Nataniel leżał w
moich objęciach, wciąż jeszcze zły, dlatego, że nie wyjawiłam mu powodu mojego
smutku. Chciał rozpocząć bezsensowną dyskusję o tym, że mu nie ufam i bla, bla,
bla, ale uciszyłam go pocałunkiem. Chociaż wydawało się, że już się uspokoiłam,
w środku wszystko się we mnie biło, bo mimo poniżenia, które zafundował mi
Kastiel, ja… ja za nim tęskniłam. Mnie się to podobało. Ja jestem jakaś
nienormalna! Z jednej strony uważałam go za najgorszego gnoja świata, a z
drugiej szaleńczo pragnęłam, żeby mnie przytulił. Nie mogłam dłużej znieść tych
sprzecznych myśli, dlatego usilnie próbowałam zasnąć, jednak bezskutecznie.
Głowa Nataniela
ciążyła mi na brzuchu, co dziwne, bo nigdy nie przeszkadzał mi jego ciężar. Chyba
byłam mocno poirytowana, skoro tak reagowałam na jego bliskość. A może już
odzwyczaiłam się od wspólnego spania z kimś? Dobrze, że został tylko na jedną
noc. Postanowiłam, że jutro odszukam Kastiela.
***
Poranek
przywitał mnie piękną pogodą. Promienie słoneczne przenikały przez bielutką
firankę, zawieszoną przeze mnie przedwczoraj, a zapach świeczki o „Egzotyczny Owoc”
wciąż wisiał w powietrzu. Nataniel spał na prawym boku, lewą ręką trzymając
mnie za koszulkę. Uśmiechnęłam się niewyraźnie i wstałam. Była dopiero szósta
rano.
Ubrałam się w
czerwone spodenki i żółty podkoszulek ze zgrabnie opadającym ramiączkiem i
wyszczotkowałam zęby. Potem niedbale spięłam włosy w koński ogon
i chwyciłam w biegu portfel, myśląc już o świeżych
bułeczkach z piekarni.
Po drodze
minęłam przystojnego chłopaka, trzymającego smycz ogromnego owczarka
niemieckiego. Od razu przypomniał mi się Demon Kastiela, tak bardzo kochany. Do
dzisiaj przykro mi się robiło, że trzeba
go było uśpić. Pamiętam, Kastiel wtedy odtrącił moją rękę, gdy próbowałam dodać
mu otuchy. Nigdy nie okazywał uczuć, bał się to robić.
Skręciłam w
alejkę wysadzaną szarą kostką brukową i otworzyłam wielkie, brązowe drzwi z
szyldem informującym, że to wejście do piekarni. Od razu owionął mnie smakowity
zapach, ale usłyszałam też wesoły, dziecięcy śmiech. Uśmiechnęłam się na widok
jasnowłosej dziewczynki, niezdarnie próbującej zaczepić drewnianego dziadka z
fajką, stojącego obok stolika w kącie. W tym celu używała całego uroku
osobistego i okręcała się dookoła, wirując spódniczką w białe kropki, jednak
jej działanie nie przynosiły pożądanego efektu i mina dziewczynki nieco
zrzedła. Powiedziała coś niewyraźnie, a potem klapnęła na podłogę, wpatrując
się w czarne buty drewnianego jegomościa.
- Tak, trzy. – Usłyszałam niski, wibrujący głos i podniosłam
oczy na właściciela.
- Lysander? – Jego imię wypłynęło mimowolnie z moich ust.
Odwrócił się i ze spokojem uśmiechnął.
- Oliwia, wieki się nie widzieliśmy. Miło cię znowu spotkać.
– Nie bardzo wiedziałam co odpowiedzieć, bo czułam się trochę niezręcznie, ale
on oczywiście pociągnął temat, jak rasowy dżentelmen. – Wiesz, to moja córka,
Dalia, ranny ptaszek. Budzi nas wszystkich już o piątej rano.
Spojrzałam na
dziewczynkę jeszcze raz i uśmiechnęłam się.
- Urocza. Jak na swój wiek, całkiem duża – powiedziałam
wesoło.
- Tak, będzie kiedyś piękną kobietą. Podobna do mamy.
- Kształt brwi ma twój – stwierdziłam.
- Tak uważasz? – Podrapał się po brodzie i z dumą spojrzał
na malutką Dalię. Widać było, że jest szczęśliwy. Podał kasjerce banknot.
- Czyli jesteś z Iris?
- Jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy się darzyć głębszym
uczuciem… Dziękuję… Oliwia? – odszedł od lady i stanął zaraz za mną. –
Widziałaś się z…?
