.



***


      Kiedy w końcu dojechaliśmy do domu, samochód Nataniela już tam stał. Ucieszyłam się jak głupia, że nic mu się nie stało i wbiegłam do środka, nie czekając na Kastiela.
- Cholera.
      Zatrzymałam się w progu kuchni i złapałam z klamkę, by nie upaść. Zakręciło mi się w głowie i poczułam mdłości.
Nataniel siedział na krześle w białej koszuli i szarym krawacie. Jego mina świadczyła o tym, że przed chwilą wysłuchał dobrego żartu. Nie było by w tym obrazie nic niepokojącego, gdyby na drugim krześle nie zasiadał brązowowłosy chłopak, o ostrych rysach twarzy.
- Cześć, Oliwia. Miło cię znowu widzieć. – Ciemnooki przybysz wstał.
- Nie zbliżaj się – wychrypiałam i otworzyłam szerzej oczy.
- To wy się znacie? – Nataniel podrapał się ze zdziwieniem po głowie.
      Spojrzałam jeszcze w tą głęboką otchłań oczu chłopaka, który mi się kiedyś tak podobał
i rzuciłam się do wyjścia, ale niestety wpadłam wprost na Kastiela.
- Uważaj jak… Co się stało? – Chłopak widząc moje przerażenie, zupełnie osłupiał. On był moją ostatnią deską ratunku, więc wtuliłam się w niego mocno, prawie pozbawiając go oddechu. Jak dobrze, że tu był, jak dobrze. Nie chciałam go puścić nawet wtedy, gdy podszedł do nas zaaferowany Nataniel.
- Nie wiem, czemu tak wystraszyła się mojego kuzyna – powiedział.
      Kuzyna?! Tak myślałam, że to była jego matka, do której był niezwykle podobny, na obrazie u babci Nataniela. Wtedy powróciły wspomnienia moich rodziców, którzy przez niego zginęli. Przez tego ślicznego, na pozór szalenie miłego chłopaka. Widząc go, przed oczami stała mi moja zmarła rodzina. Siostra. Mama. Tata.
      Nagle poczułam na ramieniu czyjąś dłoń.
- Musimy porozmawiać.
      Ten głos należał do niego. Do Hadriana.
      Ścisnęłam Kastiela za rękę.



***
Przepraszam, że taki krótki. Drugi będzie dłuższy, bo nie chciałam przerywać w nim wątków.
Dodam za chwilę.
Miłego czytania J.

10 komentarzy:

  1. Oh, ten rozdział jest boski. Miło, że Oliwia spotkała się z Iris. Ale że ona jest w ciąży? Po nie tego bym się nie spodziewała. Pomyłkę znalazłam tylko jedną:
    "Rodzice przyjęli tę wiadomość ze spokojem, dali potrzebne wsparcie córce, tym bardziej, że Lysander stanął na wysokości zadania i jeździł z nią na do szpitali, szkoły rodzenia."
    *(...) i jeździł z nią do szpitali na szkoły rodzenia.
    Zaraz zabieram się do przeczytania kolejnego rozdziału. ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, nawet nie wiedziałam, że tak się mówi. Dzięki ;).
      A Iris zaplanowałam właśnie taki przeskok, żeby nie była nudna :D. Przyda jej się odrobina pikanterii.

      Usuń
  2. "Ten głos należał do niego, do Hadriana" jak dramatycznie :P zrób im dziecko bo się rozpłacze ;chlip; o albo wychodzi że Oliwia jest w ciąży i to nie dziecko Kasa,a np. Nacia albo tego Hadriana w końcu się mówi "Stara miłość nie rdzewieje" :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że nad tym myślałam, ale wtedy Oliwia wyszłaby na kompletną puszczalską :D.
      Nie no, to byłoby za proste.
      Mam coś innego, ale to dopiero pooootem.

      Usuń
  3. WIEDZIAŁAM! WIEDZIAŁAM!
    Wiedziałam, że to się stanie!!
    Wiedziałam, że spotka kiedyś Hadryiana. Wiedziałam, że oni się kiedyś spotkają.
    Kurdę. Czemu we wszystkich blogach odkrywam dalszy ciąg przygód. Powiem ci, że zaskoczyłaś mnie z tym kuzynem. Kocham tego bloga, chociaż wlałabym, żeby chodziła z Natanielem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przewidziałam to.Ten cały Hadrian.Tak myślałam, że winowajca wypadku jej rodziców będzie powiązany z Natanielem i w końcu się pokaże...Ciekawe. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlaczego zawsze jak dziewczyna ma idealne życie musi przyjść jej były i zniszczyć całą atmosferę? No ciemu, ja się pytam? A no tak musi się coś dziać i ktoś (były) marnie skończyć. 3:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń