środa, 30 stycznia 2013

Rozdział szósty



      Poranek powitał mnie okropnym bólem głowy, lecz wspomnienie wczorajszego wieczoru   
i ciepła Natanielowych ramion od razu mi to zrekompensowało. Z przyjemnym mrowieniem w brzuchu przewróciłam się na drugi bok. Przykre uczucie rozczarowania zalało moją osobę. Miałam nadzieję, że Nataniel będzie spał obok mnie, że zostanie ze mną całą noc. Jakże się myliłam. On po prostu sobie poszedł. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Wczoraj wydawał się być taki czuły, troskliwy. Co on w ogóle o mnie myślał?
      Ostrożnie wstałam. Ze zgorszeniem stwierdziłam, że oprócz bielizny mam na sobie tylko za dużą koszulę, która najprawdopodobniej należała do blondyna. Pokój zalewało nikłe światło poranka. Był ogromny i tak jak wcześniej stwierdziłam, pomalowany jasną, pastelową farbą. Poza szafą komodą i łożem, stał tu także fotel i zgrabny stoliczek. Przy oknie zauważyłam wielkie biurko, a na nim laptopa oraz mnóstwo szpargałów i papierów poukładanych w równiutkie kupki. Położyłam nogi na mięciutkim beżowym dywanie.
      Podeszłam do komody, na której stało zdjęcie jakiejś pięknej blondynki, podobnej do Nataniela, wysokiego, barczystego mężczyzny z pięknym uśmiechem i malutkiego chłopczyka. Uśmiechnęłam się pod nosem.
      Nad komodą wisiało lustro w rzeźbionej oprawie, w którym odbijało się łóżko, przybrane w szmaragdowo-białą pościel i baldachim w ciemnozielonym kolorze.
      Postanowiłam poszukać Nataniela. Z dwojga drzwi wybrałam te po lewej stronie, ale one prowadziły do łazienki. Weszłam, więc w te po prawej. Dom wyglądał jak pałac. W ścianach odznaczały się dębowe drzwi, widniejące w regularnych odstępach. Postanowiłam zajrzeć do każdych. O ja głupia, nie pomyślałam o tym, że rodzice Nata, też tu mieszkają. Na szczęście powiadają- głupi ma zawsze szczęście i tak też było moim przypadku. Pierwsze drzwi po mojej lewej stronie, okazały się być wejściem do tymczasowej sypialni chłopaka. Zamknęłam je cichutko i podeszłam do jasnej kanapy.
      Nataniel spał na plecach i lekko się uśmiechał przez sen. Zmierzwione włosy miękko opadły na jego czoło kaskadą blond kosmyków. Jego pełne usta były leciutko rozchylone. Nie mogłam przestać na niego patrzeć. Wyglądał tak uroczo.
      Przysiadłam na brzegu łóżka i delikatnie dotknęłam palcami jego ciepłych warg. Uśmiechnęłam się do siebie. Jego nagi tors sprawił, że się lekko zarumieniłam. Już miałam wstawać, kiedy rozdzwonił się budzik w telefonie chłopaka.
      Z przerażeniem stwierdziłam, że Nataniel otwiera oczy. Gdy mnie zobaczył, na jego twarzy wykwitł rumieniec. Przeczesał dłonią włosy i wyłączył budzik.
- Co ty tu robisz?
- Szukałam cię, myślałam, że już nie śpisz- zmieszałam się lekko. Chłopak nie był w zbyt dobrym humorze.
