wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział dwudziesty dziewiąty



      Siedziałam obok Kastiela w samochodzie. Sama nie mogłam uwierzyć w to, co wczoraj ustaliliśmy. Nataniel zaproponował sesję w lesie, bo Kas nie zgodził się wypożyczyć motoru. Nie chciałam zrezygnować ze zdjęć, dlatego poprosiłam Nataniela, żeby znalazł jakieś inne rozwiązanie. Co prawda Kastiel prychał z kpiną, ale czułam, że chciałby mnie zobaczyć w roli modelki. Blondyn powiedział wtedy, że zna świetne leśne obozowisko i możemy tam pojutrze pojechać. Z chęcią przystałam na tę propozycję, ale w domu Kastiel powiedział, żebym się pakowała, bo pojedziemy tam wcześniej niż Nat. Nie miałam nic przeciwko, dlatego teraz już wjeżdżaliśmy na polanę, gdzie stał domek wypoczynkowy. Wynajęliśmy jedną „dwójkę” i weszliśmy do środka.
      Pokój był niewielki, ale za to przytulny. Przez drewniane okno sączyło się białawe światło słoneczne, tamowane przez delikatne firanki. Wszędzie pachniało żywicą, a podłoga w niektórych miejscach się rozsychała. To tworzyło niesamowity klimat swojskości i bliskości z naturą. Do tego obraz wiszący nad łóżkiem, a przedstawiający młodą sarenkę wśród zielonych, wielkich liści, dopełniał całości.
      Rzuciłam torbę na łóżko i wyjrzałam przez okno. widać było ścianę lasu, gdzie dominowały brzozy. Kastiel popatrzył na mnie ponuro.
- Co? – spytałam z irytacją. Wiecznie był niezadowolony.
- Niepotrzebnie się na to pisaliśmy, może Srajtaniel chce cię po prostu poderwać? – odburknął w odpowiedzi i podszedł do mnie wolno.
      Przysunęłam się do ściany, bo przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie, a potem pierwszy pocałunek. Taki delikatny, chociaż od początku mieliśmy ze sobą na pieńku.
Jego spojrzenie miękło z każdym krokiem, a kiedy objęłam go za szyję, uśmiechnął się.
- Czemu ty masz wiecznie taki zamglony wzrok. O czym myślisz? – spytał, szturchając mnie lekko w ramię.
- Kastiel, powiedz mi, dlaczego kiedyś zwróciłeś na mnie uwagę w szkole?
- Bo wyglądałaś przy mnie jak anioł. Ja, czyli ten zły i ty, taka grzeczniutka, delikatniutka dziewczyneczka. To musiałoby być dobre.
- Czyli tak dla zgrywy? – zdziwiłam się.
- Nie, to tak przy okazji.
- Głupi.
- Ale i tak mnie kochasz.
      Kastiel złożył na moich ustach delikatny pocałunek i pociągnął mnie na łóżko. Nie protestowałam specjalnie, kiedy przeniósł uwagę na moją szyję. Wplotłam palce w jego pachnące włosy. Ciepłe pocałunki paliły moją skórę, a miękkość ust chłopaka przyprawiała mnie o przyjemne trzepotanie w brzuchu. Tak za nim tęskniłam. Brakowało mi jego całusów na dobranoc i dzień dobry, uważnych spojrzeń i półuśmieszków. Gdy teraz mnie dotykał, drżałam w oczekiwaniu. Rozpięłam mu pierwszy guzik i… ktoś zapukał?!
- Proszę… - warknął Kastiel i wygładził koszulę.
- Prosimy na obiad – powiedziała młoda pokojówka, nieśmiało wsuwając czubek nosa w wąską szczelinę pomiędzy ścianą, a drzwiami.
      Kastiel burknął coś w odpowiedzi i spojrzał na mnie ponuro.
- Nie przejmuj się, możemy iść na spacer – powiedziałam wesoło.
- Spacer? Wolałbym… - Dotknął mojej dłoni i pocałował czule w policzek. Poddałam się tym pieszczotom z pewnym dystansem, bo zniknął już ten magiczny nastrój, nie miałam większej ochoty.
- Kas, nie teraz… - Odsunęłam się od niego niepewnie i poprawiłam włosy. – Chodźmy lepiej na ten obiad.
- Oliwia… Ja się kiedyś wykończę przy tobie. Robię to tylko ze względu na to, że… - Kastiel zaczerwienił się gwałtownie, co było niezwykle rzadkim widokiem. Zastanowiło mnie to.
- Czemu? – spytałam.
- Nieważne, chodź jeść. – Chłopak wstał, ale chwyciłam go za rękę i spojrzałam nań pytająco.
- Bo mnie kochasz? – Mój czuły ton, sprawił, że Kas kiwnął głową i usiadł obok mnie.
      Nachylił się i owionął mnie zapach cynamonu. Pewnie zwinął parę ciastek z kuchni. Chłopak odgarnął mi włosy do tyłu i zbliżył usta do mojego ucha.
- Tak. Bo cię kocham… - szepnął cichutko, aż mnie dreszcz przeszedł. Nie chcąc psuć tej chwili, nawet się nie poruszyłam. Dopiero kiedy pogładził delikatnie mój policzek, westchnęłam głośno i spojrzałam w jego brązowe oczy.
      Słońce właśnie schowało się za chmurami, kiedy w spojrzeniu Kastiela znowu ujrzałam tajemniczą obietnicę…  

