sobota, 30 marca 2013

Rozdział dwudziesty szósty


    
Uwaga, z błędami, bo zostawiłam w szkole kingstona z poprawną wersją.
Zaktualizuję w niedalekiej przyszłości, jeśli mi Net nie padnie. Przepraszam za utrudnienia.
Miłego czytania.





      Leżeliśmy na łóżku. Ja i Kastiel. Opowiedziałam mu całą historię, ale nie zareagował tak, jak się spodziewałam. On, mój buntownik, powiedział, żebym porozmawiała z Hadrianem! Nie do pomyślenia.
- Co ci szkodzi, wyjaśnicie sobie wszystko. Zawsze możesz go zabić nożem kuchennym, jak ci nie będzie coś odpowiadało.
      Spojrzałam na niego. Może miał rację?


***


      Nerwowo skubałam rękaw bluzki. Hadrian milczał. Czasem tylko unosił oczy do nieba
i wzdychał. Spojrzałam na jego pełne usta, które kiedyś z taką lubością pieściły moje wargi. Aż mi się wierzyć nie chce, że potrafił tak dobrze udawać.
- Dlaczego mnie zwodziłeś aż tyle czasu? – wyrzuciłam z siebie w końcu, patrząc w okno. – Dobrze wiedziałeś, że byłam w tobie szaleńczo zakochana, mogłeś wyjawić swój cel wcześniej.
- Nie wiem. Chyba przypominałaś mi Sue.
      Hadrian schował twarz w dłoniach.
- Nie miałeś prawa się mną bawić. Bianka i ja to dwie różne osoby.
- Wiem, przepraszam, ale byłem wtedy młody i głupi, chciałem się zemścić na twojej siostrze. Rzuciła mnie dla tego frajera, Robina!
- Pięknie się zemściłeś. Teraz jej ciało jedzą robaki! – wrzasnęłam i uderzyłam ręką w parapet.
- Nie mów tak! To ja miałem zginąć, ja! Nie wiedziałem, że to wy jedziecie tym samochodem, przysięgam. Ja ją kochałem! Nie mogłem dłużej znieść tego, że przytula ją ktoś inny, dlatego rzuciłem się pod koła, by już nie cierpieć… Wystarczającą karą jest to, że nie zginąłem wtedy… Dalej chcę umrzeć, bo życie ze świadomością, że zabiłem moją Sue, jest okropne, ale to właśnie moja kara. Najstraszniejsza, jaka mogła mnie spotkać – zawiesił głos. – Wiele razy myślałem o samobójstwie, ale przed każdą próbą przypominał mi się jej uśmiech i wiedziałem wtedy, że muszę żyć, by pokutować za ten okropny czyn.
- Nienawidzę cię… Pozbawiłeś mnie rodziny, sponiewierałeś moje uczucia, byłeś podły – wyszeptałam cicho. – A wtedy, po wypadku, uśmiechałeś się.
- Byłem pijany. Myślałem, że to Sue przeżyła. Cieszyłem się wtedy, jak głupi. A to byłaś ty. Ty krzyczałaś.
- Zmieniło to coś? Jakbym to ja, zamiast niej umarła, nie miałbyś wyrzutów sumienia?
      Prychnęłam z pogardą.
- Oliwia. – Podszedł do mnie i uklęknął. Odwróciłam głowę. – Przepraszam, wybacz mi proszę. Jesteś jedyną osobą, która mi została po Sue, więc kiedy zobaczyłem twoje zdjęcie u Nataniela, wiedziałem, że muszę się z tobą spotkać, żeby wszystko wyjaśnić.
      Poczułam, że za chwilę się rozpłaczę. Chłopak, którego kiedyś tak mocno kochałam, klęczał teraz przede mną i prosił o wybaczenie. Wybaczenie za śmierć bliskich, za to, że posłużyłam mu jako narzędzie zemsty i za to, że jego uczucia nigdy nie były prawdziwe.
- Kochałeś mnie kiedykolwiek?
- Nie, ale byłaś wtedy moją najlepszą przyjaciółką.
     Podniósł na mnie swoje smutne, orzechowe oczy. Przesunęłam palcami po jego czerwonych ustach.
