niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział czterdziesty




      Otworzyłam oczy. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Kastiel wstwał z kanapy. Uśmiechał się dziwnie i rzucił m koszulę. Nataniel stał z rozwartymi ustami obok łazwy i przyglądał mi się z niedowierzaniem. Jednak najlpesze było to, że czułam… rozczarowanie. Tak, byłam rozgoryczona, że nam przerwano. Cholera, ja nawet wściekłam się na Nata. Jaka jestem żałosna. Nie wiem, na czym mi zależy, co chcę osiągnąć swoim zachowaniem, co jest dobre, a co złe, ale jedna rzecz jest pewna. Ja chcę być blisko Kastiela!
- Wyjdź – powiedziałam roztrzęsionym głosem. Nataniel chyba nie zrozumiał, bo popatrzył na mnie z przerażeniem. Czerwonowłosy chłopak, również się zdumiał. – Nataniel, proszę, zostaw mnie. Skontaktujemy się później.
     Blondyn chwilę stał z zdezorientowaną miną, ale nie minęło kilka sekund i opanowawszy się, wyszedł, trzaskając drzwiami. Objęłam kolana rękami i spojrzałam tępo na Kastiela.
- Dobrze się czujesz? – zapytał z troską. On się o mnie martwi, czy tylko udaje?
- Określ się – rzekłam twardo.
- Co?
- Będziesz ze mną, czy z nią. Wybaczę ci wszystko, jeśli do mnie wrócisz. Wszystko. – Słowa wypłynęły ze mnie same.
- Oliwia, my już nigdy nie będziemy razem, zapomnij. Możemy – przełknął ślinę – się od czasu do czasu spotkać, ale nic więcej.
      Cios w policzek. ton jego głosu, taki poważny, kąsał niczym bicz.
- Co ja ci zrobiłam, że tak mnie nienawidzisz?! – zawyłam. W dupie miałam teraz honor i dumę. Ja go kochałam!
- Nie udawaj idiotki. Nigdy ci tego nie zapomnę. Poczułem się jak ostatni debil.
      Zdziwiłam się. Zdradziłam go, powiedziałam coś złego czy miał taki humor?
- Nie wiem o co ci chodzi. Ale ty nie jesteś lepszy, bo wyjechałeś bez słowa… Jak mogłeś?
      Rozpłakałam się. Nawet nie zadał sobie trudu, by mnie przytulić.
- Muszę iść. Lepiej będzie, jeśli się już nigdy nie spotkamy – powiedział tylko i wyszedł, zostawiając mnie samą. Całkiem samą.


***


Pieprzone życie. Co ja mam teraz robić? Spojrzałam na pomarańczową butelkę.


***


      Mysty. Tak, ona mogła coś wiedzieć, dlatego pędziłam na złamanie karku do jej domu. Adres cudem wyciągnęłam od Lysandra.
- Kurczę, o co… To ty?! – Miedzianowłosa, szczupła dziewczyna stanęła przede mną jak wryta. Minę miała nietęgą.
- Wytłumacz mi to wszystko, bo powoli wpadam w paranoję! Mysty, proszę cię, ja popełnię samobójstwo, ja już nie mogę wytrzymać tej chorej sytuacji… Czemu Kastiel mnie nienawidzi?! – wykrzyczałam, zanim zamknęła mi drzwi przed nosem. Ostatnia nadzieja. Jedyna przyjaciółka Kasa.
- Nic nie wiem. Zerwał ze mną kontakt. – Parę słów, a odebrały mi wszystko.
       Musiałam okropnie wyglądać w krzywo założonym swetrze, niedobranej spódnicy i z zapuchniętymi od płaczu oczami. Pustka, przerażająca pustka. Do tej pory jakoś to wszystko znosiłam. Udawałam, że jestem szczęśliwa z Natanielem. Był miły, dobry i w ogóle, ale… ja już miałam porównanie. Kastiel deklasował wszystkich. Jego charakter, powściągliwe gesty, czułość, która ujawniała się, gdy byliśmy sami, namiętność, uśmiech, jedyny w swoim rodzaju, ironiczne docinki… To wszystko było moim ideałem!
      Nic nie było w porządku. Miałam ogromny żal do tego chłopaka, któremu oddałam serce, ale nie potrafiłam się na niego złościć. Nie potrafiłam. Byliśmy jak dwa bieguny magnesu, oddziaływaliśmy na siebie, tworząc jedną całość. Dzisiaj wszystko we mnie pękło, bo do tej pory tylko wegetowałam! To nie było życie!
       Zrozpaczona, chciałam zawrócić, ale powstrzymały mnie słowa:
- Czekaj. Przyniosę ci coś.
      Kiwając się na piętach i powstrzymując napierające na powieki łzy, czekałam więc. Czekałam na cokolwiek.
- Masz i nie pokazuj się tu więcej.
      Wzięłam od Mysty jakąś… gazetę. Z okładki patrzyła na mnie białowłosa dziewczyna, która uśmiechała się nieprzytomnie, leżąc w ramionach jakiegoś blondwłosego chłopaka i poddając się jego pieszczotom. Widziała obiektyw, czy nie? Miała jakiś taki dziwny wzrok. Dookoła las. A oni razem. Jakie to romantyczne… Zaśmiałam się histerycznie. Czyż to nie romantyczne, do cholery?! Nie myśląc wiele, pobiegłam do domu. Gdzie ja położyłam te wydruki?!


***


      Musiał wtedy wyjść, bo inaczej okazałby słabość. Nie cierpiał takich chwil i chociaż było mu jej szkoda, nie pozwolił sobie na czułość. Była jego narkotykiem. Z nałogu trudno wyjść, ale da sobie jakoś radę. ona będzie szczęśliwsza ze swoim Natanielem, o on… No cóż, on przyjmie wszystko, co przyniesie ten popierdzielony los.