***



      Rozpadało się tak, że ze spaceru wróciliśmy przemoczeni do suchej nitki. Kastiel rzucał naokoło wściekłymi spojrzeniami i klął cicho pod nosem. W pewnym momencie podszedł do nas jakiś blondyn ubrany w marynarkę i zapytał Kastiela:
- Jak poderwałeś taką laskę?
- Powiedziałem jej, że ma ładne wąsy…
      Chłopak z wyrazem zaskoczenia na twarzy odszedł, a ja stanęłam naprzeciw Kasa.
- Chyba nie widać mi wąsów? – spytałam z rozbawieniem.
- Wąsów może nie, ale za to irytującą cechę przyciągającą napaleńców, tak.
- Jaką cechę?
- Głupotę… Kurde, żartowałem – powiedział, gdy parsknęłam ze złością. – Chodziło mi o nogi.
- Ach tak, to może…
- Pójdziemy na górę – przerwał mi chłopak i uśmiechnął się delikatnie.
- Miałam na myśli…
- Wiem, to, że jestem przystojniakiem… Chodźmy już.
      Pociągnął mnie za rękę i poczułam przyjemne mrowienie w brzuchu. Jego niecierpliwość zaczęła się udzielać i mnie. Zaraz po zamknięciu drzwi ściągnął z siebie mokrą koszulkę
i mogłam do woli patrzeć na jego lekko opaloną klatkę piersiową. Podchwycił moje spojrzenie i uśmiechnął się tak wymownie, że zrobiłam się czerwona.
- Tak, tak, to może się wymienimy widokami – zaproponował z westchnieniem.
- Kastiel… - oburzyłam się.
- No tak, jakie tam widoki u ciebie mógłbym podziwiać… - Zaśmiałam się i rzuciłam w niego poduszką. Wiem, że nie powiedział tego złośliwie. – Dobra, żarty żartami, ale wiesz, że jesteśmy sami, w pokoju z łóżkiem i mógłbym…
- Przestań się wygłupiać – powiedziałam z przyganą w głosie.
- Dobrze, ale pod warunkiem, że zostaniesz moją niewolnicą.
- Co? – zaśmiałam się. – To ty musisz…
- Zdecydowanie za dużo gadasz. – Kastiel objął mnie ramieniem i wkrótce pozbawił przemoczonej bluzki. – Teraz jest idealnie…


