czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział czterdziesty trzeci




      Zatrzymaliśmy się z piskiem przed blondwłosą postacią. Rozpoznałam w niej Nataniela. A któż by inny mógł nam zepsuć ten dzień? A poza tym, to skąd wiedział, że będziemy tędy przejeżdżać, dziwne…
      Kastiel zszedł z motoru i zacisnął pięści.
- Czego, do cholery? – spytał z zimną nienawiścią w głosie.
- Chciałem wam życzyć szczęścia, na nowej drodze życia… - Nataniel zawiesił głos - Z przyszłym dzieckiem Kastiela.
- Co ty za bzdury wygadujesz?! – Czerwonowłosy chłopak się wściekł i skrzyżował ręce na piersiach. O co chodziło Natowi?
- Spytaj Luciany.
      Zapadła między nami cisza. Zamarłam i tępo wpatrzyłam się w plecy Kastiela. Miał mieć dziecko? Z… inną? Wiedziałam, że nie może być tak idealnie, jak się zapowiadało. Nie, nie, zawsze się wszystko musi psuć. Kurde, tylko dlaczego w taki sposób? Jakoś nie wyobrażam sobie naszego życia dzielonego między dwie rodziny. A dziecko na pewno cierpiałoby, dlatego, że musiałoby dzielić ojca na połowę z obcą kobietą.
      Kastiel spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach. Chyba po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co robić. Wzrokiem nakazałam mu, by wsiadł na motor. Na Nataniela nawet nie patrzyłam. Nie zasłużył na ani jedno spojrzenie z mojej strony.
        Po kilkunastu sekundach już pędziliśmy w stronę domu, a zgrabna sylwetka chłopaka, którego kiedyś uważałam za ideał, zniknęła za zakrętem.
      W domu usiedliśmy przy stole. Kastiel miał bardzo zmartwioną minę. Szkoda mi go było, ale z drugiej strony, mógł się nie szlajać z wszystkimi dziewczynami, które poznał.
- Jesteś na mnie zła? – spytał w pewnym momencie i zacisnął pięści na blacie.
- Trochę – odparłam zgodnie z prawdą. – Co my teraz zrobimy?
- My?
- A myślałeś, że cię zostawię?
- Ja bym tak zrobił. – Chłopak uśmiechnął się łobuzersko.
- Ja pytałam poważnie.
- No… - zaczął. – Urodzi to dziecko, będę na nie płacił, widywał raz na jakiś czas…
- Dziecko to nie zwierzę! Potrzebuje czułości!
- Myślisz, że jest mi łatwo zastanawiać się teraz, co będzie potem?! – Kastiel gwałtownie wstał od stołu. – Kurwa, ja mam przesrane…
- Uspokój się. Pomogę ci, obiecuję – zapewniłam go i podeszłam, by przytulić chłopaka, ale mnie odtrącił.
- Zostaw mnie. Wydaje ci się, że to zaakceptujesz, ale potem zmienisz zdanie. Przecież to nie jest łatwe dzielić się kimś na połowę.
      Doskonale o tym wiedziałam. Wstyd się przyznać, ale bardziej martwiłam się o siebie niż o to dziecko. Kastielowi może się spodobać życie rodzinne, pokocha małą istotkę, a ja pójdę w odstawkę. Wiem, że jestem egoistką, ale tak cholernie go kocham, że jest mi ciężko wyobrazić sobie tę całą sytuację.
- Nie gryź się tym, proszę… To mój problem. – Kastiel dotknął mojego ramienia.
- Wiedziałam, że było zbyt idealnie.
- Zbyt idealnie by było, gdybyś powiększyła sobie piersi – powiedział chłopak, a ja chcąc, nie chcąc, parsknęłam śmiechem i trąciłam go w bok. A może nie będzie tak źle…? Przecież się kochamy, powinniśmy sobie dać radę…


***


      Pierwsze, co zobaczyłam po przebudzeniu, to była twarz Kastiela. Pomyślałam wtedy o pierścionku, który schowałam pod materacem i który był dowodem poważnych zamiarów chłopaka wobec mnie. Ciekawe, czy w przyszłości zechce mi się ponownie oświadczyć?
- Czemu się tak uśmiechasz? – spytał chłopak, a jego zwykła, naburmuszona mina, złagodniała.
- Bo mam powód.
- Jaki?
- Kocham cię. – Zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam słodko.
- Taka dawka tęczowej radości z samego rana może spowodować u mnie efekty uboczne – powiedział Kastiel, próbując ukryć uśmiech.
- Jak zwykle romantyczny…
- Romantyczny to moje czwarte imię, zaraz po Przystojnym, Męskim i Idolu.
      Zaśmiałam się i odwróciłam do niego plecami. Natychmiast mnie objął i nachylił się, by cmoknąć mój policzek. uśmiechnęłam się pod nosem, ale od razu przypomniały mi się wczorajsze wydarzenia. Czy już zawsze informacja o dziecku Luciany będzie mi psuć humor?
      Niebieskie, koronkowe ramiączko od piżamy obsunęło mi się lekko.
- Zrobiłaś to specjalnie – mruknął Kastiel i przewrócił się na plecy.
- Erotoman – zaśmiałam się i wstałam z łóżka. – Nie obraziłabym się, gdybyś zrobił śniadanie.
- A ja bym się nie obraził, gdyby na śniadanie było wiesz co?
- Chyba się domyślam. – Zgromiłam go wzrokiem i poszłam do łazienki. – Kochanie, ale potem… Kastiel!
- Co?
- Chodź tutaj!
      Na oknie w korytarzyku było przypięte USG. Kiedy to zobaczyłam, zebrało mi się na wymioty. Czy Nataniel mógł się posunąć aż tak daleko? Czułam się tak słabo, jakbym miała za chwilę zemleć. Usiadłam na różowym dywaniku i chwilę potem wszedł Kastiel. Kiedy zobaczył kartkę, zamarł, ale dostrzegłam w jego oczach niesamowitą złość. Otworzył okno i od razu podarł USG, wrzucając je do kosza w łazience. Podszedł do mnie i kucnął. Zauważyłam, że trzęsły mu się ręce. Nie mógł opanować ich drżenia, ale przycisnął mnie do siebie, nie zwracając na to większej uwagi.
- Ola, przysięgam, że go zapierdolę. Ja… On musi za to zapłacić. Jest chory psychicznie, zdolny jest i ciebie porwać.
- Zostaw go, Kastiel, proszę. Nie warto.
- Warto – syknął chłopak i ścisnął mój łokieć, aż pisnęłam.
- To boli!
- Wybacz. Kurna, wybacz mi za wszystko – wychrypiał chłopak i popatrzył mi w oczy z jakimś dziwnym lękiem, ale też zaciętością. Poczułam, że nie odpuści Natanielowi i zemści się.
      Pocałowałam go w usta i wplotłam palce w jego czerwone włosy.
- Obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego – poprosiłam.
- Obiecuję.
- Nie zbywaj mnie tylko. Nie przeżyłabym, gdyby znowu coś się stało przez naszą głupotę.
- Dobra, dobra… ale to, że będzie miał ładną buźkę… Tego nie mogę obiecać. Jak przypieprzę gnojowi, to się mu odechce stra…
      Nie dokończył bo zamknęłam mu usta gwałtownym pocałunkiem. Narwaniec z niego
i bardzo się boję, że może wyniknąć z tego coś strasznego, dlatego za wszelką cenę muszę pilnować Kastiela i nie dopuścić, by stało się coś, czego wszyscy będziemy żałować.
- Wyjedźmy gdzieś na trochę – zaproponowałam, w przerwie między pocałunkami.
- Jak chcesz… - szepnął i cmoknął mnie w szyję.
      Warto być kobietą…