***

     
      Wydanie przedpremierowe? Jak on to powiedział? Gnój! Nienawidzę go. Rozpieprzył mi życie, ten idealny szmaciarz. Jak mógł podmienić zdjęcia?! Do kogo najpierw? Do Kastiela? Czemu te światła są takie dziwne…


***


      Obudziłam się w sali szpitalnej. Obok mojego łóżka siedział Nataniel w brązowej marynarce i trzymał w rękach kwiaty.
- Oliwia, jak miło, że się już obudziłaś. Martwiłem się.
- Ale… - Nie rozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi.
- Wpadłaś pod samochód. Na szczęście nie stwierdzono żadnych obrażeń wewnętrznych, tylko jakieś zadrapania i siniaki. Musisz odpoczywać – powiedział blondyn i uśmiechnął się spokojnie.
      Co to wszystko miało znaczyć?
- Gazeta… - wykrztusiłam, a na twarzy chłopaka pojawił się wyraz uprzejmego zainteresowania.
- Jaka gazeta? – zapytał.
     Nie, to nie mogła być prawda…


***
Wiem. Bezsensowny i &%)$@!%, ale naszło mnie i w nocy napisałam, bo obejrzałam właśnie horror. Miałam się postarać, a wyszło jak zwykle. Smutno mi ostatnio, a zarazem nigdy nie było lepiej, więc rozdział powstał taki, a nie inny. Poza tym, spodziewajcie się dużo lukierkowatości i flirtu, bo... no bo tak :> Mam teraz pełno inspiracji, ale to już niekoniecznie dla dojrzałego związku, więc moje domowe opowiadanie kwitnie...

Dziękuję za wszystko:
- mojej wspaniałej klasie, 
- chłopakowi, który jest Kastielem rzeczywistości w delikatniejszym wydaniu :),
- Wam, za to, że to jeszcze czytacie, i za ponad 31 tysięcy wyświetleń, i mnóstwo wspaniałych komentarzy,
- rodzinie, która wciąż domaga się linka do tego bloga, haha,
- przyjaciółce internetowej, która zawsze wie, co polecić,
- innym ludziom, dzięki którym życie jest ciekawsze,
- aaa, i naszym siatkarzom za udany meczyk (nie bez nerwów xD).