- Jak mogłeś tak dobrze udawać? – Otarł pierwszą łzę, która spływała mi po policzku.
- Nie udawałem. Przebywanie z tobą naprawdę sprawiało mi przyjemność – powiedział.
      Ze zdziwieniem zauważyłam, że moje oczy są już całkowicie mokre od łez. Poddałam się jego uściskowi, kiedy przygarnął mnie do siebie ramieniem. Właściwie, to już nie czułam żalu, tylko dojmującą pustkę. Pocałował mnie w policzek. Długo tęskniłam za jego obecnością. Nawet fakt, że przez niego zginęła moja rodzina, nie przeszkadzał mi, by go dalej kochać. Nienawidziłam go i kochałam jednocześnie, przez długie lata. Tak sobie myślę, że w liceum i Nataniel i Kastiel byli tylko substytutami dla niego, bo Hadrian siedział w mojej głowie nadal, jako idealny chłopak. Teraz wiem, że nie byłam wtedy zdolna do miłości. Dojrzałam do niej dopiero teraz.
- Wybaczam ci wszystko – szepnęłam i pozwoliłam, by wtulił drżącą głowę w moją szyję. Płakaliśmy oboje, a razem ze łzami wypływały z nas wszystkie żale. Teraz naprawdę mu wybaczyłam.
       Moja pierwsza miłość. Mówi się, że ona jest najlepsza. Ja myślę, że jest piękna, ale nie najlepsza. Najlepsza jest wtedy, gdy znajdzie się swoją prawdziwą, drugą połówkę. Nieważne, czy ma się wtedy dziesięć, dwadzieścia, czy pięćdziesiąt lat, ważne, by ją znaleźć.
      Zostawiłam go samego w pokoju i poszłam do Nataniela. Musiałam mu coś powiedzieć.
- Co jest? Płakałaś?– zapytał.  
- Nat, kocham cię, ale jak przyjaciela.
      Jego oczy wyrażały bezgraniczne zdumienie. Zaskoczyłam go.
- Co? Ale nie możesz mi tego robić… - Spojrzał na mnie z żalem.
- Przepraszam.
- Ale…
- Przykro mi. Nie będziemy razem już nigdy.
      Zwiesił głowę i zacisnął pięści, ale po chwili popatrzył na mnie z mocą.
- Odejdę teraz, ale pamiętaj, będę na ciebie czekał. Możesz do mnie przyjść, nie podając powodu. Przyjmę cię z otwartymi ramionami, bo cię kocham. Kocham cię, jak nigdy nikogo. Zawsze będziesz moją miłością, treścią mego nędznego życia. I bądź pewna, że każdy najmniejszy błąd Kastiela, obrócę na swoją korzyść. Każde jego potknięcie będzie mnie utwierdzało w przekonaniu, by dalej o ciebie walczyć, bo jestem pewny, że nie będziesz z nim szczęśliwa, a ja tylko tego pragnę, by na twej twarzy gościł uśmiech, a to niemożliwe z Kastielem. Proszę, jeśli nie ja, to ktoś inny, byle nie on.
      Chciał podejść i przytulić się do mnie, ale pokręciłam głową.
- Proszę, zrób to dla mnie.
      Westchnęłam zachęcająco i objął mnie mocno. Jego słowa wbiły się w moją duszę jak sztylety. Wierzyłam, że nie okażą się prawdą. Chciałam w to wierzyć.
      Kiedy odszedł, by spakować swoje rzeczy, rzucił tylko, żebym się nie dziwiła, jeśli będę często na niego wpadać, bo przypuszczał co się stanie i wynajął dom po sąsiedzku razem z kuzynem. Jeszcze tylko tego brakowało. Mnie chyba nie jest dane zaznać spokoju.
      Wyszedł z mojego domu razem z Hadrianem, który był już zamkniętym rozdziałem w moim życiu.
      Z ulgą poszłam poszukać Kastiela. Siedział na kanapie w salonie.
- Nareszcie skończyłaś te gadki rodem z dramatu. – Zrobił mi obok siebie miejsce. – To co, mamy wolną chatę?
- Na to wygląda – odparłam.
- Od początku wiedziałem, że mnie wybierzesz.