***
Króciutki, bo nie miałam zbytnio czasu. Następny za tydzień.

Rozdziałów do końca zostało… nie wiem ile. Wyjdzie w praniu.
Co do kontynuacji pod jakąkolwiek postacią – nope.
Spotkanie klasowe – zastanowię się.

Nie wiem, czy będę cokolwiek potem pisać. Mam zaczętych parę opowiadań, ale chyba zostawię je dla siebie. Zresztą, wy tu głównie przyszłyście dla postaci ze SF, ale nienawidzę pisać dwa razy o tym samym, więc nie ma możliwości, bym zaczęła inne opowiadanie o tym.
To tyle. Mam dziadowski necior, więc nawet nie odpisałam na komentarze. Jeśli uda mi się wstawić ten rozdział, to będzie czadowo.
Pozdrowienia ;)

czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział czterdziesty drugi






      Obudził mnie odgłos ciężkich kropel deszczu, uderzających o blaszany parapet. Przetarłam oczy i odchyliłam kołdrę. Była szósta piętnaście. Budynek powoli budził się do życia. Spojrzałam w prawą stronę. Na krześle drzemał Kastiel, a raczej tylko jego tyłek, bo głową opierał się o moje łóżko. Co dziwne, cicho chrapał, a to mu się wcześniej nie zdarzało. Musiał nacisnąć jakiś kanał nosowy czy coś tam. Położyłam się na boku i delikatnie dmuchnęłam w czerwone włosy chłopaka. Poruszył się i chwilę potem wstał. Zadziwiające, że miał taki czujny sen. Pewnie zasnął dopiero niedawno.
- Czemu mnie tak wcześnie budzisz? – zapytał, przeciągając się na krześle, rzuciwszy mi przedtem zdegustowane spojrzenie.
- Słodko wyglądasz, kiedy śpisz, ale wolę patrzeć na ciebie, gdy jesteś świadomy. – Postanowiłam grać w otwarte karty. Kochałam go, po co to ukrywać. Zawsze to chłopcy troszczyli się o rozwój związku, to oni się starali, wszystko inicjowali. Teraz ja postanowiłam dać trochę od siebie.
- Kurna, weź się opanuj kobieto. – Kastiel wydął usta i przeczesał ręką włosy.
- Mam do ciebie prośbę. – Posłałam do niego pytające spojrzenie. – Mógłbyś mi wmasować maść w siniaki? Nie chcę czekać na pielęgniarkę, bo to boli.
- Dobrze. – Niechętnie wstał z krzesła i gdy podałam mu tubkę do ręki, skrzywił się, jakby zjadł właśnie ostatni kęs rozgotowanych skarpet. Uśmiechnęłam się pod nosem i podciągnęłam bluzkę do góry. Mina chłopaka mówiła, że próbował się przywołać do porządku.
- Będziesz widział, gdzie są siniaki.
      Przymknęłam oczy, czekając na pierwszy kontakt mojej skóry z jego dłońmi. Nagle miejsce po lewej stronie mojego brzucha przeszył chłód. Długie palce chłopaka zataczały tam teraz koło. Powstrzymywałam drżenie ciała, ale kiepsko mi to wychodziło. Kastiel też był wyraźnie sztywny. Powoli przesuwał się na sam środek brzuchu. Niesamowitą przyjemność sprawiał mi jego masaż. Nawet obolałe miejsca zdawały się być znieczulone.
- Kas… - szepnęłam cicho i zagryzłam wargę. Niesłychanie dobrze czułam się, gdy mnie dotykał. Jego dłonie, tak dobrze mi znane, nie mogłyby wyrządzić żadnej krzywdy mojemu ciału. Ufałam mu bardzo, ale on zdawał się nie zwracać na to uwagi.
- Przewróć się na plecy – rozkazał chłopak po dłuższej chwili milczenia i posłusznie zrobiłam to, o co prosił. Teraz mogłam swobodnie rozchylać usta, by nabrać więcej powietrza do płuc. Tak dziwnie mi go brakowało, kiedy czułam na sobie jego dłonie.
      Chłopak przesunął palcami po mojej talii. To wcale nie było konieczne. Po chwili poczułam na plecach coś ciepłego i wilgotnego, coś, co muskało moją skórą, jak najczulsze piórko. Czy on mnie całował? Momentalnie się odwróciłam i ujrzałam przed swoją twarzą jego usta, oddalone o kilka centymetrów. Później dostrzegłam ciemnobrązowe oczy, błyszczące w półmroku, bo, no właśnie, żadne z nas nie zaświeciło światła!
       Wstrzymałam oddech. Położył ręce po obu stronach mojej głowy i cały wszedł na łóżko. Nachylił się nade mną jeszcze niżej. Poczułam zapach męskiego szamponu do włosów. Kiedy przyłożył wargi do mojej szyi, zesztywniałam, a gdy leciutko ją polizał, całkowicie znieruchomiałam, nie chcąc zepsuć chwili.
- Chciałbym cię zabrać do hoteliku miłości – powiedział i wtedy wcale nie wydało mi się to nieodrzeczne. Brzmiało jak najpiękniejsza muzyka, obiecująca szczęście.
- Zrób to – odparłam, wyprężając się jak kotka.
- Ale to byłoby nieuczciwe.
- Wobec kogo? – zirytowałam się.
- Wobec ciebie. – Zamknął oczy. – Nie chcę cię zwodzić, ale nie potrafię nad sobą zapanować. Kurna, ja się zaraz zabiję. Ja, Kastiel Blaze, nie umiem o tobie zapomnieć.
- Nie zapominaj. Kastiel, proszę – szepnęłam błagalnie – wróćmy do siebie…
- Wykluczone.
- Nienawidzę cię.
- A ja cię kocham.
- Co? – zdumiałam się.
- To, co słyszałaś.
      Przypomniała mi się pewna scena sprzed paru lat. A potem następna i następna. Chwile nad morzem, kiedy razem mieszkaliśmy, pierwszy pocałunek, pierwsza wspólna noc. Cholera, cholera, cholera! Ja tak go kochałam! A teraz, kiedy to powiedział, byłam dziwnie smutna. Dlaczego? Dlatego, że słowa niczego nie zmienią. Nasza przyszłość już została chyba zaplanowana przez jakiegoś złośliwego chochlika, który postanowił, że nigdy nie zaznamy szczęścia.
      Popłakałam się, a on zaczął ocierać kciukiem moje gorące, łzy rozpaczy.
- Przytul mnie – poprosiłam i zaraz poczułam na sobie ciężar jego męskiego ciała. Po chwili objął moją rękę, a swoją drugą dłonią, zaczął gładzić mój policzek. Czuły dotyk koił niespokojne drżenie ciała żałosnej, nieszczęśliwej dziewczyny, którą teraz byłam. Cholerne łzy nie dały się zahamować, a to mnie bardzo denerwowało. Nie chciałam okazywać słabości, tym bardziej, że on był silny. Skoro mnie kochał, to czemu to wszystko musiało być takie skomplikowane? Za dużo murów, wspomnień, zatajonych żalów się między nami stłoczyło. Ale czy nagromadziło się ich aż tak dużo, że nie można było wybaczyć i zacząć wszystkiego od nowa?
      Pocałowałam go w policzek, napawając się bliskością chłopaka.
- A gdybyśmy tak… - zaczęłam, ale mi przerwał:
- Nie. Przynajmniej nie teraz. – Oblizał wargi i musnął nimi mój dekolt. – Proponuję, żebyśmy spędzili ten dzień i noc razem, a potem zachowywali się jak zwykli znajomi, których relacje są na stopniu kapusty i marchewki.
- Co? – zachichotałam cicho.
- Ostatnia doba razem. Jako kochanków.
- Nie chcę się z tobą rozstawać – zaprotestowałam i zaraz poczułam uderzenie gorąca w brzuchu, kiedy oparł głowę o moje ramię.
- Tak będzie lepiej. Będąc razem, tylko się krzywdzimy – powiedział.
      Nie znałam go od takiej strony. Zdecydowany na dorosłe czyny, poświęcenia, opanowany… Taki Kastiel podobał mi się jeszcze bardziej niż ten z czasów licealnych.
- Wypisują mnie o dziesiątej. Przyjedź – powiedziałam i z ciężkim sercem zamknęłam oczy.