Koniec. Tak jak i koniec czegoś w moim życiu.
Następny we wtorek.
Pozdrawiam ;3
 

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział trzydziesty dziewiąty



      Zamachnęłam się i popchnęłam tę głupią zołzę do fontanny. Nie wiem, co mnie napadło. Kierowała mną chyba dzika złość i zazdrość, że ją traktował tak ciepło. Zachowałam się jak głupia, żałosna mała dziewczynka, dla której to jest ostatni argument, ale po prostu wkurzał mnie ten jej śliczny uśmieszek podsycony nienawiścią. Mina Kastiela była bezcenna, bo na nią to nawet nie patrzyłam. Na twarzy chłopaka gościła mieszanina rozbawienia i niedowierzania. Powstrzymał się przed wybuchnięciem śmiechem i próbował pomóc tej idiotce, ale ona odepchnęła jego rękę i pociągnęła mnie do fontanny za sobą. Zimna woda uderzyła w moje ciało i prawie się zachłystnęłam, kiedy wpadł mi do ust jej strumień. Odkaszlnęłam, ale jakaś sia znowu przygniotła mnie do podłoża. To ona próbowała mnie podtopić. Uszczypnęłam ją, ale nie zareagowała. W końcu wydostałam się na powierzchnie i z wściekłością w oczach popchnęłam ją na ścianę fontanny.
- Hej, do cholery, nie róbcie widowiska! – krzyczał Kastiel, ale my dalej się przepychałyśmy. Nie mogłam darować jej tego, że mnie pociągnęła do wody razem z sobą. Tylko ja miałam prawo do dziecinnego zachowania!
      Nagle poczułam na talii silne męskie dłonie i zostałam uniesiona do góry przez Kastiela. Miotałam się chwile w jego uścisku, ale potem zrezygnowałam i postawił mnie na ziemi, pomagając wyjść tej drugiej. Założyłam ręce na piersiach i prychnęłam na ludzi, którzy zgromadzili się, by obejrzeć to tanie widowisko. Żałosny tłum gapiów.
- Luciana, idź do domu, – powiedział chłopak, a zaraz potem dodał – a ty, chodź ze mną.
      Ciemnowłosa dziewczyna mało oczu nie zgubiła ze złości i zdziwienia. Jędza! Uświadomiłam sobie z całą bolesnością, że była cholernie zazdrosna o Kastiela. To mną kierowało, kiedy wrzucałam ją do wody. Zachciało mi się płakać z bezsilności i tego nieszczęśliwego uczucia, jakim darzyłam chłopaka. Wiem, że nigdy nie będziemy razem, a mimo tego, tak niewiarygodnie mocno go kocham!
      Zaprowadził mnie do swojego motoru i nakazał wsiąść. Nie patrząc na niego, wykonałam polecenie ze zrezygnowaniem i zaraz odpalił. Schlebiało mi to, że to mnie gdzieś zabiera, nie ją. To była największa nagroda i warto było zrobić z siebie widowisko, tylko po to, żeby teraz siedzieć wtulona w jego plecy.
      Przejażdżka trwała krótko, bo zawiózł mnie po prostu do domu, jednak też wszedł. Rzuciłam, że musze się przebrać i umyć, ale za chwilę wrócę, więc bez słowa usiadł na kanapie w salonie, a w jego brązowych ochach zatańczyły niepokojące błyski. Przeszedł mnie dreszcz.
       Szybko się odświeżyłam i niemal w podskokach zbiegłam na dół. Czekał, bawiąc się pilotem. Zajęłam miejsce obok niego i cudem powstrzymałam drżenie kolan.
- Czemu to  zrobiłaś? Zawsze wiedziałem, że jesteś niezrównoważona psychicznie – stwierdził.
- Ech, zdenerwowała mnie i tyle – powiedziałam cicho.
- To jeszcze nie powód, by wrzucać ją do fontanny – zauważył chłopak i położył dłoń może ze trzy centymetry od mojego nagiego uda. Miałam na sobie tylko przydługi sweter i bieliznę, tak się śpieszyłam. Zadrżałam. Oddziaływał na mnie jak dawniej.
- Wiem. Poniosło mnie.
- To z mojego powodu? – zapytał, a jego wibrujący, niski głos sprawił, że miałam ochotę się na niego rzucić i zacałować na śmierć. Aaa, do czego to doszło?!
- Nie pochlebiaj sobie. Jesteś dupkiem – powiedziałam jednak z kamienną twarzą, choć wszystko się we mnie gotowało.
- Ale pociągającym dupkiem…
      Powoli się do mnie przysunął i położył rękę na moim udzie. Oparłam się wygodniej o poduszki, a on położył się na mnie prawie i nasze twarze dzieliły już tylko centymetry. W brzuchu wariowały mi sławetne motyle, czasem aż traciłam obraz przed oczami. Kiedy zbliżył swoje usta do moich, nie powstrzymałam cichego jęku. Czemu nie całował?! Czekał, aż ja wykonam pierwszy ruch? Bezczelnie trzymał wargi w odległości może dwóch milimetrów i wpatrywał się w moje oczy. Delikatnie musnęłam jego usta, ale się odsunął i z łobuzerskim uśmiechem powiedział, że Nataniel zaraz może wpaść do domu. Nie obchodził mnie to w ogóle. Chwyciłam go za brązową koszulkę z jakimś logo i przyciągnęłam do siebie.
- A mówisz, że to ni było z mojego powodu – westchnął. – Miałem już nigdy więcej się do ciebie nie zbliżyć, ale dzisiaj zrobię wyjątek.
      Pocałował mnie w policzek, a potem delikatnie podciągnął sweter do góry. Teraz z kolei złożył pocałunek na moim brzuchu. Prąd przeszedł przez całe moje ciało, tak gwałtownie, że zamknęłam oczy. Nie mogłam znieść jego dotyku, palił mnie! Przewróciłam go na plecy i położyłam się na nim. Ze spokojem spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się lubieżnie. Pocałowałam chłopaka w usta.
- Lubisz się ze mną całować, prawda? – spytał, odrywając się ode mnie.
- Wcale nie… - odparłam, powstrzymując jego dłoń przed naruszeniem intymniejszych sfer.
- Nie kłam.
- Nie… kłamię…
      Odwrócił sytuację i teraz to ja leżałam pod nim. Złożył mi na ustach namiętny pocałunek, taki długi i zmysłowy. Wplotłam palce w jego przycięte włosy.
- Nie?
- Kastiel… Nie przestawaj… proszę.
      Spojrzał na mnie jakoś tak niepewnie, ale zaraz zamknął mi usta kolejnym pocałunkiem. Błądził palcami po moim ciele, pachnącym różanym płynem do kąpieli, przyciskał mnie do materaca, masował brzuch. Czułam, że zaraz zapomnę o wszystkim i poddam mu się całkowicie. Oplotłam chłopaka nogami.