- Nie idziesz dzisiaj do szkoły. Zostajesz u mnie, bo słyszałem, że twojej ciotki nie ma.
- A twoi rodzice?
- Wyjechali- powiedział, ale jakoś tak słabo.
- To nie będzie kłopot?
- Daj spokój. Nie możesz teraz być sama.
      Usiadłam obok niego.
- Powiedz, jak doszło do wczorajszej sytuacji?- mówiąc, nie patrzył mi w oczy.
- To… Wpadłam na nich przypadkiem- zadrżał mi głos. Chłopak odebrał to jako oznakę strachu, ale nie mogłam zapanować nad głosem, bo nie wiedziałam, dlaczego skłamałam. Coś kazało mi nie wspominać o Kastielu. Może to, że chłopcy zabiliby się, gdyby Nat się dowiedział.
- Boże, jak ty się musiałaś bać- dotknął mojego ramienia. Ja jednak nie mogłam na niczym skupić myśli, bo świadomość, że jest półnagi, wyzwalała we mnie jakieś zawstydzenie.
- To może ja już pójdę, a ty się ubierz- zaproponowałam nieśmiało.
- Dobrze. Łazienka jest obok mojego pokoju, prawe drzwi. Zostawiłem ci tam wczoraj czyste ręczniki. No, a ubrania… Musisz się ubrać w jakieś moje rzeczy. Znajdziesz je w szafie- uśmiechnął się niepewnie.
- Dzięki, Nataniel.
      Wyszłam z pokoju i dokonałam porannej toalety. Potem wybrałam jakąś koszulkę Nataniela, która wisiała na mnie jak na wieszaku i zobaczyłam swoje spodnie na krześle. Ubrałam je. Bluzkę rozerwali mi wczoraj ci faceci.
      Przypomniałam sobie złośliwy wyraz twarzy Kastiela i aż skuliłam się w sobie. Dlaczego mi to zrobił?! Ciche pukanie do drzwi przerwało moje rozmyślania.
- Proszę- powiedziałam.
- Muszę lecieć do szkoły, ale przyjdę już o wpół do dwunastej. Śniadanie zostawiłem ci na dole w kuchni. Po lewej stronie jest biblioteczka. Poradzisz sobie?
- Tak.
- No to…- zawahał się- …to idę.
- Do zobaczenia.
      Zeszłam z nim na dół i podążyłam do kuchni. Czekała na mnie herbata i dwie równiutkie kanapki z serem i pomidorem. Zasiadłam do stołu i otworzyłam pierwszą lepszą gazetę z brzegu. Zaznaczone były tam jakieś wzmianki o naszej szkole. Nie interesowało mnie to zbytnio, więc poszłam do biblioteczki.
      Zaciekawiło mnie jakieś romansidło, dlatego rozsiadłam się wygodnie w obszernym fotelu
i zaczęłam czytać.
- Kim jesteś i co robisz w moim domu?!- jakaś śliczna blondyna patrzyła na mnie z przerażeniem
- O cześć, jestem Oli…
- Co mnie obchodzi jak się nazywasz. Co tu robisz?!- dopiero teraz zauważyłam tonę makijażu na jej twarzy.
- Nataniel prosił…
- Nat?! Już ja się policzę z moim braciszkiem- po raz kolejny mi przerwała i prychnęła z wyższością.
      Jak to możliwe, że taki przeuroczy i przesłodki chłopak, ma taką wredną siostrę?
- Spadam do szkoły, ale ostrzegam, mój pokój to świętość. Nie waż się tam wchodzić, bo się jeszcze spotkamy. Nie koniecznie w miłej atmosferze- uśmiechnęła się szyderczo i tyle ją widziałam.