***


      Warkot motoru ponaglił mnie do wyjścia. Właśnie kończyłam toaletę w mojej zielonej, kafelkowej łazience. Łatwo mu tak trąbić, kiedy on miał na przygotowania parę godzin więcej. W dodatku strasznie burczało mi w brzuchu, bo Kastiel kazał mi sobie oszczędzić ten ostatni posiłek w szpitalu, mówiąc, że zjemy na mieście. Włożyłam na siebie dżinsy w białe kwiaty, do tego założyłam czerwony t-shirt z japońskimi znakami i na wierzch narzuciłam czarno-różową kurtkę. Nie udała nam się dzisiaj pogoda, ale nic nie mogło zepsuć mojego humoru, bo caluteńkie dwadzieścia cztery godziny miałam spędzić z Kastielem. Zupełnie jak normalna para!
      Wybiegłam z domu, prawie zapominając go zamknąć i wsiadłam na motor. Ruszyliśmy z piskiem opon, zapewne denerwując tym moją sąsiadkę, która omal nie śpiewała z radości, kiedy dowiedziała się, że Kastiel już tu nie będzie mieszkał. Stara prukwa, życzy wszystkim dookoła samych nieszczęść.
      Nie przejmując się już nią, spokojnie mijaliśmy domy, a potem sklepy i pocztę, aż w końcu dotarliśmy do malutkiej kawiarenki, urządzonej w czerwonym tonie. Po prawej stronie stało może z pięć trzyosobowych stoliczków, nakrytych rubinowymi obrusami. Obok każdego z nich, stała lampka nocna, rzucająca miły, różowy cień na ścianę, wytapetowaną w bladoróżowe koty, na czerwonym tle. W rogu, obok drewnianej szafy grającej, stała niewielka sofa z granatowymi poduszkami. Lada, po lewej stronie, również była granatowa, a sprzedawczyni pasowała do wnętrza jak ulał.
- Dzień dobry. – Wysoka właścicielka przyjemnego głosu, szczerze się do nas uśmiechnęła. Jej opalona twarz ładnie komponowała się z kruczoczarnymi włosami i krwistoczerwoną szminką, którą pociągnięte były podłużne usta kobiety. Oczy miała koloru ciemnozielonego, a pod okularami w czarnych oprawach, dało się zauważyć słodki pieprzyk. Miała na oko z czterdzieści parę lat i urody nie można jej było odmówić.
- Możemy prosić menu? – Kastiela najwyraźniej nie oszołomiła ta dziwna postać ubrana w hinduskie chusty w tym samym stopniu co mnie, bo nawet nie wykazał odrobiny zainteresowania tą kobietą.
- Oczywiście, kochaniutki.
      Usiedliśmy przy stoliku pod oknem i spojrzałam w kartę. Strona druga, menu śniadaniowe. Po dłuższym namyśle postanowiłam wziąć naleśniki z czekoladą w polewie wiśniowej z lodami truskawkowymi i do tego herbatę. Kastiel wziął to samo, tylko, że zamiast herbaty, kawę.
- Uroczo tu – zauważyłam, rozglądając się wokół.
- Yhm – mruknął w odpowiedzi chłopak i złapał mnie za rękę, którą położyłam na stoliku. Znajome motylki w brzuchu zaczęły atakować. Spojrzałam na niego speszona, ale tylko wzruszył ramionami. Fajnie było niczego nie udawać, tylko tak normalnie sobie posiedzieć i popatrzeć w oczy.


