poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział czterdziesty piąty. Zakończenie.



      Zaplanowałem wszystko, co do najdrobniejszego szczegółu. Nawet kota wypuściłem dokładnie wtedy, kiedy chciałem. Kastiel to mięczak, na pewno nie przejechałby zwierzęcia. Nie pomyliłem się, skręcił. Skręcił w drzewo. Hamulce nie zadziałały, więc zrobił to. Motor uderzył w ogromny modrzew. Kastiel doznał obrażenia głowy. Umarł na miejscu, odrzucony na asfalt. Oliwia… Oliwia zaś nabiła się na konar. To był jedyny błąd. Ona też miała zginąć od razu, żeby jej nie bolało, ale niestety, wielka gałąź utkwiła w jej brzuchu. Cudem urwała ją i doczołgała się do Kastiela. Chwyciła go za rękę. Widziałem jej łzy i silne drgawki, których jakby nie odczuwała, bo chwilę potem uśmiechnęła się. Tak dziwnie wygięte nogi były całe połamane. Doznała większych obrażeń niż on. Moja ukochana. Tak, to ja, Nataniel, zabiłem Oliwię. Oliwię i Kastiela. Rozłączyłem ich? Tego jednak nie wiem.


Nataniel. Były chłopak Oliwki.


***


- Tak, kiedy mnie ujrzała, zaraz potem umarła. Próbowałam jej wyjąć ten konar, robić reanimację, ale zadławiła się własną krwią. Młoda dziewczyna. A ten chłopak, który ją trzymał za ręce, on od dawna był zimny. Musiała cierpieć przynajmniej godzinę. Nie wiedziałam nikogo na miejscu zdarzenia. Znalazłam tylko ten list…
- Dziękuję. Będzie pani przesłuchiwana jeszcze raz, na komendzie głównej. Może pani wracać do domu. Na dzisiaj koniec.
- Do widzenia… I jeszcze jedno. Oni naprawdę się kochali, nie uważa pan?
- Nie mnie to oceniać.
- Wie pan co? Chłopak miał w kieszeni spodni pierścionek. Wypadło mu pudełeczko. Mógłby pan założyć jej go na palec, gdy… gdy będzie chowana?
- Ja nie, ale kogoś poproszę.
- Dziękuję… w ich imieniu.




***

I koniec. Sorry za to spóźnienie, ale miałam niespodziewany wyjazd.  Jednak już jestem i żegnam się z wami.

To koniec tego bloga, mojej pięknej przygody. Nie trwonię już zbędnych słów. Powiem tylko tyle – DZIĘKUJĘ.  Za wszystko.

Co do następnego – będzie. Na początku roku szkolnego. Jeśli to kogoś interesuje, to jutro na tym blogu pojawi się adres do nowego opowiadania, ale pierwszy rozdział będzie dopiero we wrześniu. Chciałabym odpocząć.
Tych, którzy są zainteresowani i tych co nie są, serdecznie zapraszam. :)

Całusy, Ayidia.

P.S.
Aż się popłakałam, czytając wasze komentarze do poprzedniego postu. Uwielbiam was, bez was nie dałabym rady. ♥




Nowy blog -  http://nie-ufaj-morskiej-milosci.blogspot.com/

piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział czterdziesty czwarty





      Szedł krótkim korytarzem i wsłuchiwał się w dochodzące zza ściany dźwięki. Jakieś śmiechy, chichy, co to miało być, do jasnej cholery?! W jego mieszkaniu. Co prawda byłym, ale jednak. Doszedł do drzwi prowadzących do jego sypialni i… osłupiał.
      Na jego łóżku, w jego pokoju, z jego byłą obściskiwał się… Nataniel!
- Kurwa… - zdołał tylko wyszeptać i oparł się o ścianę.
      Nagi tyłek jego odwiecznego wroga wyglądał dość komicznie, ale Kastielowi w tym momencie chciało się tylko rzygać.  Do tego Luciana, cała spocona, obejmująca jego lekko opalone ramiona… To było żałosne. I ten ich przestraszony wzrok, kiedy go wreszcie dostrzegli. Śmiech na sali.
      Luciana szybko schowała się pod pościel, a Nataniel, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, rzucił się pod łóżko i wystawił tylko głowę.
- Myślałeś, że uknujesz intrygę, co? – zapytał Kastiel i uśmiechnął się sztucznie. Blondyn zmieszał się lekko i potarł zaróżowione policzki.
- Teraz to i tak niczego nie zmienia – powiedział.
- Jak to nie? Ona z tobą będzie miała dziecko, ty cholerny gnoju. – Cudem powstrzymał się, by go nie uderzyć w tę blond japę.
- To za wcześnie, nie sądzisz?
      Kastiela przeszył prąd przerażenia. Faktycznie, nie mogłaby zrobić USG w parę dni po ciąży. Zresztą, pewnie nie zaszłaby nawet w tę ciążę w parę dni. Znowu zgasła iskierka nadziei w jego sercu. Poczuł pustkę w głowie, dlatego skupił wzrok na czystym niebie za oknem. Nagle, wpadł na pewien pomysł.
- USG mogło być podrobione, a teraz staracie się o dziecko, by nie wyszło na to, że kłamaliście, ha! – Uśmiechnął się tryumfalnie i wsadził ręce w kieszenie czarnych bojówek. Nataniel był lekko zbity z tropu, ale natychmiast się opanował. Nie mógł zepsuć niczego.– A ty, Lucy, jesteś aż taka podła?
- Mam dziecko z tobą! – wrzasnęła tylko ta piękna kobieta, i skrzyżowała ręce na nagich, krągłych piersiach. Kastiel przełknął ślinę i spróbował opanować chęć obicia jej idealnej  twarzyczki. Jak mógł być taki głupi, by się z nią spotykać?!
- Widzę, że się dzisiaj nie dogadamy. Jednak wiedzcie, że ja znam prawdę. Ty nawet nie jesteś jeszcze w ciąży. Ale nie przeszkadzajcie sobie,. Starajcie się o dziecko dalej. Ja tylko przyszedłem, - położył klucze na stole – by oddać wam to mieszkanie. Bierzcie je sobie w chuj. Mam dość. A po rzeczy… - Rozejrzał się dookoła. – I tak nie miałem ich tu za wiele. Może kogoś przyślę. Luciana, ty je spakuj z wdzięczności, że nie wylecisz stąd na zbity pysk. Zrozumieliście?
      Dziewczyna niechętnie kiwnęła głową i odwróciła wzrok, zaś Nataniel wstał i podszedł do niego.
- Ubierz się, nie kręci mnie taki widok – zaśmiał się ponuro Kastiel.
- To dziecko jest twoje. – Jadowity szept wwiercił się w uszy czerwonowłosego chłopaka i nie dawał spokoju nawet wtedy, gdy był już blisko domu Oliwii. Co miał robić? Czekać?