***


      Pieścił każdy centymetr jej seksownego ciała. Lubił sprawiać przyjemność tej dziewczynie, która go jakoś dziwnie rozczulała. Nie miał zamiaru się tym teraz przejmować, bo tak przyjemnie było obserwować, jak jej ciało reaguje na każdy, nawet najdelikatniejszy jego dotyk. Miał niesamowitą ochotę przeciągać każdy pocałunek w nieskończoność. Zauważył też u siebie dziwną chęć, żeby coś do niej mówić. Czy przypadkiem nie wypił za   dużo tego soku pomarańczowego?! Uważnie i czule, żeby jej nie spłoszyć, powoli ściągnął jej beżowy sweter rzez głowę. Wtuliła się w niego, aż poczuł okropne mrowienie w brzuchu. Zamiast wykorzystać okazję, on, do cholery, poczekał chwilkę, aż się sama odsunie. Zrąbany kretyn z niego! Uśmiechnęła się lekko i w jej oczach dostrzegł pragnienie. Zajął się ‘robotą’, a konkretnie calowaniem szyi Oliwii.
- Co my robimy? – Usłyszał szept przy swoim uchu.
- Naprawdę mam ci powiedzieć? – odparł z rozbawieniem.
- Głupol. Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło… Hej, nie, n-nie, zostaw…
      Właśnie przesunął ustami po jej pępku.
- Czemu? A niżej?
      Uwielbiał się nią bawić, bo wtedy wyglądała naprawdę uroczo, taka bezradna… Czasem się zastanawiał, czy naprawdę była taka fałszywa, czy może to wszystko mu się przyśniło? Sam już nie wiedział, ale teraz był pewny, że chce się dać ponieść chwili.
       Usta Oliwii miały przyjemny smak. Nie mógł się od nich oderwać, chociaż wiedział, że musi. Wydawało mu się, że usłyszał jakieś skrzypienie, ale może to była tylko kanapa. Dziewczyna nie zwracała na nic uwagi, tylko łapczywie odwzajemniała każdy jego gest. Czyżby było jej obojętne, że Natuś może za chwilę wejść? Nagle odwrócił się.
- Lysander, kurwa, co ty tutaj robisz? – wyszeptał zaskoczony i podniósł się do pozycji siedzącej.
- Wpadłem do Oliwii i Nataniela, ale widzę, że razem świetnie się bawicie… - Lys uśmiechnął się ze zrozumieniem, a Oliwia popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem. Coś podobnego, ta dziewczyna w ogóle się nie przejęła tym, że ją przyłapano w intymnej sytuacji. Zanim się odwrócił z powrotem do przyjaciela, jego już nie było. Skubaniec, zawsze wiedział, jak się ulotnić.
      Oliwia zaraz pocałowała Kastiela w klatkę piersiową.
- Niczego nie chcę, oprócz twojej uwagi – wyszeptała i zaczerwieniła się mocno.
- Uważaj, bo możesz się zawieść, mała – powiedział chłopak i zastanowił się, dlaczego w ogóle tu jest. Do cholery, on powinien jej nienawidzić! Pochylił głowę i wsparł się na jej opalonych ramionach. – Dokończmy to, co zaczęliśmy i się zmywam.
- Kastiel…
- Co? – Podniósł na nią wzrok.
- Nie zostawiaj mnie – powiedziała i rozpłakała się na dobre. Wielkie łzy kapały na jego nagi brzuch i przywoływały na myśl krople deszczu w cieply, leni dzień. Co miał zrobić? Co on, do cholery miał zrobić? Wszystko mówiło, żeby sobie poszedł i ją zostawił, a jednak przytulił dziewczynę. Mocno przygrnął ją do siebie i objął, jakby chciał jej przekazać swoją siłę. Tak, on to zrobił. On się pouchwala z Oliwią, którą nienawidził przez tyle miesięcy…
      Do kurdy nędzy, ona go potrzebowała i dostała pomoc. Zachowuje się teraz jak mięczak bez honoru, ale nie ma siły jej odepchnąć. Nie ma siły, ani chęci. Wtedy, na łące, był tak spragniony jej bliskości, że niemal się zapominał. Nienawidził siebie za to, że potraktował ją jak szmatę, ale zasłużyła sobie! Teraz jednak zastanawiał się, czy jest sens się dalej kłócić? On też nie był ani nie jest święty.
- Oliwia, wiesz, że masz chłopaka i ja też mam dziewczynę. Nie kochamy się już, jasne? – rzekł, ale jakoś tak bez przekonania. Miał ochotę ja pocałować.
- Wiem. Ale tak trudno mi się z tym pogodzić!
       Wpatrzyła się w niego błagalnie tymi czarnymi oczętami i pociągnęła nosem. Zacisnął pięści na jej plecach. Czemu to wszystko musiało być tak cholernie skomplikowane?!


***


      Położyłam się obok Kastiela i powoli zaczęłam się uspokajać. DO przyjazdu Nataniela zostało pięć minut. Mało. I co z tego? Leżałam obok niej jej ukochany, największa miłość, jedyny, którego tak mocno kochałam. Dalej kocham. Tylko on już nie czuje tego samego do mnie i to jest takie straszne! Pozwoliłam mu na delikatne pieszczoty mojej dłoni. Nie wiem czemu, ale chyba byłam teraz na niego lekko obrażona.
- Czujesz coś do tej całej Luciany? – zapytałam, nie bez drwiny.
- Olka, a ty czujesz coś do Srajtaniela? – Złożył na mojej szyi ciepłego całusa.
- Jesteś nie w porządku! – wykrzyknęłam, poprawiając mu włosy.
- Dlaczego? – zaśmiał się.
- Bo tak.
- Ale argument… No chodź do mnie bliżej, widzę, że chcesz.
- Zostaw mnie… Hej, nie, nie, mam tu gilgotki, haha, Kastiel, hahaha!
      W końcu się poddałam i musiałam się w niego wtulić, inaczej umarłabym ze śmiechu. Kas pachniał męskimi, głębokimi perfumami. Trudno było nie zaciągnąć się tym zapachem.
- Kas-tiel. – Ułożyłam się wygodniej na kanapie. – Wiesz, że…
- Oliwia?! A co tutaj się dzieje?!