***


      Oparłam się o motor, wciąż jeszcze rozgrzana gorącą herbatą i wymownymi spojrzeniami Kastiela.
- Dokąd teraz? – zapytałam, nakładając na głowę kaptur.
- Do pensjonatu dla zakochanych? – odpowiedział, wsuwając mi kolano między uda.
- A czym on się różni od zwykłego?
- Ma grubsze ściany. – Zaczerwieniłam się, słysząc te słowa i prychnęłam udając zgorszenie, ale tak naprawdę, to chciałam się z nim zamknąć w czterech ścianach i oddać namiętności.
      Wsiedliśmy na motor i Kastiel dodał gazu.


***


      Nasz pokój urządzony był w tym samym stylu co kawiarenka, z tym, że pościel i meble były kremowe. Od razu zamknęłam się w łazience, nie zważając na protesty Kastiela. Nalałam wody do wanny, wypełnionej już różnymi kulkami musującymi i płynami, chciałam być czysta i pachnąca.
- Otwórz, muszę co coś powiedzieć. – Dobiegł mnie zza drzwi krzyk Kastiela i owinąwszy się ręcznikiem, poszłam otworzyć.
- Co? – zadarłam głowę do góry.
- Kocham cię.
      Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy wziął mnie na ręce i posadził w wannie. Gorąca woda zaostrzyła moje zmysły jeszcze bardziej. Chłopak również ściągnął ubranie i usadowił się za moimi plecami. Zadrżałam lekko.
- Zimno ci? – spytał chłopak, muskając ustami mój kark.
- Nie – odparłam cicho i oparłam się o jego ładnie wyrzeźbiony tors. Chwilę bawiliśmy się swoimi palcami, aż zauważyłam jakieś rany na lewym nadgarstku chłopaka. Zaniepokoiłam się trochę. Co on wykombinował? Wyglądał to tak, jakby się pociął. – Co to jest?
- Chcesz wiedzieć? – westchnął. – To nic szczególnego. Zadrapałem się na ogrodzeniu.
- Na pewno?
- Tak. Nie jestem taki głupi, żeby się ciąć żyletami.
- Wiem, ale ja się o ciebie tak strasznie martwię…
- Nie mów mi takich rzeczy. Oszczędź, proszę.
      Przesunął dłoń w kierunku mojego pępka, a potem na udo. Przylgnąłem do niego mocniej.



***


      Leżałam w objęciach chłopaka i wsłuchiwałam się w deszcz. Tutaj było tak przytulnie i bezpiecznie. Aż żal, że nie mogliśmy zostać w tym pokoju na wieczność. Kastiel mamrotał pod nosem, żebym nie używała więcej takich różanych zapachów, bo on wtedy też śmierdzi jak baba. Zaśmiałam się i odwróciłam do niego twarzą.
- To chore, wiesz? – stwierdziłam, mając na myśli tę całą sytuację i układ między nami.
- Wiem, ale mnie się to podoba – zaśmiał się cicho i pocałował mnie w szyję. On się nigdy nie zmieni. Jedyną przeszkodą, do tego, że nie możemy być razem, jest jakaś głupia, urojona powinność. Nie my. Bo, kurwa, my się kochamy!


***


      Przewrócił ją na plecy i zamknął w swoich ramionach jak w klatce. Ciężko dyszeli. Oboje. Zalała go nagle fala takiego gorąca, że nie mógł już wytrzymać tempa. Jęczała trochę za głośno, więc zamknął jej usta pocałunkiem, co było nie lada wysiłkiem, bo sam też miał ochotę wydać z siebie dźwięk rozkoszy, zwłaszcza wtedy, gdy ocierała się o jego podbrzusze, smukłą talią. Fascynowała go jej sylwetka. Smagłe ramiona, delikatna kibić, zaokrąglone biodra… To wszystko było teraz do jego dyspozycji. Przyjmowała każdy jego ruch i każdą decyzję bez protestów, a czasem lubiła sprawiać niespodzianki. Musiała go kochać i najlepsze było to, że on odwzajemniał to uczucie. Popieprzyło się to wszystko, ale kiedy dotykał jej gorącego ciała, nie myślał o niczym innym, tylko o chwili obecnej. Oderwał wargi od jej ust i spojrzał na ramię dziewczyny, na którym zostawił siny ślad. Nie lubiła znaków, ale z kolei drogę do ich powstawania wręcz ubóstwiała. Ech, co za dziewczyna. Chciałaby mieć wszystko naraz.
      Wzdrygnął się lekko, bo objęła go w pasie i przyciągnęła do siebie. Z trudem położył się płasko na jej ciele i jędrnych piersiach, które teraz ocierały się o jego tors i przyprawiały o konwulsje. Pomyślał, że już dłużej tego nie wytrzyma i chwilę potem poczuł, że opada z niego napięcie. Osunął się na dziewczynę, która nagle wbiła mu paznokcie w plecy. Spojrzał na nią z czułością i cmoknął w czoło. Oddychała ciężko, delikatnie gładząc jego ramię. Uśmiechnął się i nakrył ją swoim ciałem, niczym kocem. Pod nim wydawała się taka drobniutka. Była dopiero czternasta. Mieli jeszcze dla siebie kilkanaście godzin.
      Odsunął się i pochylił nad jej udem. Z pewnością zaczął całować jego wewnętrzną stronę. Gdy do jego uszu doleciały rozkoszne jęki, uśmiechnął się. O to mu chodziło. Chciał jej sprawić jak najwięcej przyjemności. I pomyśleć, że czerpał z tego pewnie więcej radości niż ona! Ubóstwiał to piękne ciałko
i jeszcze piękniejszą duszyczkę. Zrobiłby dla niej wszystko. Dla tej białowłosej, wysokiej dziewczyny, którą spotkał pierwszy raz w liceum…
- Kastiel, proszę cię… Jestem głodna – wyszeptała, a on zaśmiał się głośno. Pomierzwił dziewczynę po włosach i ubrał spodnie. – Gdzie jedziemy?
- Na miejscu podają pyszne obiady. – Przyglądnął się, jak naciąga na ciało kremową kołdrę. Wyglądała bardzo zmysłowo. – Chyba, że masz ochotę się gdzieś przejechać.
- Nie. Myślałam tylko, że to hotel na kilka godzin…
      Przysunął się bliżej Oliwii i złożył na jej ustach czuły pocałunek. Uśmiechnęła się delikatnie i pogłaskała go po policzku.
- A podają tu posiłki do łóżka? – spytała i spuściła wzrok.
- Tak. Tylko trzeba zejść, zamówić. Idę…
      Wstał, zostawiając ją na ogromnym łożu, przykrytą tylko cienką kołderką.