      Nie miałam siły z nim rozmawiać. Byłam wykończona emocjonalnie, ale dziwnie spokojna. Chyba nareszcie wychodziłam na prostą, pozamykałam wszystkie dręczące mnie sprawy.
      Usiadłam Kastielowi na kolanach i zaczęłam go całować. Chłopak od razu mnie mocno objął i przejął inicjatywę. Nie pragnęłam teraz niczego innego tak bardzo, jak jego bliskości. Powoli zdjął ze mnie bluzkę i natychmiast poczułam na własnej skórze jego pożądanie. Całował zachłannie, tak, że nie istniało dla mnie nic, poza jego wargami.
- O cholera, przepraszam!
      Odskoczyłam od Kastiela i próbowałam znaleźć swoją bluzkę. Chłopak osłonił mnie swoim ciałem, tak, że byłam bezpieczna, przed wzrokiem przybysza.
- Lysander, zabiję cię, przysięgam – warknął mój wściekły kochanek.
- Nie wiedziałem, że będziecie chcieli na kanap…
- Nie ręczę za siebie – przerwał mu Kastiel.
      Nareszcie ubrałam bluzkę i czerwona, jak burak wyjrzałam zza jego pleców.
- Cześć, Oliwia, miło cię znowu widzieć – rzekł Lysander, elegancki i dystyngowany jak zawsze. Prezentował się znacznie bardziej męsko niż w liceum. Co tu dużo mówić, był postawnym facetem. Uśmiechnęłam się do niego. Cóż za nieszczęście, że musiałam go spotkać w tak niezręcznej sytuacji.
      Okazało się, że Kastiel musi jechać do matki, do firmy, bo jakiś facet od przewozu przyjechał. Chłopak, klnąc pod nosem, poszedł się przebrać i po chwili już go nie było. Zaproponowałam więc Lysandrowi coś do picia, ale za nic w świecie nie mogłam odkręcić butelki z sokiem.
- Pomogę ci. – Podskoczyłam, bo Lys stanął zaraz za mną i czułam jego oddech za uchem. Był wyższy niż Kastiel. Nie mogłam zapanować nad płucami, które nie chciały nabierać powietrza, gdy sięgnął ręką po butelkę. Co to, do cholery, za chwila słabości? Pieprzona natura.
      Chłopak podał mi otwartą butelkę i odsunął się. Nareszcie odetchnęłam głęboko i nie patrząc mu w oczy, zapytałam, co u niego. 
- Pewnie wiesz o Iris – stwierdził. – Życie mi się trochę skomplikowało, ale nie narzekam.
- A właśnie, córka, czy syn? – zapytałam.
- Córka. Daliana.
- Pięknie. Gratulacje.
- Wy z Kastielem chyba też staracie się o potomka – zaśmiał się, a ja poczułam, że moje policzki oblewają się szkarłatem.
- Przestań – mruknęłam zawstydzona.
- Żartowałem przecież. Jesteś jeszcze taka słodka… yyy… to znaczy wiesz, nie widzę cię w roli matki w tym wieku.
      Lysander z zakłopotaniem podrapał się po głowie. Zdziwiłam się, bo nigdy nie myślałam, że zwraca na mnie zbytnią uwagę, a teraz tak się zmieszał. Interesujące.
Zaraz.
Tfu, o czym ja myślę?!
Mam chłopaka.
Lysander to najlepszy kumpel mojego chłopaka.
Od razu lepiej. Jeśli chcę być w porządku wobec Kastiela, to nie mogę myśleć o jakichś flirtach. Zachowuję się, jak jakaś małolata.
- Oliwia, kontaktujesz?
- Tak, tak. Przepraszam, zamyśliłam się. – Głoś Lysandra doprowadził mnie do porządku.
     Przez resztę wieczoru rozmawialiśmy o błahych rzeczach, aż wrócił Kastiel. Pożegnałam się z Lysandrem i całując go w policzek, uśmiechnęłam się lekko. Odwzajemnił to.
      Do łazienki weszłam w wyśmienitym nastroju. Odnowiłam aż dwie znajomości.