***


      Nataniel wrócił do domu przed dwunastą. Na mój widok uśmiechnął się uroczo.
- Była tu twoja siostra- zauważyłam z niesmakiem.
- O, zapoznałyście się?- stał tak nade mną z niewinną miną pięciolatka i nie miałam serca powiedzieć mu o niemiłym zachowaniu jego siostry.
- Taaak- rzuciłam niepewnie.
      Nataniel wyglądał jak jedna, wielka, chodząca, blond słodycz. Zaśmiałam się.
- Dlaczego mi się tak przyglądasz?- zapytał szeroko się uśmiechając.
- Zawsze jesteś taki radosny i uroczy. Jak ty to robisz?- zapytałam, a on cały się rozpromienił. Od razu zrobiło mi się jakby cieplej na sercu. Miałam ochotę wstać i go wyściskać. Zamierzałam wcielić mój zamiar w życie, ale po drodze potknęłam się i upadłam na puszysty dywan. Nataniel śmiał się tak mocno, że prawie zachłysnął się własną śliną.
      Chwyciłam jego dłoń i spojrzałam na niego z wściekłością, ale od razu mi przeszło. Widząc go, takiego beztroskiego, ślicznego, nie mogłam się nie uśmiechnąć. Patrzyłam na jego przystojną, młodzieńczą twarz i zapragnęłam całe życie widzieć już tylko ją.
      Przybliżyłam się do niego i wspięłam się na palce. Chciałam go pocałować, ale blondyn chwycił mnie za nadgarstki i delikatnie odepchnął. Popatrzyłam na niego zdziwiona. Jego tęczówki o szczerozłotym kolorze smutno lśniły.
- Nie.- To krótkie słowo zmroziło mnie.
- Czemu? Nie podobam ci się?- zapytałam z wyrzutem.
- Nie o to chodzi. Po prostu…- głos mu się lekko załamał i tylko spojrzał na mnie przepraszająco.
      Skołowana podeszłam do niego od tyłu i położyłam rękę na jego plecach. Nie zareagował.
- Chodźmy do kuchni, ugotuję coś dobrego- powiedział.
      Nataniel w białym fartuchu stał nad garnkami i dosypywał soli do zupy pomidorowej, a ja z niedowierzaniem wpatrywałam się w jego poczynania.
- Umiesz gotować?
- Trzeba sobie jakoś radzić w życiu.
      Gdy skończył, rozlał zupę na miseczki i zaczęliśmy jeść. Zupa była pyszna. Taka jak za czasów mojego dzieciństwa, kiedy ciocia nie była taka zapracowana i gotowała codziennie. Głośno wyraziłam swój zachwyt, a chłopak tylko się serdecznie uśmiechnął.
- Nataniel?- zapytałam.
- Hmm?
- Miałeś kiedyś dziewczynę?- wypaliłam, a on upuścił łyżkę do zupy i poplamił swoją śnieżnobiałą koszulę. Szybko przeczyścił ją ściereczką i popatrzył na mnie zdziwiony.
- Miałem, a dlaczego pytasz?- zarumienił się leciutko.
- Tak sobie. A dalej z nią utrzymujesz jakiś kontakt?
- Nie.- Ucieszyłam się, nie powiem, ale nie dałam po sobie tego poznać. Dalej bolało mnie to, że chłopak mnie odtrącał.
      Potem jedliśmy już w milczeniu. Na drugie danie Nataniel zrobił frytki, a ja przygotowałam sałatkę. Wymienialiśmy się tylko zdawkowymi uwagami, a blondyn wyglądał na zmieszanego. Ja zresztą też czułam się trochę niezręcznie.
      Tak bardzo chciałam się do niego przytulić, ale nie będę się mu narzucać. Co to, to nie. Moja urażona kobieca duma, dała o sobie znać, gdy chciał mnie chwycić za rękę. Wyrwałam mu ją, jakby był trędowaty. Dostrzegłam ból i ogromny smutek w jego oczach. Zrobiło mi się przykro, ale nic nie powiedziałam. Tylko on decyduje kiedy mamy się zbliżyć?
      Nataniel zręcznie wstał od stołu i zaczął zmywać naczynia.
      Poszłam się położyć, bo trochę rozbolała mnie głowa. Nataniel miał przyjść do mnie jak skończy. Obietnicy dotrzymał. Leżałam na jego łóżku, a on opowiadał mi o takich mało istotnych sprawach, jak szkoła, nauczyciele i samochody sportowe. Ja słuchałam jego przyjemnego głosu i raz po raz patrzyłam na jego sylwetkę na fotelu.
- Boże, jak mi się chce spać, a tyle mam jeszcze papierkowej roboty- westchnął i rzucił się na łóżko, przy okazji przygniatając mi nogi. Roześmiałam się szczerze, a Nataniel ułożył się w bezpiecznej odległości ode mnie i skrył głowę w poduszkach. Widziałam tylko tę jego blond czuprynę.
      Odwróciłam się w jego stronę i delikatnie dmuchnęłam mu w szyję. Chłopak jak na komendę podniósł głowę. Uśmiechnęłam się do niego i on odwzajemnił mi się tym samym. Nagle wpadłam na głupi pomysł i skryłam się pod kołdrą, zanosząc głupawym śmiechem. Nataniel od razu zareagował. Zaczął mnie łaskotać po całym ciele, osłaniał mnie tylko ta puchowa kołderka. W pewnym momencie zastygałam w bezruchu i wyciągnęłam dłoń w poszukiwaniu poduszki. Zaczęłam obkładać chłopaka po plecach, wywołując u niego salwę śmiechu. Nie pozostał mi dłużny. Gdy tylko wychyliłam głowę spod kołdry, rzucił we mnie jaśkiem.
      Wstałam i groźne patrząc na blondyna, rzuciłam się na niego z impetem. Nataniel zaśmiał się serdecznie i zaczęliśmy się turlać po ogromnym łożu. Kiedy zabrakło mi tchu, usłużnie ze mnie zszedł i przeczesał ręką włosy.
- A więc pan przewodniczący umie się jednak bawić, hę?- zapytałam zadziornie.
- Sam siebie o to nie podejrzewałem- westchnął radośnie.
       Położyłam się na plecach i zapatrzyłam we wzorzysty baldachim. Nataniel nachylił się nade mną i szepnął mi coś do ucha, ale nie zrozumiałam, więc powtórzył jeszcze raz, tylko głośniej:
- Ślicznie wyglądasz w tej koszuli.
      Dopiero teraz zauważyłam, że rękawek mi się obsunął i widać było ramiączko mojego stanika. Zaczerwieniłam się i pacnęłam go w ramię za niedwuznaczne myśli. Zaśmiał się tylko i pogłaskał mnie po włosach.
- Zostaniesz jeszcze dzisiaj na noc u mnie- powiedział spokojnie, a ja jakoś specjalnie nie oponowałam. Podobało mi się tutaj. Głównie dlatego, że Nataniel mieszkał w tym domu, a raczej willi. Westchnęłam cicho.

wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział piąty


    Rano poczułam na moim brzuchu coś ciepłego. To była ręka Kastiela. Przestraszona, gwałtownie się podniosłam. Chłopak tylko się uśmiechnął.
- Kastiel, nie powinniśmy. Lepiej będzie, jak sobie pójdziesz- spuściłam wzrok.
- Jak sobie życzysz. Pan przewodniczący będzie miał czego słuchać z rana- wycedził, ale posłusznie wyszedł z domu i nie omieszkał trzasnąć drzwiami.
      Popatrzyłam w lustro. Czy to aby na pewno byłam ja?

***

      Kolejny raz próbowałam rozwiązać zadanie, które zadała mi nauczycielka chemii. Bezskutecznie.
- Znasz Nataniela? Idź do niego po lekcji i umów się na korepetycje- pani Playthern spojrzała na mnie z politowaniem i wpisała mi równiutką jedynkę do dziennika.
      Po drodze złapałam jeszcze kpiące spojrzenie Kastiela. Przez resztę lekcji rysowałam jakieś bohomazy na marginesie zeszytu.

***

      - Nataniel?- złotowłosy chłopak na dźwięk swojego imienia podniósł głowę. Jego oczy na moment pojaśniały, a usta rozchylił szeroki, życzliwy uśmiech, jego znak rozpoznawczy.
- Tak?
- Pomógłbyś mi z chemią?
      Chłopak bez zastanowienia się zgodził. Umówiliśmy się po lekcjach w pokoju gospodarzy. Wyszłam od Nataniela w znakomitym humorze. Może wtedy sobie wszystko wyjaśnimy?
      Jak się później okazało, moje nadzieje były się płonne. Nataniel powitał mnie delikatnym uśmiechem i poprosił oficjalnym tonem, bym usiadła obok niego. Zaczął mi tłumaczyć, dokładnie i powoli. Ja raz po raz zatapiałam się w jego oczach, o barwie najlepszego piwa. Kiedy przestał mówić, dopiero po chwili to zauważyłam.
- Przepraszam, zamyśliłam się- powiedziałam, a chłopak lekko się zarumienił.
- Pytałem, czy już… Kastiel?!- odwróciłam głowę w stronę drzwi.
- Zostaw. Moją. Dziewczynę. W spokoju- warknął czerwonowłosy, a ja spaliłam buraka.   Nataniel mrugnął dwa razy.
- Słucham?
- Dobrze słyszałeś- Kastiel walną ręką o blat stolika i chciał uderzyć Nataniela w szczękę, ale on zręcznie się uchylił .
- Uprzejmie proszę, żebyś nigdy już tu nie wchodził, inaczej dyrektor szkoły zostanie o tym powiadomiona, a wszystkie twoje przekręty wyjdą na jaw. Na razie puszczam sprawę zniewagi w niepamięć, jednak, zważywszy, iż jesteś niebezpieczny – chciałeś na mnie podnieść rękę na terenie pokoju dla gospodarzy- nie mogę tolerować twojej obecności w tym pomieszczeniu. Masz zakaz wstępu- wyrecytował Nataniel urzędowym tonem, a ja patrzyłam na niego z podziwem, bo wyrzucał z siebie informacje szybciej niż karabin maszynowy.
- Sranie w banie- Kastiel poczerwieniał ze złości, ale nie ruszył się miejsca.
      Blondyn wstał i pokazał mu drzwi. Kiedy stracił cierpliwość, złapał czerwonowłosego za poły kurtki i wypchnął, nie bez trudu, za drzwi. Dojrzałam jeszcze wściekłą minę Kastiela, ale nic mnie to nie obchodziło. Spojrzałam na Nataniela, który zamykał właśnie drzwi na klucz.
- To na wszelki wypadek- powiedział zmieszany i przeczesał ręką włosy.
      Widząc ten gest, który zawsze mnie u chłopaków rozczulał, wpadłam na szalony pomysł. Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę. Podeszłam na niego i wspięłam się na palce. Chłopak rzucił mi zdziwione spojrzenie. Zbliżyłam swoje wargi do jego ust i oparłam dłonie na jego klatce piersiowej. Pocałowałam go, ale on nie wykazał żadnej inicjatywy. Próbowałam jeszcze jakoś go zachęcić, ale nie oddał  mi ani jednego buziaka. Wstrząsnęły mną dreszcze. Odsunęłam się upokorzona.