***


      Jadł truskawkę tak wolno, jakby była najpyszniejszym i najrzadszym okazem do jedzenia na świecie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Lubiłam ten jego zamglony wzrok, kiedy się zamyślał.
- Kas, o której się stąd wynosimy? – zapytałam, próbując udawać obojętność. Chociaż była dopiero siedemnasta, już bolało mnie serce, na myśl o rozstaniu.
- O ósmej rano – odpowiedział chłopak i położył się na plecach. – A co, nie podoba ci się?
      W jego głosie słyszalna była zadziorna nuta.
- Nie podoba. – Uśmiechnęłam się.
- Czemu?
- Bo teraz powinieneś mnie przytulać – zaśmiałam się i odchyliłam, w oczekiwaniu na uścisk silnych ramion Kastiela.
      Zerwał się do pozycji siedzącej i przyciągnął mnie do siebie. Pisnęłam cicho i wtuliłam się w jego szeroką klatkę piersiową. W jego bluzie było mi trochę gorąco, ale nie chciałam przerywać tej pięknej chwili. Dotyk Kastiela wywoływał na moim ciele dreszcze. Chciałam zasnąć w jego ramionach. Zasnąć i już się nie obudzić, bo skoro nie możemy być razem, ja nie chcę być w ogóle…


***


       Ciemno za oknami. Już dziesiąta wieczorem, a ona dalej śpi. Nie wybaczyłaby mu pewnie, gdyby jej nie obudził. Zapalił pomarańczową lampkę nocną, która rzuciła na nich miły cień. Odwrócił się na bok i spojrzał na słodki profil dziewczyny. Leżała do niego przytulona, aż żal było ją wyciągać ze snu, ale wiedział, że złościłaby się.
      Dał jej buziaka w policzek. Nie zareagowała. Uwielbiał całować jej ciało. Smakowało idealnie. Tym razem pocałował ją w usta. Zamruczała cicho i poruszyła brwiami. Kolejny całus, tym razem głębszy. Jeszcze jeden. Już była w pełni świadoma.
- Pobudka, gwiazdo – wychrypiał i odgarnął jej włosy z czoła.
- Która godzina? – spytała, nakrywając się kołdrą aż po szyję.
- Dziesiąta. – Zassał dolną wargę dziewczyny i czekał aż go obejmie za szyję. Wtedy położył się na niej i spojrzał w oczy. Zadrżała mu ręka, gdy wsadził ją pod bluzę, którą była okryta Oliwka. Ogarnęła go ochota, by być jeszcze bliżej niej.– Rozbudzę cię…
- Yhm – wymruczała niewyraźnie i zaczęła masować brzuch chłopaka.


***


      Moje usta pulsowały od gwałtownych pocałunków Kastiela. Większe pożądanie u niego widziałam tylko na łące, po tym rozstaniu. Ale wtedy byli za sobą stęsknieni po długim czasie, a teraz mieli siebie cały dzień. Czyżby chciał, żeby ostatni raz był najwspanialszy na świecie? Przymknęłam oczy i przypomniałam sobie jego zachłanny wzrok sprzed kilkunastu minut, kiedy podroczyłam się z nim trochę.
- Nie za ostro? – spytał nagle chłopak i westchnął głośno.
- Nie, skąd… Ty zawsze jesteś taki uważny – powiedziałam i kokieteryjnie musnęłam go palcem w ramię.
- Nie słodź mi…
- Ale ty jesteś słodki!
- Ola, chcesz, żebym cię teraz wziął? – zaśmiał się chłopak i podniósł się na łokciach.
- Może… Łaaa, Kas!
       Kastiel popchnął mnie na poduszki i przygniótł do miękkiego materaca. Zaśmiałam się głośno.
- Nie mogę oddychać! – sapnęłam, oplatając go nogami w pasie.
- I dobrze. Zrobisz teraz, co będę chciał… - wymruczał cicho, patrząc w okno. Posłałam spojrzenie za jego wzrokiem. Chmury odpłynęły, bo na nieboskłonie pojawił się księżyc. Pocałowałam Kastiela.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też, moja malutka…
      Ułożył się obok mnie i objął ramieniem. Ciepło promieniujące z jego boku przyjemnie pieściło moją nagą skórę i rozlewało się w sercu. Tak dobrze mogło być zawsze. To dziwne, ale pomyślałam w tym momencie, że chciałabym mieć z nim dziecko. Taką małą istotkę, nasze połącznie. Owoc miłości. Namiastka Kastiela.
- O czym myślisz? – spytał chłopak.
- O niczym. Śpij…
      I zasnęliśmy oboje, śniąc ten sam, pożegnalny sen o lepszym życiu.


***


      Rano obudził mnie chłodny dotyk dłoni Kastiela na twarzy. Czułam, że wstaje i trzaskają jakieś drzwi, ale nie otwierałam oczu, sama nie wiem dlaczego. Kiedy w końcu rozbudziłam się na dobre, chłopaka przy mnie nie było. Jakaś gula stanęła mi w gardle i prawie się zadławiłam. Mówił prawdę? Odszedł… Bez pożegnania. Kurwa!