***


      Siedzieliśmy przytuleni na miękkim fotelu i przeglądaliśmy jakąś gazetkę ogrodniczą. Usadowiłam się wygodniej na jego kolanach i przerzuciłam nogi za podłokietnik.
- Mogłabyś trochę przytyć, bo wyglądasz komicznie w mojej koszuli – powiedział nagle chłopak i przesunął palcem po moim nagim udzie.
- Nie moja wina, że masz takie szerokie ramiona. Wcale nie jestem chucherkiem. – Nie lubiłam, kiedy wypominał mi moją chudość. Naprzeciw innych dziewczyn wcale nie byłam malutka, tylko przy nim się tak wydawało.
- Ewentualnie mogę ci to wybaczyć, bo nogi mi to wynagradzają – stwierdził Kastiel i odłożył gazetę na stoliczek z szybką.
- Fetyszysta? – zapytałam.
- Nie, tylko poprzednie dziewczyny nie miały takich zgrabnych.
- Poprzednie dziewczyny… - Zmieliłam te słowa w zębach, jak najgorszy brokuł. Kastiel zauważył moje rozdrażnienie, dlatego mocniej mnie objął i pocałował w szyję. Cholerny cwaniak, wie, jak mi sprawić przyjemność.
      Pocałowałam go w policzek. Powoli zaczynało się przejaśniać. Postanowiłam, ze pójdziemy do lasu.


***


- Zgubiłaś się – powiedział Kastiel i machnął ręką, by odgonić muchę.
- Siedzimy w tym razem panie mądralo – skomentowałam kpiąco.
- Mówiłem, żeby wziąć mapę, ale jak zwykle chciałaś być wszechwiedząca.
- To co my teraz zrobimy? – W moim głosie dało się słyszeć nutkę rozpaczy i strachu. Kastiel od razu złagodniał.
- Chodź, przyszliśmy od strony tych krzewów. Na pewno dojdziemy przed kolacją.
      Ujął moją dłoń i pociągnął w stronę wysokiego wzniesienia. Promienie słoneczne nieznacznie przebijały się prze gęste korony drzew, dlatego w lesie panował półmrok. Przedtem mi to nie przeszkadzało, ale teraz czułam się coraz bardziej niepewnie. W dodatku byłam już bardzo zmęczona i bolały mnie nogi, ale nie śmiałam powiedzieć o tym Kastielowi, bo to była moja wina, ja chciałam iść do lasu bez mapy. Na szczęście kojący dotyk jego ciepłej dłoni sprawiał, że zbierałam w sobie resztkę sił i szłam dalej.  
      Kiedy przeszliśmy około dwa kilometry Kastiel wetchnął ciężko i stanął naprzeciw mnie.
- Czekałem, aż powiesz mi, że już nie możesz. Dzielna dziewczynka. – Pocałował mnie w usta i kucnął. – Wskakuj na barana, widzę, że jesteś zmęczona. Czemu nie powiedziałaś?
- I tak jesteś na mnie zły… - Wdrapałam się z ulgą na jego plecy.
- Nie jestem zły. Jaka ty jesteś głupiutka, ale szczerze cię podziwiam, że nie myślisz tylko o sobie.
      Po jakichś piętnastu minutach marszu zauważyłam przed nami skupisko brzóz.
- Kas, widać je z naszego okna! – krzyknęłam radośnie, aż parę ptaków zerwało się z drzewa.
- No, jakoś dotarliśmy – powiedział chłopak, w ogóle nie zmęczony. Czy on pije jakieś napoje energetyzujące? Zapytałam go o to. – Ja jestem po prostu z natury silny i wytrzymały. Nie każdy się rodzi z takim darem, jest przeznaczony dla wybrańców – odparł dumnie, a ja zaśmiałam się głośno. On jest taki kochany… Jakby to usłyszał, toby mnie zabił, haha.
      Weszliśmy do pensjonatu i dopiero wtedy zsunęłam się z pleców Kastiela. Na kolację jednak spóźniliśmy się całe dziesięć minut. Gospodyni była zła, ale Kastiel powiedział jej, że mam zaburzenia orientacyjne i co chwilę biegam w kółko, więc dała nam spokój i postawiła na stoliku dwa talerze z omletami. Spojrzałam na Kastiela z rozbawieniem, ale tylko wzruszył ramionami.


***


      Leżałam przytulona do jego silnego ramienia i rozkoszowałam się naszą bliskością. Na zewnątrz rozhulał się wiatr i wszystkie drzewa szumiały głośno, a zapach żywicy pieścił moje nozdrza. Kastiel delikatnie gładził mnie po ręce.
- Tak mogłoby być zawsze. – Mój szept rozdarł szczelną otoczkę cichej ciemności.
- Wtedy byś mi spowszedniała – odparł leniwie chłopak.
- Kastiel, ale nie chciałbyś, żeby tak było?
- Chciałbym, ale jeszcze nie teraz.
      Zmarszczyłam brwi. Może miał rację, ale ja tak pragnęłam go mieć przy sobie już zawsze! Kastiel popchnął mnie lekko w bok.
- Co? –spytałam sucho.
- Te zdjęcia, które jutro zrobi ci Nataniel, powiesimy kiedyś na ścianie – powiedział cicho chłopak, a ja nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu. Czyż on nie jest słodki?