- Kastielem? – dokończyłam za niego, bo jakoś nie mogło mu
przejść przez gardło jego imię. – Tak, widziałam się z nim… Wiesz, nie chcę o
tym mówić.
- W porządku. Powiem tylko tyle, że ja nic nie wiem.
Zadzwonił do mnie parę razy, gdy był we Włoszech, - A więc wyjechał do
słonecznej Italii… - ale nigdy nie powiedział, dlaczego to zrobił. Może ty orientujesz
się nieco w sytuacji?
- Nic nie wiem.
Zamówiłam dwie
kajzerki i zapłaciłam. Wyszliśmy z piekarni razem.
- Głupio wyszło, że nasz kontakt też się urwał. –
Pogłaskałam jego małą córeczkę po jasnej główce i zrobiłam szaloną minę, ku jej
uciesze.
- Wiem. Dorosłe życie jest okrutne.
- Może kiedyś do mnie wpadniecie? Urządzimy z Natanielem
grilla…
- Czyli spotykasz się z nim? – Lysander stopił czarną
powłokę moich oczu, jednym, krótkim spojrzeniem. Wydawało mi się, że przeniknął
moją duszę na wskroś.
- Tak.
- Może kiedyś wpadniemy. Trzymaj się, Oliwka i bądź
szczęśliwa.
- Do zobaczenia. Pozdrów ode mnie Iris.
Skinął głową i
odszedł z dzieckiem na rękach i siatką z bułkami, przewieszoną przez lewe
ramię. Wytrącił mnie z równowagi tym „bądź szczęśliwa”. Co to miało niby być? A
nie jestem?
Weszłam do domu
w nieciekawym nastroju, ale przynajmniej choć na chwilę przestałam myśleć o
Kastielu i odczuwać dreszcze na całym ciele.
Nataniel już był
na nogach. Podszedł do mnie cmoknął w policzek, jednocześnie porywając siatkę z
bułkami.
- Z samego rana jesteś najpiękniejsza.
Jego pocałunki
na dekolcie nie robiły na mnie żadnego wrażenia, ale kiedy ściągnął koszulkę i
jego blada klatka piersiowa przylgnęła do mojego ciała, cicho westchnęłam,
wyobrażając sobie, że za chwilę poczuję chłodne ręce na nagich plecach. Bardzo
podobał mi się kolor i delikatność skóry Nataniela. Działały na mnie
pobudzająco, ale w jednej chwili zobaczyłam zamiast złotych oczu, brązowe… Potrząsnęłam
głową i objęłam blondyna za szyję. Chciałam się pozbyć obrazu Kastiela,
błądzącego po zakamarkach mojego umysłu.
- Oliwia, proszę cię, nie tak mocno – stęknął mi chłopak do
ucha i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wbijam w jego plecy paznokcie tak
mocno, że aż bolą mnie ręce. Szybko się opanowałam i posłałam mu przepraszające
spojrzenie.
Nie chciałam się
oddawać Natanielowi, ale z drugiej strony czułam, że to może mnie oczyści, z
tego poniżenia, jakie zafundował mi Kastiel. Lecz czy ja chciałam ”oczyszczać
się” z tego wspomnienia? Śladu jego spoconego ciała i miękkich warg? Obrazy w
mojej głowie przesuwały się z zawrotną szybkością. Nie, tym razem nie mogłam
zawieść Nataniela. Przecież jest dla mnie taki dobry i miły. Pociągnęłam go na
blat kuchenny i oparłam się o jego mocne ramiona. Nieskazitelnie wyrzeźbione
mięsnie napinały się co rusz, gdy chłopak pochylał się do pocałunków.
Dzwonek do drzwi
przerwał całą tę akcję. Rozbawienie na mojej twarzy na widok zdezorientowanej i
przestraszonej miny Nataniela. Jego szybkie działania mające na celu
przywrócenie się do porządku. Zdegustowane spojrzenie rzucone w moją stronę,
wynikające z faktu, że nie spieszyłam się z wciąganiem na siebie ubrań.
Chwilowa konsternacja i prośba, żebym to ja otworzyła drzwi. Jeszcze nie widziałam
go tak zawstydzonego, jak wtedy, gdy pokazywał oczami na oczywisty powód, przez
który nie mógł wpuścić niespodziewanego gościa. Mój śmiech. To wszystko było
tak nierealne, że aż dziwne.