***


- Oliwia! Halo!
- Co? – Oderwałam twarz od poduszki nie wierząc, że słyszę ten głos. – Jesteś?
- A myślałeś, że cię zostawię? Oliwia, ja już nigdy nie odejdę. Pieprzę przeszłość, pieprzę…
      Podbiegłam do niego i zacałowałam prawie na śmierć, zupełnie nie zwracając uwagi na tacę ze śniadaniem, którą trzymał w rękach. Na te słowa czekałam.
- Ale nie śnisz mi się? – upewniłam się.
- A mam cię uszczypnąć? W tyłek może, jeśli tak tego pragniesz…
- Przecież mieliśmy się rozstać…
- Powiedziałem tak, bo chciałem, żeby ten dzień był niezapomniany. I był pożegnaniem ze starym życiem. To co, zostaniesz moją dziewczyną? – spytał Kastiel, a ja zamknęłam oczy. Narastająca radość mnie osłabiała.
- Tak – szepnęłam cichutko i wtuliłam się w niego mocno. Nareszcie razem.


***


      Jechaliśmy motorem do domu. Miałam uczucie, jakbym obudziła się z głębokiego snu, w którym jadłam szczęście łyżkami. Byłam zmęczona, jak po ciężkiej fizycznej pracy, ale z mojego ciała tryskały endorfiny. Czy to jest właśnie spełnienie? Nagle, na drodze otoczonej z dwóch stron lasem, stanęła jakaś postać o blond włosach.
- Co jest, kurwa?! – Usłyszałam głos Kastiela i poczułam, że hamuje motor.



***
No, następny za tydzień! Jeszcze kilka rozdziałów i kończę. :)
Pozdrawiam serdecznie.

środa, 3 lipca 2013

Rozdział czterdziesty pierwszy







- Daj mi, do cholery, ten pieprzony telefon! – wykrzyczałam, a miła pielęgniarka, która wcześniej podała mi obiad, aż przystanęła i obejrzała się. Machnęłam do niej lekceważąco ręką.
      Nataniel zrobił skruszoną minę. Czy to możliwe, że on aż tak dobrze się maskował? A może mi się to wszystko przyśniło… Nie, nie. Wiem, czego się dowiedziałam i to jest prawda.
- Kochanie, nie możesz się denerwować…
- Kurwa, dawaj mi ten telefon. – Ja już dyszałam z wściekłości. Ten cholerny matoł nie chciał mi dać telefonu do ręki. Poczuł się zagrożony?
- Ale po co ci telefon, do kogo niby będziesz dzwoniła o tej porze? – zapytał niewinnie i wskazał ręką na zegar. Parę minut po północy.
- Nie twój zakichany interes. Bo zawołam pielęgniarkę. To moja własność, nie możesz sobie jej przywłaszczyć.
- Odprawisz mnie potem jak policjantów? – Splótł palce i ze spokojem spojrzał w moje oczy. Złote tęczówki nie wyrażały nic. Pustka. Obojętność. Być może uprzejme zainteresowanie. Czyli nic.
- Tak. Muszę… - Nie wdając się już w dyskusję, uśmiechnęłam się ciepło. W moim sercu zatańczyła iskierka nadziei, bo w kieszeni jego granatowej kurtki dostrzegłam różowy, cieniutki telefon. Mój. - Albo wiesz? Przytul mnie. Potrzebuję teraz czyjejś bliskości…
      Zmiana strategii przebiegła pomyślnie. Nataniel nie zauważył podstępu w moich słowach i z zadowoloną miną nachylił się nad łóżkiem. Zręcznie wyminęłam go bokiem i wyjęłam mu z kieszonki komórkę! Ha, ale miał zdziwioną minę… Próbowal mi wyrwać z ręki aparat, ale najwidoczniej przestraszył się moich siniaków, bo pokornie usiadł na krześle, posyłając i tylko obrażone spojrzenie w moją stronę.
      Wyszukałam numer zaczynający się od piątki. Raz, dwa, trzy…
- Przyjedź… Szpital numer pięć… Tak, tam… Nie chcę słyszeć, kurwa, że nie!… Nic się nie stało. Czekam.
       I teraz to przeklęte odliczanie minut, sekund, oddechów.
- Do kogo dzwoniłaś? – zapytał blondyn, który teraz bawił się swoim guzikiem od koszuli, ale nie wysiliłam się na odpowiedź. Położyłam telefon na sterylnym, białym stołku i wpatrzyłam się w krajobraz za oknem.
      Wysokie północne mury szpitalne, skryte w mroku nocy oświetlane były jedynie przez wewnętrzne lampy. Prawie wszędzie panował jakiś ruch, mimo późnej godziny. Pielęgniarki ciągnęły kroplówki na specjalnych stojakach, pacjenci dostawali ostatnie środki przeciwbólowe tej nocy. Na dole plac. Ciemny, betonowy, niezachęcający do spaceru, a za placem park, również niezbyt uroczy, ale przynajmniej zielone drzewa ożywiały trochę to ponure miejsce. Księżyc nie pokazał się tej nocy, a gęste chmury bezdyskusyjnie zwiastowały deszcz. Otuliłam się szczelniej lichą kołdrą.
      Osiemnaście minut po północy oboje usłyszeliśmy warkot motoru. Nataniel spojrzał na mnie z wściekłością, ale opanował się i szybko przybrał uprzejmą minę.
- Chcesz, żebym wyszedł?
      Gad.
- Tak, proszę. Porozmawiamy tylko o kilku rzeczach – powiedziałam z pozornym spokojem, ale w środku aż się cała buzowałam. Gra niewinnego, to niedobrze.
      Odgłos odsuwanego krzesła i stukot eleganckich, drogich butów. Odszedł. Odetchnęłam i wtuliłam twarz w kolana. Całe moje życie to jedna, wielka gra. Hadrian. Kastiel. Nataniel. Na szczęście z tym pierwszym nie miałam większego problemu, bo wyjechał do Holandii na wymianę.
      Ciężkie westchnienie i przekleństwo, zapewne na widok Nataniela, przerwało szpitalną ciszę. Dobrze, że pielęgniarki nie są tu skore do kłótni i raczej ugodowo traktują niespodziewanych gości.
- Co?
- Bez pukania? – Odwróciłam głowę w jego stronę. Zaczerwienione od szybkiej jazdy policzki kusiły… - Usiądź.
- Wypadałoby zapytać, co ci się stało, ale średnio mnie to interesuje. – Chłopak bezczelnie się uśmiechnął. Czekał, aż odwzajemnię zaczepkę.
- Szczery aż do bólu. Mnie za to średnio interesuje twoje współczucie.
- Boli?
- Nie.
      Usiadł na miejscu, które jeszcze przed chwilą zajmował Nataniel. Popatrzył mi w oczy, ale nie odgadłam jego intencji.
- Nie zdradziłam cię – palnęłam, a on zmienił się na twarzy. Jego oczy stały się matowe, bez żadnego blasku, emocji…
- Przestań. Nie chcę tego słuchać – powiedział bez cienia złości. Czy było mu przykro?
- Nie wiem, jakim cudem to zdjęcie znalazło się w gazecie, ale ja dostałam inny egzemplarz.
- Pokaż.
- Zabrali mi.
      Chłopak nie patrzył mi w oczy. Jego ramiona, chociaż ukryte pod ciemnofioletowym materiałem kurtki, były wyraźnie napięte.
- Czemu mam ci wierzyć? Wiem co widziałem i co widziała większość ludzi w tym miasteczku.
      Zamarłam. No tak, nie pomyślałam o tym. Czyli tylko ja dostałam przedpremierowy egzemplarz? Dlatego sam miał mi go przynieść. Tylko gdzie ja teraz znajdę dowody zbrodni, że tak powiem?
- Zaufaj mi, proszę – szepnęłam.
- Nie widzę powodu, bym miał to zrobić.
      Kastiel jednak był wściekły! Cały zesztywniał i cedził słowa jak najgorsze bluźnierstwa.
- Przepraszam, tylko tyle mogę powiedzieć. Nie jestem winna. To było wtedy, gdy się pokłóciliśmy i trochę wypiłam. Poniosło nas, ale do niczego nie doszło. Nataniel podmienił zdjęcia. – Mnie samą uderzył błagalny ton, jakiego użyłam. Zależało mi na jego wsparciu.
- Nie tłumacz się. Sporo czasu minęło. Już nic nie będzie takie samo jak dawniej. My już nigdy do siebie nie wrócimy – powiedział i potargał włosy. – I nie rycz, bo to nie pomoże.
- Kastiel… - Imię najdroższe memu sercu. – Nie pozwól, żebym uwierzyła w kłamstwa Nataniela.
- Ja już z tobą skończyłem. Będę się zbierać. Luciana czeka…
- Nigdy nie oddałam się Natanielowi.
- Co?
- To, co słyszałeś.
- Po co mi to mówisz? – zapytał. Czekoladowe oczy chłopaka pociemniały na moment.
- Chciałam, żebyś wiedział.
      Skrzyżował ręce. Uważny wzrok przeszywał moje ciało na wskroś, tak jak najostrzejszy miecz. Nie okazywał złości, co dziwne, bo zawsze, nawet przy najmniejszej okazji, wybuchał, dając upust emocjom. Może chciał ukryć to, że ta cała sprawa go poruszyła, że go interesuje? Nieodgadnione były jego myśli, a ja w tej chwili tak bardzo pragnęłam je poznać!
- Oczekujesz, że powiem to samo? Że z nikim nie spałem? – spytał z kpiną w głosie.
- Nie. Ja… wiem, że jest inaczej. – Spuściłam wzrok i ciaśniej objęłam kolana rękoma.
      Zmieszał się odrobinę, bo odchrząknął i wyjął papierosa z kieszeni spodni.
- Tutaj nie wolno palić – poinformowałam.
- Pieprzone zakazy.
      Wszystkie światła już pogasły. Była godzina pierwsza w nocy, a my dalej nieczego sobie nie wyjaśniliśmy. Przez ułamek sekundy minęła mi rozbawiona twarz salowej w okienku, ale nie zaprzątałam sobie tym głowy. Niech myśli sobie, co chce.
- Chyba już pójdę…
- Zostań! – przerwałam mu i aż wystraszyłam się swojej gwałtownej reakcji.
- Jest na korytarzu twój chłopak. – Ironiczny uśmieszek skierowany w moją stronę.
- Nie chcę go znać.
- Czemu więc go nie wyrzucisz?
- Bo muszę się czegoś dowiedzieć.
- Aha.
      Pierwsze krople deszczu niepostrzeżenie spłynęły po czyściutkiej, szpitalnej szybie, kiedy Kastiel wstał z krzesła.
- Dobranoc – powiedział.
      Odpowiedziałam mu wymownym milczeniem. Nie próbował się odzywać, przytulać mnie, czy się uśmiechać. Po prostu wyszedł.