***
Za długie mi wyszło.
Następny jutro.
Pozdrawiam.

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział dwudziesty ósmy






      Po południu poszłam do parku. Kastiel jeszcze nie wrócił, więc nie chciało mi się siedzieć samej w domu, bo a nuż kogoś spotkam? Moje przypuszczenia się sprawdziły.
- Hej, księżniczko. – Hadrian cmoknął mnie w policzek i usiadł.
- Cześć, co tu robisz?
- Nudziło mi się, bo Nataniel coś uzupełniał w jakichś papierach.
      Zaśmiałam się cicho. Nataniel nawet na wakacjach nie mógł odpuścić. Porozmawialiśmy przez chwilę o wszystkim i o niczym i Hadrian zaproponował spacer. Z chęcią na to przystałam, bo i tak nic lepszego nie miałam do roboty.
Obok fontanny chłopak dotknął mojej dłoni. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Jesteś urocza – uśmiechnął się, a w jego oczach dojrzałam czułość. Przełknęłam ślinę
i otworzyłam usta w niemym zdziwieniu. Zawsze marzyłam o takich gestach z jego strony, a on wyskakuje z tym teraz, kiedy mam chłopaka.
      Czerwieniąc się, spuściłam głowę i szybko go wyminęłam.
- Lepiej będzie, jak już pójdę – powiedziałam na odchodne.
      Co to, do jasnej cholery, miało być?


***


       Obok płotu natknęłam się na Nataniela, który zapinał guziki swojej hawajskiej koszuli. Był czerwony jak rak, musiało go nieźle słońce spalić.
- Nat, trzeba się było kremem posmarować – roześmiałam się.
- Bardzo śmieszne. Zobaczymy, czy tobie będzie tak wesoło, jak cię przewrócę – powiedział.
- Jak co? – Nie zrozumiałam.
- To! – Nataniel pchnął mnie i razem runęliśmy na miękką trawę.
      Ze zdziwieniem na niego popatrzyłam.
- A co tu się wyprawia? Nie ma mnie parę godzin, a ty już harcujesz?
      Słońce zasłonił Kastiel, który pojawił się jakby znikąd. Nataniel podniósł się z ziemi
i pomógł mi wstać, obrzucając rywala niechętnym spojrzeniem.
- Cześć Kas, co tak długo? – Próbowałam ukryć zmieszanie.
- Cześć, Oliwia, co taka czerwona? Czyżbym was na czymś nakrył?
      Dłonie Kastiela niebezpiecznie drżały, a błysk w jego oczach świadczył o wściekłości chłopaka. Zrobiło mi się głupio.
- Przestań… - szepnęłam i dałam Natanielowi znak, że powinien już iść. Pożegnał się
i posłusznie poszedł, odprowadzany wzrokiem przez złego Kastiela.
      Weszłam do domu, nie czekając na chłopaka i usiadłam na blacie. Kiedy Kastiel wszedł, trzaskając drzwiami, odwróciłam wzrok. Nie miałam siły dzisiaj się z nim kłócić, ale on nie mógł się powstrzymać i zaczął:
- Pogodziłaś się z Natanielusiem?
- O co ci chodzi? Tylko się wygłupialiśmy.
- Kurw*, przestań w końcu się z nim zadawać!- Uderzył dłonią w blat stołu.
- Nie krzycz na mnie! – Zacisnęłam pięści. – Nie będziesz mi mówił z kim mam się zadawać.
- To idiota, laluś!
- Kastiel nie krzycz! Czemu my się ciągle kłócimy? – Popatrzyłam na niego z rozpaczą.
- Nie wiem. Denerwujesz mnie – warknął chłopak. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.
- Ja cię denerwuję?!
- Tak, kurw*, ty! Nie mogę znieść myśli, że mogłabyś być z innym facetem…
- Kastiel, jak ja nienawidzę twoich pokrętnych dyskusji. Zmień się w końcu! – krzyknęłam
i rzuciłam się w jego ramiona. Trząsł się cały od emocji, nad którymi ewidentnie górowała wściekłość. Wyczuwałam go, bo obejmował mnie z wyraźnym  Ja również nie mogłam powstrzymać wyrzutów, które cisnęły mi się w łzach, pod powiekami.
      My się chyba nigdy nie zgodzimy. Lekko uderzyłam pięścią w jego klatkę piersiową. Oddech Kastiela powoli się uspokajał. Z trudem oderwałam się od niego i poszłam do swojego pokoju. Chyba musieliśmy trochę od siebie odpocząć.