- Oliwia, nie będę konkurował z Kastielem. Skoro jego wybrałaś…- westchnął i przymknął powieki. Odwróciłam się do niego plecami. Moje ciało wołało, żeby mnie dotknął, przytulił, ale on najwyraźniej się mną brzydził. Kastiel musiał mu powiedzieć, że u mnie nocował, ale pewnie ubarwił całą opowieść.
- Nataniel, Kastiel wymyślił nasz rzekomy związek. Mnie zależy tylko na tobie- szepnęłam cichutko. Drżały mi ramiona. Spojrzałam twardo przed siebie, a potem na blondyna. Stał oparty o ścianę.
- Chcę wyjść- powiedziałam łamiącym się głosem. Chłopak bez słowa przekręcił mi klucz w zamku.
      Ruszyłam w stronę drzwi, ale gdy już miałam nacisnąć klamkę, Nataniel złapał mnie za ramie i przyciągnął do siebie. Ciepło jego ciała całkowicie mnie obezwładniło. Poczułam przyjemne mrowienie w brzuchu. Zuchwale wtuliłam ręce w jego złote włosy. Nataniel nachylił się i nareszcie złożył na moich ustach słodki pocałunek. Trwał może trzy sekundy, ale jeszcze nigdy nie czułam się tak wspaniale.
      Nie kryłam rozczarowania, kiedy odsunął mnie od siebie na odległość wyciągniętych rąk.
- Przepraszam, to się już nigdy nie powtórzy- powiedział spokojnie.
- Naprawdę?- odparłam zalotnie i chciałam się do niego przytulić, ale nie pozwolił mi na to.
- To był nasz ostatni pocałunek- wypowiedział te słowa nie patrząc mi w oczy. Zmroził mnie jego oficjalny ton głosu. Chciałam coś powiedzieć, potrząsnąć nim, ale nie dałam rady. Po prostu wyszłam.
      Sama nie wiedziałam, co czułam do Nataniela. Czy się w nim zakochałam? Chyba tak. Po prostu jeszcze nigdy nie spotkałam takiego chłopaka. Był otwarty i miły, dzięki temu łatwo nawiązywało się z nim kontakt. Rozmowa z nim to była czysta przyjemność. Jego bezkonfliktowy sposób konwersacji i łatwość kierowania dialogiem mnie zachwycały.
      Szłam w stronę domu i nagle z impetem na kogoś wpadłam.
- Kastiel- stwierdziłam bez zbytniego entuzjazmu. Chłopak zaczynał mnie coraz bardziej irytować. Łaził za mną jak mucha. W dodatku złapał mnie za nadgarstek i gdzieś ciągnął. Nie miałam specjalnej ochoty na wyrażanie jakiegokolwiek sprzeciwu, więc posłusznie szłam za nim.
      Zaprowadził mnie do parku i usiedliśmy na ogromnej fontannie.
- Po co mnie tu przywlokłeś?- warknęłam.
- Chciałem ci coś pokazać. Tylko musisz poczekać parę minut.
      Parę minut okazało się pięcioma godzinami. Byłam zmarznięta, wściekła i głodna, ale Kastiel nie pozwolił mi się ruszyć nawet na krok. Zrobiło się już całkiem ciemno, a w parku zostaliśmy tylko my.
- O, opłacało się tyle czekać. Zemsta będzie słodka- zachichotał, a ja na początku nie wiedziałam o co chodzi, ale potem zobaczyłam dwóch łysych jegomościów idących w naszą stronę. Kastiel szybko oddalił się na bezpieczną odległość.
    Rzuciłam się do ucieczki, ale oni byli szybcy. Jeden zerwał ze mnie katanę, ale jeszcze nie udało mu się mnie chwycić. Biegłam ile sił w nogach, lecz po chwili poczułam nieprzyjemne palenie w płucach. Dlaczego nie przykładałam się do rozgrzewki na wychowaniu fizycznym?! A Kastiel? Okazał się zwykłym chamem i prostakiem. Z oczu pociekły mi łzy. Zamazało mi się pole widzenia, a co najgorsze oni mnie powoli doganiali. Jaka ja byłam głupia. Po co poszłam z Kastielem do tego cholernego parku?!
- Ał!- wpadłam na czyjeś plecy i poczułam jak osuwam się na ziemię.