***


      Zimny wiatr pomieszany z deszczem smagał go po ciele. Kask szczelnie chronił twarz, tak, że mógł spokojnie obserwować jezdnię. Cholerę go obchodziło, że ona nie dała się Srajtakowi?! Po co mu to mówiła? Ech, i jeszcze te zmyślone historyjki. Jeszcze kilka miesięcy temu chciałby wierzyć, że to prawda. Teraz ma na wszystko raczej wyje… no, obiecał sobie, że skończy z takim słownictwem, więc wygwizdane będzie odpowiednim słowem. Chyba. Idiotka. I debil. Siedzą w tym szpitalu jakby nie mogli… Kurde, myśli mu się już mieszają. Późna godzina w końcu. Jeszcze jeden zakręt dzielił go od domu, ale nie dawało mu spokoju jakieś dziwne, niejasne przeczucie, że powinien tam wrócić. Ale czemu? i przecież w dodatku nigdy nie zwracał uwagi na ten irytujący sygnał w głowie, więc czemu teraz miałoby być inaczej? Zwolnił. Deszcz coraz mocniej siąpił, a budynki dookoła niego były całkiem zamazane. Istnieli tylko on, motor i jezdnia. Nic więcej. Nic więcej ponad to pieprzone przeczucie.
      Zawrócił.