 ***


      Kastiel jednym ruchem ręki przyciągnął mnie do siebie.
- Puść, rozedrzesz mi kurtkę – warknęłam, próbując go odepchnąć.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że idziesz do tego klubu?
      Poprawiłam kucyka.
- A ty?
      Chłopak prychnął i mruknął coś pod nosem, ale nie dosłyszałam za dobrze.
- Napadną cię jakieś typki jeszcze i znowu będę musiał zgrywać bohatera.
- Nikt ci nie każe. – Spojrzałam na niego ze złością.
- Wolisz, żeby cię ktoś przeleciał? – Kastiel uśmiechnął się złośliwie.
- Może i tak.
- W porządku, to zostawiam cię samą… Aj, przepraszam, z tym, starym oblechem, który na ciebie patrzy.
      Kastiel wyminął mnie i pozostawił po sobie jedynie głęboki zapach perfum. Spojrzałam w kąt i rzeczywiście jakiś łysawy, niski facecik ślinił się do mnie. Skrzywiłam się i poszłam w głąb sali, na parkiet. Niestety prawie każdy miał parę, więc nie było w czym przebierać. Poszukałam wzrokiem Kastiela, ale nigdzie go nie było. Pewnie poszedł na papierosa, bo widziałam, ze trzymał w dłoni zapalniczkę. Usiadłam na ławce i porwałam ze stolika zielone winogrono. Po co tu w ogóle przyszłam?
      Nagle zauważyłam wśród tłumu wirujących par… Lysandra. Zaciekawiona uniosłam głowę do góry, ale już nic nie zobaczyłam. Co on mógłby tutaj robić? Może przyszedł razem z Kasem, chcieli się wyluzować. Podążyłam w miejsce, gdzie przed chwilą mignęła mi jego sylwetka, ale nie zrobiłam nawet dwóch kroków, kiedy poczułam na ramieniu żelazny uścisk.
- Zatańczymy? – Usłyszałam za uchem męski głos. Należał do tego facecika, który mi się wcześniej przyglądał.
- Nie – powiedziałam, ale ni chciał puścić.
- Ta pani jest ze mną, proszę ją natychmiast zostawić w spokoju.
      Z odsieczą przybył mi nie kto inny jak Lysander. Podziękowałam mu i poszliśmy się czegoś napić.
- Co tu robisz? –zapytał po dłuższej chwili.
- Przyszłam się zrelaksować.
- Sama?
- Tak.
- W takim razie mam propozycję…


***


      Siedziałam na masce samochodu Lysa i wpatrywaliśmy się w gwiazdy. To była naprawdę cudowna noc, taka spokojna. W pewnym momencie poczułam na ręce ciepłe usta chłopaka. Zerwałam się jak oparzona.
- Hej, co jest? – zapytał Lysander i przybliżył się do mnie.
- Nie rób tak więcej – szepnęłam niepewnie.
- Jak? Tak…? – Musnął ustami moje ramię.
- Przestań, lepiej już jedźmy.
      Zrobiło mi się gorąco i wszystkie żyły w moim ciele pulsowały. Co to, do jasnej cholery, miało być?
- Ale… - Zgromiłam go wzrokiem. – Dobrze, wracamy do klubu.


***


      Pożegnałam się z Lysandrem jednak trochę wcześniej. Poprosiłam, by odwiózł mnie do domu, nie miałam ochoty dłużej siedzieć w tym zatłoczonym lokalu.