środa, 19 czerwca 2013

Rozdział trzydziesty ósmy







Szedłem ulicą. Stanąłem na chodniku. Przez pięć sekund wpatrywałem się w zegarek. Słońce świeciło. No, bestseller o moim życiu murowany. Układał w głowie podobne myśli i sam się z nich naśmiewał. Dorosłe podejście do życia nie było jego mocną stroną, chociaż sam zauważył u siebie zmianę na… gorsze. Zaczął być odpowiedzialny?! Tak, bo inaczej nie poszedłby do jej domu. Dobra, po co się oszukiwać. Kierowały nim inne pobudki, takie jak chęć kłótni.
      Władował się do tego cholernego domu bez pukania i nakazał chłopcom czekać w samochodzie, aż powie im, że mogą wejść. Czekała. Uśmiechnęła się lekko na widok jego nowej, firmowe miny pod tytułem „Auu, samiec alfa to ja!”.
       Obok różowej lampy stojącej stał Srajtaniel i srał ze strachu. Wiedział, gdzie się ustawić, bo ten kolorek podkreślał głębię jego intelektualnej niższości. Hehe, to mu się udało… „Piona Kas, jak zwykle jesteś boski”.
- Oliwia, pójdziesz ze mną do ogrodniczego? – spytał, w duchu śmiejąc się z prawdopodobnej miny Srajtaka.
- Po co? – Zdziwiła się białowłosa dziewczyna, podnosząc na niego wylękniony wzrok.
- Bo muszę cię wyrwać…
        Roześmiał się na widok jej zdezorientowania i podszedł do telewizora, popychając przy tym blondyna. Kurde, głupi kmiot, choć kiedyś na coś się tam może i przydał. Miał nadzieję, że ta baba jeszcze nie dotknęła Oliwii. W końcu to była kiedyś jego dziewczyna…
        Ciężki sprzęt. Chyba jednak musi zawołać chłopaków. Czemu ten tleniony debil tak się w niego wgapiał? Kretyn do potęgi. Oł szit, przytrzasnął sobie skórę! Bolało gorzej niż na składaku w pokrzywach.
      Nim z jego ust uleciało głośnie przekleństwo, poczuł delikatną skórę Oliwii na swojej dłoni. Spojrzał z niechęcią na jej twarz i dostrzegł w jej szczerych, ciemnych oczach, nutkę rozczulenia.
- Nic mi nie jest. – Jego głos, zamiast przybrać opryskliwy ton, stał się jakiś żałośnie miękki i uspokajający. Zdegustowany, zmrużył oczy i wydął wargi w grymasie niezadowolenia. Czemu stanęła tak blisko? Niech sobie nie pozwala, bo… - Jej, co robisz?!
- Nic. O co ci w tym momencie chodziło? – Zmarszczyła brwi i podeszła do Nataniela, chwytając go za rękę.
      Kastiel z ponurą miną na nich spojrzał. O co mu chodziło? Dotknęła kolanem jego nogi i przez to próbował ją odepchnąć. Czuł się źle, utrzymując bliski kontakt fizyczny, który nie był nasączoby erotyzmem, z kimkolwiek. Nie tolerował czułości. Przeklęty Nataniel, po co on się tak do niej klei?
      Z wściekłością zawołał na chłopaków. Trzeba wynieść ten telewizor…


***


      Nataniel był na mnie zły, że załatwiłam naprawę w firmie Kastiela. Ale skąd mogłam wiedzieć, że przyjdzie osobiście? W dodatku następny tego typu budynek był w innym mieście. Pokłóciłam się trochę z blondynem, ale przeprosił mnie słodkim pocałunkiem.
      Miałam ochotę na wieczorny spacer, dlatego poprosiłam Nataniela, by przyjechał za dwie godziny, aż się przyszykuję. Nie wiem, co się stało, ale gdy dotknęłam dłoni Katiela, on mnie tak mocno odepchnął i popatrzył wręcz z odrazą. To takie przykre, kiedy ktoś bliski sercu, zupełnie cię nienawidzi… Cudem udało mi się zachować wtedy kamienną twarz. Na szczęście Nat był blisko i ciepło jego ciała dodało mi trochę otuchy. On w ogóle jes moim najlepszym przyjacielem, oparciem. Coraz bardziej jednak nasz rozmowy schodzą na pewien temat, a mianowicie ślub. Nie wiem, czy jestem na to gotowa, bo jednak jest to decyza na całe życie. Może zaważyć na wszystkim, co się potem będzie miało stać. Nie mam ochoty o tym myśleć, a co dopiero dyskutować, ale… Nataniel jest taki kochany. Wszystko przyjmuje ze zrozumieniem, nawet to, że jeszcze mu się nie oddałam. Dorosłe życie jest bardzo trudne.
      Włożyłam na siebie krótką granatową spódnicę i jasnozieloną bluzkę. Do tego nieodłączne trampki i byłam gotowa już na półtorej godziny przed spotkaniem. Postanowiłam się przejść, bo ni lubiłam bezczynnego czekania. Wybrałam się do parku, żeby podkarmić ptaki. Dawno tego nie robiłam, więc biegłam alejką z uśmiechem na ustach, ale tylko do momentu, kiedy zobaczyłam ją…
      Stała obok fontanny, taka opalona, wymuskana i perfekcyjna do granic możliwości. Zacisnęłam pięści i zrobiłam chyba głupią minę, bo uśmiechnęła się złośliwie. Wysoki kok lśnił w słabych już promieniach słonecznych, a zadbana dłoń wykonała taki ruch, jak gdyby mnie do siebie przywoływała. Wbrew sobie, poszłam tam. Jakaś niewidzialna siła, może ciekawość, popchnęła mnie w stronę tej pięknej kobiety.
      Była ode mnie nieznacznie wyższa i miała zgrabniejszy nos, a długie nogi dumnie prężyła na wszystkie strony. Może pracowała w modelingu?
- Kastiel mówił, że jesteś jego byłą. Ile byliście razem? – zaczęła ostro, pod grzecznym uśmiechem ukrywając złośliwość.
- Nie twoja sprawa. Skoro ci nie powiedział, ja też będę milczała – rzuciłam chłodno
i zmierzyłam ją wzrokiem. Nadęta lala. Nie pasowała jakoś do przyrody nas otaczającej. Na pozór obecna, a jednak jakaś oddalona, jakby z innego świata. Co ten Kastiel w niej widzi> chyba tylko ”płuca”.
- Mówiłem ci, żebyś mnie zostawiła w spokoju. – Usłyszałam za uchem cichy szept i owionął mnie przyjemny zapach męskich perfum. Wzdrygnęłam się, bo uścisk na moim nadgarstku był nieznośnie bolesny.
      Kastiel w końcu mnie puścił i stanął obok swojej dziewczyny z obojętną miną. Czułam się jak zaszczuty przez właściciela pies, który pragnie się wydostać z potrzasku, a jednocześnie chce być jak najbliżej niego.
- I na co czekasz? - zapytał, a ja pomyślałam o czymś bardzo dziwnym...