***


- Może dokończmy to, co nam przerwano? – Kastiel przysunął się do mnie i cmoknął w ramię.
      Było już dobrze po dwudziestej trzeciej, więc byłam senna, ale nie miałam siły przeciwstawiać się Kastielowi. Pozwoliłam mu, żeby zajął się moim ciałem. Wkrótce poczułam pierwszy dreszcz podniecenia, dlatego przewróciłam chłopaka na plecy i usiadłam na nim okrakiem. Całowałam jego klatkę piersiową, z satysfakcją wysłuchując westchnień zadowolenia wydobywających się z półotwartych ust Kasa. Nagle przypomniała mi się jego mina, kiedy Lysander nas nakrył i zaczęłam się śmiać, jak głupi do sera. Nie mogłam się opanować i aż zachłystywałam się własną śliną.
- Proszę, nie rób mi tego jeszcze raz. Nie wystawia się tak chłopaka. – Jęk Kastiela miał charakter błagalny. W jego głosie była zawarta tak przejmująca prośba, że zaczerwieniłam się. Nie byliśmy już dziećmi i to co robiliśmy miało bardzo poważny charakter. Jakoś do tej pory miałam wrażenie, że nasze życie będzie czysto platoniczne, a on przecież miał swoje potrzeby. Mówi się, że jak kocha to wytrzyma, ale ja go sprowokowałam. To ja tego chciałam, nie on, dlatego głupio tak było mu teraz mówić, żeby obszedł się smakiem, bo się wystraszyłam. Nie powinnam była w ogóle niczego zaczynać, bo teraz jakoś dziwnie się czułam. Nie wiem, dlaczego dopadł mnie lęk. Chyba nie zdawałam sobie sprawy, z powagi naszych czynów. To już nie była wyobraźnia, tylko rzeczywistość.
      Kiedy Kastiel ponownie zaczął mnie całować, nie potrafiłam tego odwzajemnić.
- Co jest? Czemu jesteś taka spięta? Nie mów mi, że ci się odwidziało. – Kastiel dyszał ciężko. – Nie można tak bawić się chłopakiem. Dobrze wiesz, jacy są mężczyźni.
- Boję się – odpowiedziałam cicho. Wiedziałam, że był ogromnie rozczarowany.
- Czego? Że zajdziesz w ciążę? Mogę skoczyć do apteki…
- Nie! – Zarumieniłam się mocno. – Nie, po prostu to poważna sprawa i nie chcę tego robić, wiedząc, że kiedyś możesz mnie rzucić. Ja pragnę się kochać tylko z tobą. Przez całe życie.
      Zrozumiał, bo widziałam, jak przez twarz przemyka mu cień zakłopotania.
- Nie rzucę cię nigdy. Może to są tylko słowa, ale ja naprawdę zawsze będę cię traktował poważnie. Jeśli nie chcesz… to trudno. – Ostatnie słowa wypowiedział z wyraźnym wysiłkiem. Wiedziałem, ile go to musi kosztować. Był na pewno zły, ale nie pokazywał tego po sobie.
- Kocham cię – szepnęłam i przytuliłam się do niego. Postanowiłam pozwolić mu na wszystko. W końcu ja też tego pragnęłam, potrzebowałam tylko zapewnienia, że będzie mnie kochał. Ufałam mu, więc uwierzyłam jego słowom. Poza tym, potrafił zrezygnować z przyjemności, więc szanował mnie.
- Zdecyduj się w końcu, bo kiedyś spowodujesz poważny uszczerbek na moim życiu intymnym – mruknął, pocierając moje udo.
      Pociągnęłam go na łóżko, uśmiechając się zachęcająco.