***


 Weszłam na werandę
i wyjęłam klucz z kieszeni. Mocowałam się z zamkiem, kiedy… poczułam na plecach czyjeś lodowate łapska. Krzyknęłam rozpaczliwie, ale napastnik zakrył mi usta ręką. Był bardzo wysoki. Co szeptał, ale ze strachu nie rozróżniałam słów. Klucz wypadł mi z ręki, kiedy mężczyzna pociągnął mnie za dom.
- Czekałem na tę okazję od dawna… - Wtedy zaśmiał się złowieszczo.
- Kastiel… - próbowałam krzyknąć, ale z mojego gardła wydobył się tylko cichy jęk.
- Co…? Maleńka, ja tylko chcę cię zadrapać. – W blasku księżyca mignęło ostrze małego, podręcznego nożyka. Zamarłam. – Natnę ci tylko żyłkę. Nie możesz być taka ładna, bo inne dziewczyny blakną przy tobie…
      To był jakiś wariat! Próbowałam się wyrwać, ale za ciężkie było jego ciało. Kiedy przyłożył nóż do mojego policzka, kopnęłam go kolanem w bok. Syknął z bólu i uderzył mnie otwartą dłonią w twarz. Padło parę wyzwisk. Już miał ponownie mnie unieruchomić, kiedy zesztywniał, bo usłyszał jakiś szelest i chwilę potem, przeskakując płot, uciekł. Nie wierząc we własne szczęście, podniosłam się z ziemi i rozpłakałam. Zza krzaków podbiegł do mnie kot sąsiadki, mój wybawiciel. Pogłaskałam go delikatnie i uśmiechnęłam się przez łzy.
      Kto chciał mnie załatwić? Czemu miałam zostać tylko oszpecona?
      Na trzęsących się nogach podeszłam do drzwi i już byłam w domu.


***


- Oliwia, czemu się tak rzucasz?
      Otworzyłam oczy i ujrzałam nad sobą znajomą twarz Kastiela. Natychmiast zarzuciłam mu ręce na szyję. Zdziwiony chłopak od razu zapomniał o kłótniach i uścisnął mnie mocno.
- Kas, czy to był tylko sen? – Sama nie mogłam uwierzyć w to, że wcześniejsza sytuacja miała miejsce tylko we śnie.
- A co ci się śniło? – Chłopak odgarnął mi włosy z czoła.
- To już nieważne… Ale wiesz, zrozumiałam coś – szepnęłam mu do ucha.
- Co?
- Kiedy się kłócimy, jest okropnie. Ja cię potrzebuję.
      Pocałowałam go leciutko i zgasiłam lampkę. Kastiel położył się na mnie i zaczął całować po twarzy. Było mi tak dobrze.
- Przepraszam. – Usłyszałam cichy szept. W odpowiedzi przytuliłam się do niego. Czułam się bezpiecznie w jego ramionach.
- Olka, a co byś powiedziała, gdybym…
- Gdyby co…?
      Kastiel odsunął się ode mnie. Co on mi chciał powiedzieć?!