***


      Na palcach przemknął przez pusty korytarz, nie zwracając uwagi na przytłumione śmiech pielęgniarek, popijających kawę. Biało-miętowe ściany wyglądały dziwnie w półmroku, jak jakieś prześcieradła poplamione syropem, tą, no… flegaminą! Odszukał numerek sali, w której wcześniej był i nacisnął klamkę. Ustąpiła z cichym pyknięciem. Nigdzie nie zauważył blond gamonia, więc wszedł, zamykając za sobą drzwi.
      Oliwia leżała na plecach, a śnieżnobiałe włosy rozsypały jej się na poduszkę i wyglądały jak lodowa korona. Miała przymknięte oczy, a rzęsy rzucały długie cienie na policzki. Na stoliku paliła się lampka nocna. Kastiel stwierdził w myślach, że teraz wygląda bardziej kobieco, bo przytyła lekko. Chyba by się na niego obraziła, haha. Ale kiedyś rzeczywiście była aż za chuda. Przez cienką kołdrę dokładnie widział zarys pełnych bioder i szczupłych ud. Ręce położyła w okolicy piersi, które unosiły się miarowo w rytm oddechów. Tak zaabsorbował go ten obrazek, że nie zauważył, że za jego plecami ktoś stoi. Dopiero po chwili zorientował się, że do sali cichutko weszła jedna z pielęgniarek i patrzyła teraz na niego karcącym wzrokiem, za którym kryła się również nutka wesołości. Zamarł z głupawym wyrazem twarzy.
- Tylko nie obudzić innych, chłopcze – powiedziała ta niska, ciemnowłosa kobieta, ukrywająca dość krępe kształty za roboczym fartuchem. Mrugnął zaskoczony, ale kobiety już nie było. Nie miał pojęcia, dlaczego przymknęła oko na tę nocną wizytę, ale latało mu to w sumie koło dupy. Podszedł do łóżka i delikatnie nachylił się nad śpiącą dziewczyną. Miała nietęgą minę.
      Zaśmiał się w myślach i usiadł na krześle. Nic się nie działo, mógł jechać do domu z powrotem, ale wcale nie chciał tego robić. Zabawne, że teraz nie czuł już ani odrobiny złości. Jedynie żal, że omijają go chwile, które mógłby z nią spędzać, gdyby nie wszystkie przeszkody, które stanęły mu na drodze. Wszystko co najlepsze, zgarnął Nataniel, a ona się przy nim marnuje, przecież nie darzy go żadnym głębszym uczuciem, sama to mówiła.
- Czemu wróciłeś? – Zachrypnięty kobiecy głos przywołał go do porządku. Cholera, ale się przestraszył.
- Bo… bo miałem sprawę do załatwienia – powiedział pierwsze, co przyszło mu na myśl i doznał przemożnej chęci walnięcia się w czoło otwartą dłonią.
      Otworzyła szeroko oczy i uśmiechnęła się, ale jakoś tak smutnie.
- Kastiel, – zaczęła – powiedz mi, czy ty ją kochasz? Lucianę?
- Nie. Ja nikogo nie kocham.
      Nastała między nimi cisza. Tykanie zegara odmierzało chwile, które coraz bardziej ich od siebie oddalały.
- Męczy mnie to wszystko. Już nie mam siły żyć.
- Nie mów tak. – Chłopak westchnął, zniecierpliwiony. Nie znosił takich gadek. – Weź się w garść. Coś ci w życiu nie wyszło, a ty już się poddajesz? Jesteś śmieszna.
- Nie dam rady dłużej żyć w takiej chorej atmosferze! – krzyknęła, a on uspokoił ją, zatykając jej usta dłonią.
- Cicho, bo pielęgniarka mnie zabije.
- Będę krzyczeć dalej! – Ponowiła próbę, kiedy odsunął się od niej. – Cholera, kochałeś mnie kied…
      Ponownie przyłożył jej rękę do ust, ale tym razem go ugryzła. Syknął cicho i z rozbawieniem pochylił się nad jej opaloną twarzą. Pierwszy pocałunek pozostał nieodwzajemniony. Zaskoczył ją. Drugiemu już się poddała. Objęła go rękami za szyję, tak, że ledwo utrzymał równowagę. Oparł się dłońmi o łóżko. Jej usta smakowały jak maliny. Dalej używała tej pomadki, co kiedyś. Z trudem, ale jednak, odsunął się i opadł na krzesło, lekko dysząc.
- Czekałaś na to, co? – zapytał z wesołym błyskiem w oku. – Jesteś czasami taka dziecinna.

***


      Serce nadal biło mi jak oszalałe po tym pocałunku. Nie wytrzymałam jego przygniatającego spojrzenia, spuściłam wzrok i zaczerwieniłam się lekko. „Tak, to właśnie chciałam osiągnąć, zadowolony?” – miałam ochotę powiedzieć, ale coś mnie przed tym powstrzymało. Odkaszlnęłam tylko cicho.
- Nataniel pojechał do domu?
- Tak – odparłam.
- Zostawił cię? Co za cham… - zaśmiał się chłopak i założył nogę, na nogę.
- Nie zgrywaj się. - Spojrzałam na niego z czułością. – Uwierzyłeś mi?
- Nie.
- To dlacze…
- Dlatego, że chciałem, jasne? – przerwał mi i szybkim ruchem ręki wygładził rozwichrzone włosy.
      Nie odezwałam się już ani słowem. Ani teraz, ani potem. Spojrzałam tylko na niego i wyciągnęłam w tamtym kierunku rękę. Zrobił skwaszoną minę i odwrócił głowę. Westchnęłam cicho. Było już piętnaście minut po drugiej.
     



***
No, koniec.
Przepraszam za opóźnienia, jak już pisałam, pochłonęły mnie bieżące sprawy.
Jeśli chodzi o linka, bo było parę pytań, to pozwolę sobie siebie zacytować:
Ale po prostu chcę mieć swobodę pisania, a oni daliby pewnie linka innym, żeby się pochwalić, itd., a tu są sceny z mojego życia i gdyby ktoś to zobaczył, to by się stresował na spotkaniach. (Nie, nie chodzi o sceny +18)
To tyle.
Em, jadę na wakacje, więc następny rozdział dopiero koło 19.07.
Na razie musicie pocieszyć się tym, mam nadzieję dość dobrym, rozdziałem. I długim. Jak widzicie, sporo rzeczy się wyjaśniło, ale nie wiadomo jaka będzie końcówka. Sama się zastanawiam, co w końcu zrobić.

To tyle. Kończę i życzę wam udanych, szczęśliwych wakacji. Widzimy się za kilkanaście dni. Jestem jeszcze do piątku, więc jakby ktoś miał jakieś pytania, to śmiało :)
Pozdrawiam, Ayidia.