***


      Kastiel już spał, a ja wciąż wierciłam się pod kołdrą. Była już druga w nocy, a mimo to, nie czułam senności. Wciąż pamiętałam czuły dotyk dłoni chłopaka, który przerodził się potem w namiętny spacer po moim ciele. Na samo wspomnienie ostatnich wydarzeń, robiłam się czerwona. To było dla mnie takie dziwne, że może się to od teraz stać normą. Czułam się z tym źle, że bez ślubu oddałam się chłopakowi. Zawsze może mnie rzucić, ale przecież obiecał. Wiem, naiwna jestem, ale jeden papier też nie gwarantuje wierności do końca. Mimo to, coś mi mówiło, że powinnam już więcej tego nie robić.
      Kastiel obrócił się na drugi bok. Przypomniałam sobie wtedy jego zamglone spojrzenie
i po raz kolejny się zarumieniłam. Prąd w moim brzuchu sprawiał, że teraz prawie mdlałam. Zatkałam oczy dłońmi. Tej nocy było zupełnie inaczej niż za pierwszym razem. Jakoś tak… nie wiem. Kastiel był bardziej pewny siebie. Dotykał mnie mniej ostrożnie, przez co poczułam się naprawdę pożądana. Aj, jaki wstyd! Przygryzłam w ciemności wargę. Dla niego było to coś zupełnie naturalnego, ale dla mnie to nowość. Poklepałam się po czole i zaraz poczułam rękę chłopaka na brzuchu.
- Przestań się kręcić, bo spać nie dajesz – wymruczał i ciasno do mnie przylgnął.
      No, teraz to na pewno zasnę! Muszę poszukać sposobu, na wory pod oczami.


***


      O czwartej nad ranem ze snu wyrwał mnie dźwięk telefonu Kastiela. A nareszcie zasnęłam! Chłopak odebrał i okazało się, że to Mysty chciała mu przekazać radosną nowinę, że poznała na czacie jakąś świetną dziewczynę. Kastiel warknął do niej, żeby go więcej nie budziła, chyba, że będzie się palić i z powrotem wszedł pod kołdrę.
- Kas, weź te ręce, bo nie mogę się ruszyć – wymamrotałam cicho i uwolniłam się z jego objęć.
- No proszę, już nie chcesz, żebym cię dotykał? Niedawno jęczałaś co innego… Ała! Za co to było?
      Kopnęłam go w kolano, bo wywołał u mnie zmieszanie. Jeju, jak ja się niezręcznie przy nim czułam!
- Przestań – powiedziałam z oburzeniem.
- O ja nie mogę. Ty się mnie wstydzisz – stwierdził z rozbawieniem. – Słoneczko, no nie musisz się tak zachowywać. Jesteś najpiękniejsza na świecie.
      Ze śmiechem położył się na mnie i zmusił do patrzenia w oczy, kładąc ręce na mojej głowie. Wydęłam usta, ale natychmiast dał mi w nie buziaka. Czułam się skrępowana, pod jego uważnym spojrzeniem.
- Kastiel, proszę cię… - szepnęłam błagalnie, ale tylko drugi raz mnie pocałował.
- O co?
- Nie patrz tak na mnie.
- Jak? – Wsunął jedną dłoń pod kołdrę i pogładził wewnętrzną stronę mojego uda. Przełknęłam głośno ślinę i przymknęłam na moment oczy.
- Jakbyś chciał mnie za chwilę rozebrać – powiedziałam po dłuższej chwili.
- Ale ja chcę – uśmiechnął się, przesuwając dłoń w okolice mojego brzucha.
- To przestań chcieć – odparłam, czując, że powoli robi mi się duszno.
- Zabawna jesteś – szepnął. – To normalne, że na początku się krępujesz, ale mnie nie musisz się wstydzić. Ja uwielbiam sprawiać ci przyjemność…
      Spojrzałam w jego ciemnobrązowe oczy. Jak on potrafił mnie podejść! Nigdy nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć.
- Kastiel, przygniatasz mnie – wystękałam, bo już zdrętwiała mi ręka.
- Przepraszam… Już lepiej?
       Co za okropny typ! Teraz, to ja doskonale czułam jego ciało. Ustawił się tak, by ściśle do mnie przylegać. Uśmiechnęłam się wesoło, bo jak tu go nie kochać?
- Lepiej będzie, jak mnie pocałujesz – rzekłam i po chwili poczułam usta Kastiela na swoich. Dopiero wtedy ze mnie zszedł i ułożył się na plecach.
      Przytuliłam się do niego i zasnęłam.