***


       Kastiel odsunął się ode mnie. Co on mi chciał powiedzieć?!
- Chyba powinien zamieszkać osobno, nie uważasz?
      Zdezorientowana spojrzałam na Kastiela. To ja myślałam… A on z takim czymś mi wyskakuje.
- Czemu? – spytałam ze zdziwieniem.
- Ciągle tylko mamy do siebie jakieś pretensje. To nas niszczy.
- Ale Kas…
- Podjąłem już decyzję. Jutro się wyprowadzam. – Kastiel zakończył dyskusję.
      Nie mogłam go zatrzymać siłą, przecież nie byliśmy żadnym małżeństwem, a jego argumenty były sensowne, tylko, że nie wyobrażałam już sobie życia w pojedynkę. Próbowałam go jeszcze przekonać, żeby został, ale był nieugięty.
- Nie kochasz mnie już… - stwierdziłam cicho.
- Oliwia, to nie tak…
- A jak?! Znudziłąm ci się? Wiedziałam, że tak będzie, to cud, że wytrzymałeś tak długo.
     Parsknęłam z drwiną, a jego wzrok z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej nieprzyjemny.
- Nie pieprz – warknął.
- Nie potrafisz się określić!
- Czyli według ciebie już powinniśmy planować ślub?
- Tak! – wymsknęło mi się i zaraz zakryłam usta dłonią. Teraz weźmie mnie za jakąś zdesperowaną kwokę, dla której jedynym celem w życiu jest zdobycie męża… Kurna.
- Na pewno nie ze mną! Masz za płotem blondasa, który cię podgląda, kiedy się opalasz.
- Kastiel, ja…
- Przestań – powiedział i już miał wyjść z pokoju, ale zatrzymał się gwałtownie. – Wiesz, że wszystko zepsułaś?
- Nie mów tak. Nie zrobiłam nic złego. To normalne, że zakochane osoby myślą o takich rzeczach, więc to raczej ty… Kastiel! – krzyknęłam, bo nagle złapał mnie za ramiona.
      Usiadł na skraju łóżka i zmarszczył brwi.
- Właśnie dlatego chcę odejść. Rozumiesz? – spytał znacząco, ale pokręciłam głową. – Ja muszę się uwolnić od tych myśli…
      Nie zdążył nawet mrugnąć, kiedy gwałtownie go pocałowałam. To było niewiarygodne, a szczęście rozsadzało mój brzuch.
- Puść mnie, kurde, nie… Zostaw… Oli… - Kastiel nie mógł dokończyć zdania, bo za każdym razem zamykałam mu usta pocałunkiem.
- Kocham cię – szepnęłam mu na ucho, kiedy już przestał się szarpać. Jego zaróżowione policzki i błyszczące oczy świadczyły o silnych emocjach, jakie przeżywał.
- Wariatka. Ale wiesz, że nic się nie zmieniło?
       Zasmuciłam się. Co za uparty dziad. Mogłoby nam być razem jak w niebie. Pociągnęłam go za rękę do łóżka. Wtulił twarz w moją szyję i zgasił lampkę. Czy to miała być nasza ostatnia wspólna noc?


***


      Nad ranem wsunęłam rękę w dłoń Kastiela. Jeszcze spał, więc mogłam spokojnie rozkoszować się widokiem jego twarzy bez narażania na kpiny ze strony chłopaka. A może jednak zmieni zdanie?


***


      Kastiel siedział na fontannie i wpatrywał się w mieniącą się różnymi kolorami, powierzchnię wody. Kiedy do niego podeszłam, wzniósł ręce ku niebu i ostentacyjnie westchnął.
- Jakbyś u mnie mieszkał, nie musielibyśmy się spotykać o określonej godzinie. Dobrze wiesz, jak długo się czeszę.
- Dobra, dobra, pocałuj mnie w ramach przeprosin. – Nadstawił prawy policzek.
- Marzenie ściętej głowy. To co, gdzie idz… Nataniel?
      Obok nas, jakby spod ziemi, wyrósł blondyn. Uśmiechnął się na powitanie
i zaproponował wspólny podwieczorek. Kastiel z niedowierzaniem pokręcił głową, ale trzepnęłam go w ramię. Ciekawe, co też temu Natanielowi strzeliło do głowy.
- Mam nadzieję, że czegoś nie dosypałeś… - Kastiel ostrożnie pomieszał herbatę łyżeczką
i uśmiechnął się drwiąco. Nataniel nie dał się sprowokować, tylko pokręcił przecząco głowa, uprzejmie się szczerząc.
- Chodzi mi o to, że potrzebuję pomocy Oliwii – rzekł niepewnie, spozierając na mnie kątem oka.
- W czym? – spytałam zdziwiona.
- Robię zdjęcia na konkurs. Chciałbym, żebyś była modelką, a ty – zwrócił się do Kastiela – mógłbyś pożyczyć jej motor…
- Co?! – Kastiel wstał.
- Potem dam wam odbitki zdjęć, skorzystacie.
      Schlebiało mi to, że Nat wybrał mnie, jako modelkę. Popatrzyłam wyczekująco na Kastiela. Od niego wszystko zależało.



***
Zero fabuły, naciągane, wiem, wiem, ale nie miałam na nic czasu. Już po egzaminach, nareszcie koniec. Mam święty spokój do września.
Dzięki za zrozumienie i do następnego ;).