***


      Czuły dotyk chłopaka niósł ukojenie mojemu ciału. Po jego opowieści, iskierka nadziei, że wszystko będzie dobrze, zapaliła się z wzmożoną siłą. Nie myślałam, że istnieją tak podli ludzie na tym świecie. Byłam naiwna? Tak, wiem. Chyba żyłam w wyidealizowanym świecie, który sama sobie stworzyłam. Teraz jednak, zaczęłam patrzeć na każdą sytuację, każdą osobą, każde słowo inaczej. Zrozumiałam, że to co czarne, nie zawsze jest czarne, a pomiędzy czarnym, a białym, jest jeszcze szary. Ludzie to bardzo złożone istoty i nie warto ufać im od samego początku. Wyjątkiem okazał się Kastiel. Wmawiałam sobie, że muszę być ostrożna, ale tak naprawdę na każde jego skinienie potrafiłabym lecieć z wywieszonym jęzorem nawet w ogień. To była po prostu miłość.
- Kocham cię, Oliwia – szepnął mi do ucha i pocałował delikatnie.
- Ja ciebie też.
       Popatrzyłam w jego roziskrzone, brązowe oczy. Uśmiechały się do mnie i czułam miłość z nich płynącą. Czy trzeba mi było do szczęścia czegoś jeszcze?



***




      Ze śmiechem wsiadłam na motor. Była piękna pogoda, godzina jeszcze młoda. Mieliśmy zjeść kolację na urokliwej łące, gdzie kochaliśmy się po raz pierwszy, po długiej rozłące. Słońce wesoło pieściło moje policzki i odbijało się od lusterek motoru Kastiela. Przytrzymałam się lekko chłopaka i ruszyliśmy.
- A wzięłaś kanapki?! – Nagle dobiegł mnie głos Kasa.
- Tak! Spokojna głowa! – Odkrzyknęłam i uśmiechnęłam się pod nosem. No tak, przypomniał sobie o nich już w połowie drogi. Pocałowałam go w plecy. Dobrze, że kupiłam ten cudowny płyn do płukania, bo ubrania pachniały po nim jak najwonniejsze kwiaty. A właśnie, jeszcze muszę uprać Kastielowi…


***




     Bajka rozpoczyna się w chwili, gdy trafiasz na swoją drugą połówkę. Szansa jest jedna na sto tysięcy. Zawsze mówili, że jestem szczęściarą.

***


      Tak, to Kastiel napisał dla mnie prywatną bajkę. Działał na mnie tak, że traciłam całą dorosłość i mogłam być sobą oraz o nic nie musiałam się martwić. Przy nim żyłam chwilą, a to życie, które mi podarował, było snem. Pięknym snem, który będę wspominać już zawsze. Na zawsze w moim sercu pozostanie tylko on. Kastiel.


