Szedł krótkim
korytarzem i wsłuchiwał się w dochodzące zza ściany dźwięki. Jakieś śmiechy,
chichy, co to miało być, do jasnej cholery?! W jego mieszkaniu. Co prawda
byłym, ale jednak. Doszedł do drzwi prowadzących do jego sypialni i… osłupiał.
Na jego łóżku, w
jego pokoju, z jego byłą obściskiwał się… Nataniel!
- Kurwa… - zdołał tylko wyszeptać i oparł się o ścianę.
Nagi tyłek jego
odwiecznego wroga wyglądał dość komicznie, ale Kastielowi w tym momencie
chciało się tylko rzygać. Do tego
Luciana, cała spocona, obejmująca jego lekko opalone ramiona… To było żałosne.
I ten ich przestraszony wzrok, kiedy go wreszcie dostrzegli. Śmiech na sali.
Luciana szybko
schowała się pod pościel, a Nataniel, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, rzucił
się pod łóżko i wystawił tylko głowę.
- Myślałeś, że uknujesz intrygę, co? – zapytał Kastiel i
uśmiechnął się sztucznie. Blondyn zmieszał się lekko i potarł zaróżowione
policzki.
- Teraz to i tak niczego nie zmienia – powiedział.
- Jak to nie? Ona z tobą będzie miała dziecko, ty cholerny
gnoju. – Cudem powstrzymał się, by go nie uderzyć w tę blond japę.
- To za wcześnie, nie sądzisz?
Kastiela przeszył
prąd przerażenia. Faktycznie, nie mogłaby zrobić USG w parę dni po ciąży. Zresztą,
pewnie nie zaszłaby nawet w tę ciążę w parę dni. Znowu zgasła iskierka nadziei
w jego sercu. Poczuł pustkę w głowie, dlatego skupił wzrok na czystym niebie za
oknem. Nagle, wpadł na pewien pomysł.
- USG mogło być podrobione, a teraz staracie się o dziecko,
by nie wyszło na to, że kłamaliście, ha! – Uśmiechnął się tryumfalnie i wsadził
ręce w kieszenie czarnych bojówek. Nataniel był lekko zbity z tropu, ale
natychmiast się opanował. Nie mógł zepsuć niczego.– A ty, Lucy, jesteś aż taka
podła?
- Mam dziecko z tobą! – wrzasnęła tylko ta piękna kobieta, i
skrzyżowała ręce na nagich, krągłych piersiach. Kastiel przełknął ślinę i
spróbował opanować chęć obicia jej idealnej
twarzyczki. Jak mógł być taki głupi, by się z nią spotykać?!
- Widzę, że się dzisiaj nie dogadamy. Jednak wiedzcie, że ja
znam prawdę. Ty nawet nie jesteś jeszcze w ciąży. Ale nie przeszkadzajcie
sobie,. Starajcie się o dziecko dalej. Ja tylko przyszedłem, - położył klucze
na stole – by oddać wam to mieszkanie. Bierzcie je sobie w chuj. Mam dość. A po
rzeczy… - Rozejrzał się dookoła. – I tak nie miałem ich tu za wiele. Może kogoś
przyślę. Luciana, ty je spakuj z wdzięczności, że nie wylecisz stąd na zbity
pysk. Zrozumieliście?
Dziewczyna niechętnie
kiwnęła głową i odwróciła wzrok, zaś Nataniel wstał i podszedł do niego.
- Ubierz się, nie kręci mnie taki widok – zaśmiał się ponuro
Kastiel.
- To dziecko jest twoje. – Jadowity szept wwiercił się w
uszy czerwonowłosego chłopaka i nie dawał spokoju nawet wtedy, gdy był już blisko
domu Oliwii. Co miał robić? Czekać?