***
Sorry, że tak krótko, ale jadę za chwilę!!! :))))) Dokończę w sobotę, bo dzisiaj nie zdązyłam, chyba, że uda mi się wcześniej, pa.




piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział trzydziesty siódmy






      Nataniel leżał w moich objęciach, wciąż jeszcze zły, dlatego, że nie wyjawiłam mu powodu mojego smutku. Chciał rozpocząć bezsensowną dyskusję o tym, że mu nie ufam i bla, bla, bla, ale uciszyłam go pocałunkiem. Chociaż wydawało się, że już się uspokoiłam, w środku wszystko się we mnie biło, bo mimo poniżenia, które zafundował mi Kastiel, ja… ja za nim tęskniłam. Mnie się to podobało. Ja jestem jakaś nienormalna! Z jednej strony uważałam go za najgorszego gnoja świata, a z drugiej szaleńczo pragnęłam, żeby mnie przytulił. Nie mogłam dłużej znieść tych sprzecznych myśli, dlatego usilnie próbowałam zasnąć, jednak bezskutecznie.
      Głowa Nataniela ciążyła mi na brzuchu, co dziwne, bo nigdy nie przeszkadzał mi jego ciężar. Chyba byłam mocno poirytowana, skoro tak reagowałam na jego bliskość. A może już odzwyczaiłam się od wspólnego spania z kimś? Dobrze, że został tylko na jedną noc. Postanowiłam, że jutro odszukam Kastiela.



***




      Poranek przywitał mnie piękną pogodą. Promienie słoneczne przenikały przez bielutką firankę, zawieszoną przeze mnie przedwczoraj, a zapach świeczki o „Egzotyczny Owoc” wciąż wisiał w powietrzu. Nataniel spał na prawym boku, lewą ręką trzymając mnie za koszulkę. Uśmiechnęłam się niewyraźnie i wstałam. Była dopiero szósta rano.
      Ubrałam się w czerwone spodenki i żółty podkoszulek ze zgrabnie opadającym ramiączkiem i wyszczotkowałam zęby. Potem niedbale spięłam włosy w koński ogon
i chwyciłam w biegu portfel, myśląc już o świeżych bułeczkach z piekarni.
      Po drodze minęłam przystojnego chłopaka, trzymającego smycz ogromnego owczarka niemieckiego. Od razu przypomniał mi się Demon Kastiela, tak bardzo kochany. Do dzisiaj  przykro mi się robiło, że trzeba go było uśpić. Pamiętam, Kastiel wtedy odtrącił moją rękę, gdy próbowałam dodać mu otuchy. Nigdy nie okazywał uczuć, bał się to robić.  
      Skręciłam w alejkę wysadzaną szarą kostką brukową i otworzyłam wielkie, brązowe drzwi z szyldem informującym, że to wejście do piekarni. Od razu owionął mnie smakowity zapach, ale usłyszałam też wesoły, dziecięcy śmiech. Uśmiechnęłam się na widok jasnowłosej dziewczynki, niezdarnie próbującej zaczepić drewnianego dziadka z fajką, stojącego obok stolika w kącie. W tym celu używała całego uroku osobistego i okręcała się dookoła, wirując spódniczką w białe kropki, jednak jej działanie nie przynosiły pożądanego efektu i mina dziewczynki nieco zrzedła. Powiedziała coś niewyraźnie, a potem klapnęła na podłogę, wpatrując się w czarne buty drewnianego jegomościa.
- Tak, trzy. – Usłyszałam niski, wibrujący głos i podniosłam oczy na właściciela.
- Lysander? – Jego imię wypłynęło mimowolnie z moich ust. Odwrócił się i ze spokojem uśmiechnął.
- Oliwia, wieki się nie widzieliśmy. Miło cię znowu spotkać. – Nie bardzo wiedziałam co odpowiedzieć, bo czułam się trochę niezręcznie, ale on oczywiście pociągnął temat, jak rasowy dżentelmen. – Wiesz, to moja córka, Dalia, ranny ptaszek. Budzi nas wszystkich już o piątej rano.
      Spojrzałam na dziewczynkę jeszcze raz i uśmiechnęłam się.
- Urocza. Jak na swój wiek, całkiem duża – powiedziałam wesoło.
- Tak, będzie kiedyś piękną kobietą. Podobna do mamy.
- Kształt brwi ma twój – stwierdziłam.
- Tak uważasz? – Podrapał się po brodzie i z dumą spojrzał na malutką Dalię. Widać było, że jest szczęśliwy. Podał kasjerce banknot.
- Czyli jesteś z Iris?
- Jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy się darzyć głębszym uczuciem… Dziękuję… Oliwia? – odszedł od lady i stanął zaraz za mną. – Widziałaś się z…?
- Kastielem? – dokończyłam za niego, bo jakoś nie mogło mu przejść przez gardło jego imię. – Tak, widziałam się z nim… Wiesz, nie chcę o tym mówić.
- W porządku. Powiem tylko tyle, że ja nic nie wiem. Zadzwonił do mnie parę razy, gdy był we Włoszech, - A więc wyjechał do słonecznej Italii… - ale nigdy nie powiedział, dlaczego to zrobił. Może ty orientujesz się nieco w sytuacji?
- Nic nie wiem.
      Zamówiłam dwie kajzerki i zapłaciłam. Wyszliśmy z piekarni razem.
- Głupio wyszło, że nasz kontakt też się urwał. – Pogłaskałam jego małą córeczkę po jasnej główce i zrobiłam szaloną minę, ku jej uciesze.
- Wiem. Dorosłe życie jest okrutne.
- Może kiedyś do mnie wpadniecie? Urządzimy z Natanielem grilla…
- Czyli spotykasz się z nim? – Lysander stopił czarną powłokę moich oczu, jednym, krótkim spojrzeniem. Wydawało mi się, że przeniknął moją duszę na wskroś.
- Tak.
- Może kiedyś wpadniemy. Trzymaj się, Oliwka i bądź szczęśliwa.
- Do zobaczenia. Pozdrów ode mnie Iris.
       Skinął głową i odszedł z dzieckiem na rękach i siatką z bułkami, przewieszoną przez lewe ramię. Wytrącił mnie z równowagi tym „bądź szczęśliwa”. Co to miało niby być? A nie jestem?
      Weszłam do domu w nieciekawym nastroju, ale przynajmniej choć na chwilę przestałam myśleć o Kastielu i odczuwać dreszcze na całym ciele.
      Nataniel już był na nogach. Podszedł do mnie cmoknął w policzek, jednocześnie porywając siatkę z bułkami.
- Z samego rana jesteś najpiękniejsza.
      Jego pocałunki na dekolcie nie robiły na mnie żadnego wrażenia, ale kiedy ściągnął koszulkę i jego blada klatka piersiowa przylgnęła do mojego ciała, cicho westchnęłam, wyobrażając sobie, że za chwilę poczuję chłodne ręce na nagich plecach. Bardzo podobał mi się kolor i delikatność skóry Nataniela. Działały na mnie pobudzająco, ale w jednej chwili zobaczyłam zamiast złotych oczu, brązowe… Potrząsnęłam głową i objęłam blondyna za szyję. Chciałam się pozbyć obrazu Kastiela, błądzącego po zakamarkach mojego umysłu.
- Oliwia, proszę cię, nie tak mocno – stęknął mi chłopak do ucha i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wbijam w jego plecy paznokcie tak mocno, że aż bolą mnie ręce. Szybko się opanowałam i posłałam mu przepraszające spojrzenie.
      Nie chciałam się oddawać Natanielowi, ale z drugiej strony czułam, że to może mnie oczyści, z tego poniżenia, jakie zafundował mi Kastiel. Lecz czy ja chciałam ”oczyszczać się” z tego wspomnienia? Śladu jego spoconego ciała i miękkich warg? Obrazy w mojej głowie przesuwały się z zawrotną szybkością. Nie, tym razem nie mogłam zawieść Nataniela. Przecież jest dla mnie taki dobry i miły. Pociągnęłam go na blat kuchenny i oparłam się o jego mocne ramiona. Nieskazitelnie wyrzeźbione mięsnie napinały się co rusz, gdy chłopak pochylał się do pocałunków.
      Dzwonek do drzwi przerwał całą tę akcję. Rozbawienie na mojej twarzy na widok zdezorientowanej i przestraszonej miny Nataniela. Jego szybkie działania mające na celu przywrócenie się do porządku. Zdegustowane spojrzenie rzucone w moją stronę, wynikające z faktu, że nie spieszyłam się z wciąganiem na siebie ubrań. Chwilowa konsternacja i prośba, żebym to ja otworzyła drzwi. Jeszcze nie widziałam go tak zawstydzonego, jak wtedy, gdy pokazywał oczami na oczywisty powód, przez który nie mógł wpuścić niespodziewanego gościa. Mój śmiech. To wszystko było tak nierealne, że aż dziwne.
      Poszłam otworzyć, ale okazało się, że nikogo nikt nie stał na werandzie. Pewnie syn sąsiadki znowu robił sobie głupie żarty. Już miałam zamykać drzwi, ale zauważyłam coś czerwonego, leżącego na wycieraczce. Koperta. Podniosłam ją i z bijącym, sercem otworzyłam. W środku znajdowała się biała kartka z krótką notką.