***
Długi mi wyszedł ten drugi, nie?
Przepraszam, że taki zboczony, ale oglądałam niedawno taki właśnie film xD.
Chyba będę kończyć to opowiadanie. Zakończenie mam już gotowe, a ankieta jest tylko po to, żeby zobaczyć, czy je polubicie.
Zdradzę tylko tyle, że zostawię sobie ”otwartą rękę”, czyli będę mogła kiedykolwiek wrócić do pisania.
A i oczywiście nie skończę tego za tydzień, bo mam jeszcze parę pomysłów, ale boję się, że to już będzie naciągane. A Wy, jak myślicie?
Na pewno więcej wątków z Lysandrem i Hadriana się jeszcze wplecie, także kilka rozdziałów jeszcze będzie.
Wesołych Świąt!


Rozdział dwudziesty piąty


Uwaga, z błędami, bo zostawiłam w szkole kingstona z poprawną wersją.
Zaktualizuję w niedalekiej przyszłości, jeśli mi Net nie padnie. Przepraszam za utrudnienia.
Miłego czytania.

 
   Kastiel obudził mnie głośnym przekleństwem.
- Co się stało? – spytałam, przeciągając się jak kotka.
- Lysander do mnie dzwonił, żebym szybko pojechał do szpitala.
- O matko… Nataniel…? – Senność przeszła mi od razu.
- Skąd, nie może po prostu odebrać Iris, bo zepsuł mu się samochód, a obiecał jej.
      Odetchnęłam z ulgą i postanowiłam jechać z Kastielem. Dawno nie widziałam koleżanki z czasów licealnych. Odświeżyłam się w łazience, uczesałam i już byłam gotowa. Po drodze zjadłam jeszcze kanapkę.
      Jechaliśmy do szpitala w ciszy. Kastiel miał dziś chyba zły humor, bo o mało nie wyrwał drzwi samochodu, kiedy nie chciały się otworzyć. Swoją drogą, to ciekawe co się dzieje z Natanielem. Wysłałam mu wiadomość, ale nie odpisał. Nawet nie raczył puścić dzwonka, że wszystko z nim w porządku.
      Szpital okazał się ogromnym, pomalowanym na biało budynkiem. Wstyd się przyznać, ale nigdy tu nie byłam. Zawsze jeździłyśmy z ciocią do pobliskiego miasta. Zastanawiałam się wtedy, dlaczego? Teraz jednak rozumiem, bo tutejszy szpital sprawiał dość przygnębiające wrażenie. Wyglądał na opuszczony, a wewnątrz królował surowy wystrój. Gdzieniegdzie białe ściany poprzecinane były zadziwiająco dorodnymi paprotkami. Nad każdymi drzwiami wisiał mały krzyżyk, a obok recepcji szumiała mała fontanna, na której szczycie wyrzeźbiony był pies, tryskający wodą z otwartego pyska. Całość nie prezentowała się zachęcająco. Człowiek miał wrażenie, jakby przebywał w próżni, taka panowała cisza.
- O, Iris. – Podskoczyłam na dźwięk głosu Kastiela.
      Obok jednej z paprotek siedziała moja ruda koleżanka. Uśmiechnęłam się szeroko, ale zaraz zorientowałam się, że jest w co najmniej ósmym miesiącu ciąży! Iris, która chciała robić karierę w świecie mody,  spodziewa się dziecka? Podeszłam do niej niepewnie.
- Cześć – mruknęłam, bo nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Ola, kopę lat. – Iris uśmiechała się. W ogóle promieniała. Uścisnęłam ją serdecznie. – Nie patrz tak na mnie. Ciąża to nie choroba.
      Zmieszałam się.
- Ale zawsze chciałaś mieć dziecko dopiero po trzydziestce. Zakochałaś się? – spytałam, zerkając na znudzonego Kastiela.
- Nie. To była wpadka. Jeden jedyny raz – ściszyła głos, a mnie zrobiło się głupio. – Kastiel, nie powiedziałeś jej?
- Wiedziałeś?! – krzyknęłam z wyrzutem.