***
Czuły dotyk
chłopaka niósł ukojenie mojemu ciału. Po jego opowieści, iskierka nadziei, że
wszystko będzie dobrze, zapaliła się z wzmożoną siłą. Nie myślałam, że istnieją
tak podli ludzie na tym świecie. Byłam naiwna? Tak, wiem. Chyba żyłam w wyidealizowanym
świecie, który sama sobie stworzyłam. Teraz jednak, zaczęłam patrzeć na każdą
sytuację, każdą osobą, każde słowo inaczej. Zrozumiałam, że to co czarne, nie
zawsze jest czarne, a pomiędzy czarnym, a białym, jest jeszcze szary. Ludzie to
bardzo złożone istoty i nie warto ufać im od samego początku. Wyjątkiem okazał
się Kastiel. Wmawiałam sobie, że muszę być ostrożna, ale tak naprawdę na każde
jego skinienie potrafiłabym lecieć z wywieszonym jęzorem nawet w ogień. To była
po prostu miłość.
- Kocham cię, Oliwia – szepnął mi do ucha i pocałował delikatnie.
- Ja ciebie też.
Popatrzyłam w
jego roziskrzone, brązowe oczy. Uśmiechały się do mnie i czułam miłość z nich
płynącą. Czy trzeba mi było do szczęścia czegoś jeszcze?
***
Ze śmiechem
wsiadłam na motor. Była piękna pogoda, godzina jeszcze młoda. Mieliśmy zjeść
kolację na urokliwej łące, gdzie kochaliśmy się po raz pierwszy, po długiej
rozłące. Słońce wesoło pieściło moje policzki i odbijało się od lusterek motoru
Kastiela. Przytrzymałam się lekko chłopaka i ruszyliśmy.
- A wzięłaś kanapki?! – Nagle dobiegł mnie głos Kasa.
- Tak! Spokojna głowa! – Odkrzyknęłam i uśmiechnęłam się pod
nosem. No tak, przypomniał sobie o nich już w połowie drogi. Pocałowałam go w
plecy. Dobrze, że kupiłam ten cudowny płyn do płukania, bo ubrania pachniały po
nim jak najwonniejsze kwiaty. A właśnie, jeszcze muszę uprać Kastielowi…
***
Bajka rozpoczyna
się w chwili, gdy trafiasz na swoją drugą połówkę. Szansa jest jedna na sto
tysięcy. Zawsze mówili, że jestem szczęściarą.
***
Tak, to Kastiel napisał
dla mnie prywatną bajkę. Działał na mnie tak, że traciłam całą dorosłość i mogłam
być sobą oraz o nic nie musiałam się martwić. Przy nim żyłam chwilą, a to
życie, które mi podarował, było snem. Pięknym snem, który będę wspominać już
zawsze. Na zawsze w moim sercu pozostanie tylko on. Kastiel.
***
Słońce już
powoli chowało się za drzewami. Czy to dobrze, że tą trasą nie przejeżdżał
prawie nikt? Chyba tak, nie było szumu. Czułam się wspaniale i łapałam promienie
światła całym ciałem. Wszystkie zmysły wyostrzyły mi się, a duszę zalewał
spokój. Jeszcze nigdy nie byłam w takim stanie. Szkoda tylko, że moja biała
bokserka była poplamiona na brzuchu. Nie miałam jednak siły jej oczyścić.
Zresztą, niby czym? I nogi miałam tak dziwnie skręcone, ale nie chciałam się
ruszyć. Jeszcze obudziłabym Kastiela. On tak słodko spał. Trzymałam jego
chłodną dłoń w swojej dłoni i było mi tak jakoś dziwnie na sercu. W dodatku
słone łzy wpływały mi do półotwartych ust. Tylko, no właśnie, dlaczego ja zaczęłam
płakać? Nie mogę sobie jakoś przypomnieć powodu…
Ale co to? Coś
słyszę. Jaki miły dla uszu jest dźwięk samochodu. Zatrzymał się. Nie dałam rady
przekręcić głowy, ale za to ujrzałam miłą twarz, pochylającą się nade mną.
Kobieta, o kasztanowych, krótkich włosach spojrzała mi w oczy. Uśmiechnęłam się
do niej ciepło, a ona zawołała kogoś. Przymknęłam na chwilę oczy. Mnie też
dopadał sen. Ciekawe, kiedy Kastiel się obudzi?
- Dobranoc, kochanie – szepnęłam cichutko i odwróciłam głowę
w jego stronę, mocniej ściskając dłoń chłopaka.