„Wiem, że Ci się podobało. To wystarczająca nagroda. Teraz już możesz żyć w spokoju ze swoim Natusiem, którego zawsze uwielbiałaś. Przesyłam pozdrowienia od mojej dziewczyny. Pomyśleć, że byłem gotowy się z Tobą ożenić. Teraz wiem, że największym błędem w moim życiu był nasz pierwszy pocałunek. Nigdy więcej do mnie nie podchodź.
K.

      Otworzyłam usta z przerażenia. Jak mógł napisać takie słowa? One mnie zraniły do głębi. Czy on musi być aż tak podły? Co ja mu zrobiłam, że tak mnie traktuje?! Że tak traktuje naszą przeszłość?! Tym razem potrzymałam każdą łzę, próbującą przeniknąć przez moje zaciśnięte powieki. Nie, nie będę więcej przez niego płakać. Nie jest tego wart.


***


      Siedział na łóżku i wpatrywał się w pomięte zdjęcie długowłosej dziewczyny. Znał każdy szczegół jej twarzy na pamięć. Każdą krągłość, wesołe dołeczki, ułożenie ciemnych rzęs. Była dla niego wszystkim. Ta cholerna suka… Nie. Ona była dla niego wszystkim, aż tu nagle jeden dzień zaważył na ich szczęściu. Jeden jedyny dzień, jeden obrazek, jeden moment, jeden głupi powód, by zostawić to wszystko i wyjechać w cholerę. Bo nic go już tutaj nie trzymało, a wrócił, bo… bo jego dziewczyna nalegała. Właśnie wróciła. Podarł zdjęcie na cztery równe kawałki i wrzucił do kosza.
      Nie musiał długo prosić, by Luciana spełniła jego zachciankę. Po prostu zdjęła sukienkę i podeszła, by rozpiąć mu rozporek. Tak, potrzebował teraz odprężenia. Musiał się uspokoić, skupić na czymś. Nawet nie zadał sobie trudu, by ją dłużej przygotować. Mechanicznie całował opalone ciało dziewczyny przez krótką chwilę, a potem po prostu ją posiadł. Bez żadnych uczuć, niepotrzebnych słów. Po prostu czysty seks, nic więcej. Z każdym ruchem czuł, jak spływa z niego napięcie i opadają emocje. Powoli się odprężał, a jego myśli zwalniały, by skupić się na przyspieszonym oddechu. Mięśnie napinały się rytmicznie, a krótsze niż kiedyś włosy, podskakiwały miarowo. Tak, o to mu chodziło. Zjeżył się trochę, kiedy dziewczyna próbowała się do niego przytulić, bo utrudniało mu to zadanie, ale nie zaprotestował, gdyż chciał w spokoju dokończyć robotę i iść do firmy na szybki przegląd.
      Kiedy w końcu opadł na materac łóżka, był całkowicie spokojny. Nic nie powiedział, nawet na czułości ze strony Luciany, mało tego, godził się na nie z wyraźną aprobatą. Ech, jak człowiekowi może poprawić humor taka zwykła rzecz…