- Dobrze wiesz, że nie jestem zbyt rozmowny i nie rozsiewam plotek, jak baba. – Chłopak spojrzał na mnie znacząco. – To, że przespała się z Lysem, to nie moja, ani twoja sprawa, prawda?
- Z Lysandrem?!
      Usiadłam na ławce. Czego ja się dowiaduję?! Niemożliwe, żeby ten niezwykły, kolorowooki chłopak i Iris, dwoje najspokojniejszych ludzi na świecie, tak głupio wpadli. Poniosło ich? A może byli parą? Ale Iris mówiła, że to był jeden raz.
- W drodze do samochodu ci wszystko wyjaśnię – rzekła Iris i wzięła mnie pod rękę.
      Podobno po moim wyjeździe dziewczyna dołączyła do zespołu Kastiela i grała na basie. Zaprzyjaźniła się z Lysandrem i wymieniali się uwagami na temat stylu chłopaka. Potem kontakt się urwał, kiedy Iris poszła na studia. Chciała w przyszłości być projektantką ubrań, jednak pewnego dnia, nieoczekiwanie wpadli na siebie na ulicy i poszli na kawę, by powspominać stare, dobre czasy. Kawa przerodziła się w drinki, no a potem wybrali się nad rzekę. Krew uderzyła im do głowy, do tego romantyczna sceneria zrobiła swoje i stało się.
      Następnego dnia postanowili, że o tym zapomną, ale trzy miesiące później, ginekolog potwierdził obawy Iris, co do ciąży. Napisała do Lysandra list. Odpowiedź otrzymała prawie natychmiast, kiedy chłopak zjawił się pod jej domem z bukietem kwiatów. Przepraszał, że zniszczył jej życie, błagał ją na kolanach o wybaczenie i powiedział, że oczywiście wychowa to dziecko razem z nią. Iris pamięta, że wtedy rozpłakała się z bezsilności, ale z czasem zaczęła się cieszyć, że w jej brzuchu rośnie nowa istota. Rodzice przyjęli tę wiadomość ze spokojem, dali potrzebne wsparcie córce, tym bardziej, że Lysander stanął na wysokości zadania i jeździł z nią na do szpitali na szkoły rodzenia.
- Czyli jesteście razem? – zapytałam, pomagając jej wsiąść do samochodu.
- Nie. O miłości nigdy nie było mowy, chociaż podkochiwałam się w nim swego czasu.
      Dalsza droga nasiąknięta była naszymi refleksjami i myślami. Spojrzałam na harmonijny profil Kastiela i stwierdziłam, że… go kocham. Tak, właśnie w tej chwili, w niespodziewanych okolicznościach, uświadomiłam sobie, że jest miłością mojego życia. Poczułam jak ogromny ciężar spada mi z serca. Przez te wszystkie dni próbowałam siebie oszukać, że nie jestem od niego uzależniona? Miał tyle wad, był arogancki, złośliwy
i bezczelny, ale miłość w moim przypadku okazała się ślepa. Spotkanie z Iris podziałało na mnie zbawiennie. Jej opowieść pomogła mi zrozumieć, nawet nie wiem w jaki sposób, że kocham Kastiela. Może widząc jej tęsknotę w oczach, uświadomiłam sobie, że chciałabym mieć dziecko z Kastielem? Tak, ja chciałam być jego żoną, tak cholernie chciałam, żeby to właśnie mnie całował na dobranoc przez całe życie.
- Kastiel, kocham cię – powiedziałam.
      Gwałtownie zahamował i usłyszeliśmy klakson samochodu, jadącego za nami.
- Głupia, akurat teraz mi to mówisz? – Chłopak z źle skrywanym uśmiechem, starał się skupić na drodze. Uśmiechnęłam się, widząc rozbawienie, na twarzy Iris.
- Jesteście okropni – zaśmiała się. – Nie przejmujecie się kobietą w ciąży.
- Wybacz kochana, ale musiałam to powiedzieć.
      Jeszcze raz spojrzałam na drgające kąciki ust Kastiela i pomyślałam, że jestem szczęściarą.