***
Ładny pokój, urządzony w stylu
wiktoriańskim, gościł teraz mały tłumek ludzi. Na bladozielonej kanapie
siedziała rudowłosa kobieta, o twarzy dziecka, obok niej zajmował miejsce
mężczyzna o białych włosach i zamyślonym spojrzeniu. W ręku trzymał chusteczkę
w dziwne, kwieciste wzory. Na wygodnym fotelu zajął miejsce mężczyzna o
brązowych włosach, ubrany w dżinsową kurtę i modne spodnie, a na oparciu fotelu
przycupnęła jakaś granatowowłosa młoda dziewczyna, o pięknych, karminowych
ustach. Wszyscy milczeli, chociaż znali się doskonale. Pierwszy przerwał ciszę
mężczyzna na kanapie.
- Myślę, że najrozsądniej byłoby po prostu zaopiekować się
tym wszystkim. Bo co, ma marnieć?
- Hahaha, ciekawe, czy Kastiel psioczy na nas w tym
momencie? – Granatowowłosa dziewczyna puściła oczko do rudej koleżanki.
- Mysty, przestań, proszę – odparła tamta w odpowiedzi i
oparła się o ramię mężczyzny, siedzącego obok niej.
- Czemu? To dla niego zafarbowałam się na granat. Zawsze
mówił, że będzie mi w nim do twarzy.
- A mnie mówił, żebym ściął te idiotyczne frędzle u spodni,
ale jakoś nigdy tego nie zrobiłem. Może jednak… A co u… Nataniela?
- Bez zmian. Psychiatryk go wyniszczył. Czasem tylko widuje Lucianę
z brzuchem, ale ona znalazła sobie innego. Co będzie z nim robić, przecież
urodzi jej się dziecko, a ona nie chce, by dowiedziało się, że jego ojciec
siedzi w zakładzie…
- Mogła się hajtnąć ze mną – zaśmiała się dziewczyna o
karminowych ustach, wzbudzając u wszystkich rozbawienie.
- Wątpię, że chciałaby kolejne dziecko do niańczenia –
mruknął chłopak, który do tej pory milczał i poprawił fryzurę.
- Śmieszne. Nie wiadomo, czy ty nie jesteś taki sam, w końcu
to rodzina…
- Niestety. Za Oliwkę, nie wybaczę mu do końca życia.
- Jak i większość ludzi. Jednego nie mogę tylko znieść. Tak
mi jakoś pusto bez nich.
Rudowłosa
kobieta przytuliła do siebie mężczyznę i przymknęła oczy.
- Nie martw się. Kiedyś spotkamy ich, trzymających się za
ręce i machających do nas na powitanie…
***
- No, połóż, połóż lampeczkę. – Cichy głos ładnej kobiety
przeciął ciszę.
Był wietrzny,
jesienny dzień. Temperatura już znacznie spadła, ale jeszcze trochę dzieliło
ich od mrozów. Ładny, zadbany grób błyszczał w słońcu.
- Oliwia i Kastiel Blaze. Ile trudności sprawiło wyrycie
jednego nazwiska, pamiętasz Lysander?
- Tak, tak… Ale przecież nie mogli mieć osobnych.
- Nie, zdecydowanie nie. Taka miłość zdarza się raz na sto
tysięcy.
- Kastiel zawsze był szczęściarzem…
I trzymając się
za ręce, odeszli. Ona, on i dziecko, owoc ich miłości.
Mówią, że prawdziwa miłość zdarza się raz na sto tysięcy. W
takim razie, trzeba uważniej szukać i pamiętać, że czarne, nie zawsze jest
czarne, a między czarnym i białym jest jeszcze szary, tak jak pomiędzy Niebem i
Piekłem, jest jeszcze serce, które zawsze wie, jak uwolnić człowieka.
***
I nadszedł ten dzień, który jest końcem. Niespodziewanie,
prawda? W niedzielę dodam jeszcze jeden rozdział. Rozdział-wyjaśnienie, bo należy
wam się poznać okoliczności śmierci.
Wtedy się z wami pożegnam, a dzisiaj… dzisiaj po prostu
prześlę pozdrowienia.
Ayidia