***


      Wyglądałam jak zdechła kura po przeczytaniu tego listu. Nataniel łatwo dał się zbyć jakimś marnym wyjaśnieniem i zaraz pojechał do swoich obowiązków. Wpatrywałam się w ładne, pochyłe pismo jeszcze długi czas, zanim podarłam karteczkę na mnóstwo małych kawałków, które teraz leżały na dnie kosza. Serce już nie płakało. Bolały tylko podeptane wspomnienia.


***


      W tej zwykłej, żółtej bluzce z opadającym ramiączkiem wydawała się jeszcze bardziej pociągająca niż zwykle. Głupia, czy ona płakała? Czemu musiała wybrać akurat to stoisko? Cholera przeklęty Warian i te jego telefony od żony. Ostatni raz został zastąpiony.
        Coraz bardziej się przybliżała, wlepiając miękki wzrok w jakąś kartkę papieru. Ciekawe, czy przez ten list płakała. Na pewno. Delikatnie oblizała wargi i ten odruch wywołał u niego dziwną chęć, żeby uciec stąd jak najszybciej. Idiotka, nie wie, że każdy facet, który ją widział w tym momencie, ma ochotę ją zgwałcić na tej właśnie ladzie. Zmrużył oczy z niezadowolenia i popatrzył tępo na jakąś paniusię stojąco przed brodatym zastępcą szefa, czyli jego. Może czegoś chce i wtedy on będzie musiał iść do gabinetu, zamiast sterczeć na tym durnym punkcie pracowniczym? Ech, jest szefem w firmie matki, a dalej nie uwolnił się od zastępstw. Chyba pomyśli o zatrudnieniu jeszcze jednego pracownika…
      Podeszła.
- Przepraszam, czy na naprawę telewizora, trzeba będzie długo czekać? Bo niedawno go zakupiłam, a nie działa wejście na USB. Tutaj jest gwarancja… - Ten moment, kiedy podniosła na niego oczy. Źrenice momentalnie się jej rozszerzyły i całkowicie stopiły z czernią tęczówek. Rozchyliła malinowe usta w zdziwieniu i uniosła do góry brwi.
- Jeśli wejście nie działa, trzeba będzie je wymienić, chyba, że nie zawinił tutaj czytnik… Tak, ale co ja będę mówił, skoro i tak nie wiesz o co chodzi. – Nie poruszyła się nawet, tylko nieznacznie zagryzła dolną wargę. Z rozbawieniem stwierdził, że jest skrępowana i nie wie, jak się zachować. Uderzy go, czy pociągnie rozmowę z godnością? – Mogę gwarancję?
- Ach… Tak, oczywiście, proszę – powiedziała ochryple i podała mu papierek, który tak zawzięcie czytała przed chwilą. Uważała, żeby go przypadkiem nie dotknąć. Widział to doskonale, jak manewruje ręką.
- Przyślemy kogoś po telewizor. Można troszkę dokładniej opisać problem?
- Ymm, nie czyta przenośnych pamięci, jakby… em… nie… nie zauważał ich w ogóle.
      Brązowa lada błyszczał w promieniach słońca, wpadających przez ogromne białe okna. Ściany również w białym kolorze ozdobione były różnymi sprzętami AGD, dominowały oczywiście plazmowe telewizory. Na półkach poustawiane były wszystkie przedmioty użytku codziennego, a przy ścianach dumnie prężyły się lodówki. Stoiska kontrolne porozsiewane były po różnych częściach sklepu. Na górze był gabinet i inne pomieszczenia mniej lub bardziej oficjalnie. Firma Blaze’ów prosperowała bardzo dobrze.
- Rozumiem. Fachowcy na pewno znajdą źródło problemu.
- Oczywiście. Mam nadzieję, że to nie będzie drogo kosztować.
- Nie, przecież jest gwarancja. Widać, że on się na niczym nie zna.
      Sprowokował ją. Była wyraźnie poruszona i teraz spojrzała na niego z wściekłością. Uśmiechnął się łobuzersko i dostrzegł w jej oczach pewien błysk… smutku?
- Dziękuję. Widać, że ty nadal pozostałeś dupkiem.
      Odeszła bez słowa pożegnania kołysząc zadziornie biodrami. Pewnie robiła to nieświadomie. Dobrze, widać, że zaakceptowała grę…


***
Jest wcześniej. Miłego czytania.

Zależy mi na waszej opinii na temat scen widzianych z perspektywy Kastiela. Podobają wam się, czy może wolicie Oliwię? Bo zamierzałam wtrącać jakieś fragmenty z jego punktu widzenia, ale to nie jest konieczne, jeśli się nie spodoba.
Pozdrawiam :)