***


      Kiedy w końcu dojechaliśmy do domu, samochód Nataniela już tam stał. Ucieszyłam się jak głupia, że nic mu się nie stało i wbiegłam do środka, nie czekając na Kastiela.
- Cholera.
      Zatrzymałam się w progu kuchni i złapałam z klamkę, by nie upaść. Zakręciło mi się w głowie i poczułam mdłości.
Nataniel siedział na krześle w białej koszuli i szarym krawacie. Jego mina świadczyła o tym, że przed chwilą wysłuchał dobrego żartu. Nie było by w tym obrazie nic niepokojącego, gdyby na drugim krześle nie zasiadał brązowowłosy chłopak, o ostrych rysach twarzy.
- Cześć, Oliwia. Miło cię znowu widzieć. – Ciemnooki przybysz wstał.
- Nie zbliżaj się – wychrypiałam i otworzyłam szerzej oczy.
- To wy się znacie? – Nataniel podrapał się ze zdziwieniem po głowie.
      Spojrzałam jeszcze w tą głęboką otchłań oczu chłopaka, który mi się kiedyś tak podobał
i rzuciłam się do wyjścia, ale niestety wpadłam wprost na Kastiela.
- Uważaj jak… Co się stało? – Chłopak widząc moje przerażenie, zupełnie osłupiał. On był moją ostatnią deską ratunku, więc wtuliłam się w niego mocno, prawie pozbawiając go oddechu. Jak dobrze, że tu był, jak dobrze. Nie chciałam go puścić nawet wtedy, gdy podszedł do nas zaaferowany Nataniel.
- Nie wiem, czemu tak wystraszyła się mojego kuzyna – powiedział.
      Kuzyna?! Tak myślałam, że to była jego matka, do której był niezwykle podobny, na obrazie u babci Nataniela. Wtedy powróciły wspomnienia moich rodziców, którzy przez niego zginęli. Przez tego ślicznego, na pozór szalenie miłego chłopaka. Widząc go, przed oczami stała mi moja zmarła rodzina. Siostra. Mama. Tata.
      Nagle poczułam na ramieniu czyjąś dłoń.
- Musimy porozmawiać.
      Ten głos należał do niego. Do Hadriana.
      Ścisnęłam Kastiela za rękę.



***
Przepraszam, że taki krótki. Drugi będzie dłuższy, bo nie chciałam przerywać w nim wątków.
Dodam za chwilę.
Miłego czytania J.