***


      Słońce już powoli chowało się za drzewami. Czy to dobrze, że tą trasą nie przejeżdżał prawie nikt? Chyba tak, nie było szumu. Czułam się wspaniale i łapałam promienie światła całym ciałem. Wszystkie zmysły wyostrzyły mi się, a duszę zalewał spokój. Jeszcze nigdy nie byłam w takim stanie. Szkoda tylko, że moja biała bokserka była poplamiona na brzuchu. Nie miałam jednak siły jej oczyścić. Zresztą, niby czym? I nogi miałam tak dziwnie skręcone, ale nie chciałam się ruszyć. Jeszcze obudziłabym Kastiela. On tak słodko spał. Trzymałam jego chłodną dłoń w swojej dłoni i było mi tak jakoś dziwnie na sercu. W dodatku słone łzy wpływały mi do półotwartych ust. Tylko, no właśnie, dlaczego ja zaczęłam płakać? Nie mogę sobie jakoś przypomnieć powodu…
      Ale co to? Coś słyszę. Jaki miły dla uszu jest dźwięk samochodu. Zatrzymał się. Nie dałam rady przekręcić głowy, ale za to ujrzałam miłą twarz, pochylającą się nade mną. Kobieta, o kasztanowych, krótkich włosach spojrzała mi w oczy. Uśmiechnęłam się do niej ciepło, a ona zawołała kogoś. Przymknęłam na chwilę oczy. Mnie też dopadał sen. Ciekawe, kiedy Kastiel się obudzi?
- Dobranoc, kochanie – szepnęłam cichutko i odwróciłam głowę w jego stronę, mocniej ściskając dłoń chłopaka.


***
      Ładny pokój, urządzony w stylu wiktoriańskim, gościł teraz mały tłumek ludzi. Na bladozielonej kanapie siedziała rudowłosa kobieta, o twarzy dziecka, obok niej zajmował miejsce mężczyzna o białych włosach i zamyślonym spojrzeniu. W ręku trzymał chusteczkę w dziwne, kwieciste wzory. Na wygodnym fotelu zajął miejsce mężczyzna o brązowych włosach, ubrany w dżinsową kurtę i modne spodnie, a na oparciu fotelu przycupnęła jakaś granatowowłosa młoda dziewczyna, o pięknych, karminowych ustach. Wszyscy milczeli, chociaż znali się doskonale. Pierwszy przerwał ciszę mężczyzna na kanapie.
- Myślę, że najrozsądniej byłoby po prostu zaopiekować się tym wszystkim. Bo co, ma marnieć?
- Hahaha, ciekawe, czy Kastiel psioczy na nas w tym momencie? – Granatowowłosa dziewczyna puściła oczko do rudej koleżanki.
- Mysty, przestań, proszę – odparła tamta w odpowiedzi i oparła się o ramię mężczyzny, siedzącego obok niej.
- Czemu? To dla niego zafarbowałam się na granat. Zawsze mówił, że będzie mi w nim do twarzy.
- A mnie mówił, żebym ściął te idiotyczne frędzle u spodni, ale jakoś nigdy tego nie zrobiłem. Może jednak… A co u… Nataniela?
- Bez zmian. Psychiatryk go wyniszczył. Czasem tylko widuje Lucianę z brzuchem, ale ona znalazła sobie innego. Co będzie z nim robić, przecież urodzi jej się dziecko, a ona nie chce, by dowiedziało się, że jego ojciec siedzi w zakładzie…
- Mogła się hajtnąć ze mną – zaśmiała się dziewczyna o karminowych ustach, wzbudzając u wszystkich rozbawienie.
- Wątpię, że chciałaby kolejne dziecko do niańczenia – mruknął chłopak, który do tej pory milczał i poprawił fryzurę.
- Śmieszne. Nie wiadomo, czy ty nie jesteś taki sam, w końcu to rodzina…
- Niestety. Za Oliwkę, nie wybaczę mu do końca życia.
- Jak i większość ludzi. Jednego nie mogę tylko znieść. Tak mi jakoś pusto bez nich.
      Rudowłosa kobieta przytuliła do siebie mężczyznę i przymknęła oczy.
- Nie martw się. Kiedyś spotkamy ich, trzymających się za ręce i machających do nas na powitanie…


***


- No, połóż, połóż lampeczkę. – Cichy głos ładnej kobiety przeciął ciszę.
      Był wietrzny, jesienny dzień. Temperatura już znacznie spadła, ale jeszcze trochę dzieliło ich od mrozów. Ładny, zadbany grób błyszczał w słońcu.
- Oliwia i Kastiel Blaze. Ile trudności sprawiło wyrycie jednego nazwiska, pamiętasz Lysander?
- Tak, tak… Ale przecież nie mogli mieć osobnych.
- Nie, zdecydowanie nie. Taka miłość zdarza się raz na sto tysięcy.
- Kastiel zawsze był szczęściarzem…
      I trzymając się za ręce, odeszli. Ona, on i dziecko, owoc ich miłości.


Mówią, że prawdziwa miłość zdarza się raz na sto tysięcy. W takim razie, trzeba uważniej szukać i pamiętać, że czarne, nie zawsze jest czarne, a między czarnym i białym jest jeszcze szary, tak jak pomiędzy Niebem i Piekłem, jest jeszcze serce, które zawsze wie, jak uwolnić człowieka.



***
I nadszedł ten dzień, który jest końcem. Niespodziewanie, prawda? W niedzielę dodam jeszcze jeden rozdział. Rozdział-wyjaśnienie, bo należy wam się poznać okoliczności śmierci.
Wtedy się z wami pożegnam, a dzisiaj… dzisiaj po prostu prześlę pozdrowienia.
Ayidia