***
   
      Poczułam na policzku przyjemną tkaninę. Było mi tak ciepło. Nie chciałam otwierać oczu. Co nieuniknione, jednak nastąpić musi. Gwałtownie wstałam, a moją głowę przeszył tępy ból. Syknęłam.
- Oliwka, tak się o ciebie bałem- poczułam na sobie ciepło czyichś ramion. Owionął mnie zapach zmysłowych perfum. Nataniel przytulał mnie. Lekko się odchyliłam, a on odgarnął mi niesforne kosmyki z czoła.
- Nat, bo ją uszkodzisz- odwróciłam się w stronę posiadacza niskiego, chrapliwego głosu. Zobaczyłam chłopaka z różnokolorowymi tęczówkami i zielono-białymi włosami.
- Lysander- przedstawił się widząc moje zdziwione spojrzenie.
- Co się stało?- zapytałam słabo. Zakręciło mi się w głowie, więc mocniej przylgnęłam do blondyna.
- Zemdlałaś i uderzyłaś głową o chodnik. Jak to dobrze, że wpadłaś na Lysandra. Boże, boję się pomyśleć, co oni by ci zrobili- Nataniel pogłaskał mnie po plecach.
      Rozejrzałam się dookoła. Leżałam na ogromnym miękkim łożu z baldachimem w przestronnym, jasnym pokoju. Paliła się tylko lampka nocna, więc dookoła panował półmrok. Lysander siedział w głębokim fotelu i wertował jakąś książkę.
- Jesteśmy u mnie w domu- szepnął mi do ucha przewodniczący szkoły. Najwyraźniej zauważył moje zaciekawienie.
      Zaczęłam bawić się jego niebieskim, luźno zawiązanym krawatem. Czułam się taka mała w jego ramionach. Zapomniałam już nawet o naszej wcześniejszej rozmowie. Pewnie sam nie wiedział, co mówi. Nataniel oparł głowę o stertę poduszek, co sprawiło, że znajdowaliśmy się teraz w pozycji półleżącej. Wolno cmoknęłam go w policzek. Chłopak beztrosko odchylił głowę i przeczesał swoje złote włosy. Znalazłam najwygodniejsze miejsce na jego barku dla mojej biednej głowy i zaczęłam bawić się palcami blondyna.
- To może nie będę wam przeszkadzał. Do zobaczenia- Lysander uśmiechnął się zawadiacko
I pomachał do nas. Tym gestem zepsuł intymną atmosferę, jak się wytworzyła między mną i Natanielem.
       Kiedy drzwi na dole trzasnęły, blondyn chciał wyjść do pokoju gościnnego. Miał tam spać, bo ja zajmowałam jego łóżko. Z przykrością stwierdziłam, że mogłoby pomieścić co najmniej trójkę osób, ale chłopak najwyraźniej nie chciał ze mną przebywać w nocy. Mimo to poprosiłam, żeby został.
- Dobrze, będę tu dopóki nie zaśniesz.
      Jego niski, zmysłowy głos działał na mnie kojąco. Z cichym westchnieniem zanurzyłam się pod kołdrę i odwróciłam do Nataniela plecami, mając nadzieję, że za chwilę mnie obejmie w pasie, ale gdzie tam! On usiadł w fotelu. Pociągnęłam go za rękaw koszuli. Chwilę się opierał, ale potem położył się obok. Bardzo blisko mnie. Poczułam, jak nagła fala gorąca zalewa moje ciało. Działał na mnie jak afrodyzjak. Całe mojej jestestwo pragnęło go, tak mocno, jak to tylko możliwe.
      Ostrożnie mnie objął i złapał moją rękę. Zasnęłam, nie myśląc o niczym.