Poszłam otworzyć,
ale okazało się, że nikogo nikt nie stał na werandzie. Pewnie syn sąsiadki
znowu robił sobie głupie żarty. Już miałam zamykać drzwi, ale zauważyłam coś
czerwonego, leżącego na wycieraczce. Koperta. Podniosłam ją i z bijącym, sercem
otworzyłam. W środku znajdowała się biała kartka z krótką notką.
„Wiem, że Ci się podobało. To wystarczająca nagroda. Teraz już możesz
żyć w spokoju ze swoim Natusiem, którego zawsze uwielbiałaś. Przesyłam
pozdrowienia od mojej dziewczyny. Pomyśleć, że byłem gotowy się z Tobą ożenić.
Teraz wiem, że największym błędem w moim życiu był nasz pierwszy pocałunek.
Nigdy więcej do mnie nie podchodź.
K.
Otworzyłam usta
z przerażenia. Jak mógł napisać takie słowa? One mnie zraniły do głębi. Czy on
musi być aż tak podły? Co ja mu zrobiłam, że tak mnie traktuje?! Że tak traktuje
naszą przeszłość?! Tym razem potrzymałam każdą łzę, próbującą przeniknąć przez
moje zaciśnięte powieki. Nie, nie będę więcej przez niego płakać. Nie jest tego
wart.
***
Siedział na
łóżku i wpatrywał się w pomięte zdjęcie długowłosej dziewczyny. Znał każdy
szczegół jej twarzy na pamięć. Każdą krągłość, wesołe dołeczki, ułożenie
ciemnych rzęs. Była dla niego wszystkim. Ta cholerna suka… Nie. Ona była dla niego wszystkim, aż tu
nagle jeden dzień zaważył na ich szczęściu. Jeden jedyny dzień, jeden obrazek,
jeden moment, jeden głupi powód, by zostawić to wszystko i wyjechać w cholerę.
Bo nic go już tutaj nie trzymało, a wrócił, bo… bo jego dziewczyna nalegała.
Właśnie wróciła. Podarł zdjęcie na cztery równe kawałki i wrzucił do kosza.
Nie musiał długo
prosić, by Luciana spełniła jego zachciankę. Po prostu zdjęła sukienkę i
podeszła, by rozpiąć mu rozporek. Tak, potrzebował teraz odprężenia. Musiał się
uspokoić, skupić na czymś. Nawet nie zadał sobie trudu, by ją dłużej
przygotować. Mechanicznie całował opalone ciało dziewczyny przez krótką chwilę,
a potem po prostu ją posiadł. Bez żadnych uczuć, niepotrzebnych słów. Po prostu
czysty seks, nic więcej. Z każdym ruchem czuł, jak spływa z niego napięcie i
opadają emocje. Powoli się odprężał, a jego myśli zwalniały, by skupić się na
przyspieszonym oddechu. Mięśnie napinały się rytmicznie, a krótsze niż kiedyś
włosy, podskakiwały miarowo. Tak, o to mu chodziło. Zjeżył się trochę, kiedy
dziewczyna próbowała się do niego przytulić, bo utrudniało mu to zadanie, ale
nie zaprotestował, gdyż chciał w spokoju dokończyć robotę i iść do firmy na
szybki przegląd.
Kiedy w końcu
opadł na materac łóżka, był całkowicie spokojny. Nic nie powiedział, nawet na
czułości ze strony Luciany, mało tego, godził się na nie z wyraźną aprobatą.
Ech, jak człowiekowi może poprawić humor taka zwykła rzecz…
***
Wyglądałam jak
zdechła kura po przeczytaniu tego listu. Nataniel łatwo dał się zbyć jakimś
marnym wyjaśnieniem i zaraz pojechał do swoich obowiązków. Wpatrywałam się w
ładne, pochyłe pismo jeszcze długi czas, zanim podarłam karteczkę na mnóstwo
małych kawałków, które teraz leżały na dnie kosza. Serce już nie płakało.
Bolały tylko podeptane wspomnienia.
***
W tej zwykłej,
żółtej bluzce z opadającym ramiączkiem wydawała się jeszcze bardziej
pociągająca niż zwykle. Głupia, czy ona płakała? Czemu musiała wybrać akurat to
stoisko? Cholera przeklęty Warian i te jego telefony od żony. Ostatni raz
został zastąpiony.
Coraz bardziej
się przybliżała, wlepiając miękki wzrok w jakąś kartkę papieru. Ciekawe, czy
przez ten list płakała. Na pewno. Delikatnie oblizała wargi i ten odruch wywołał
u niego dziwną chęć, żeby uciec stąd jak najszybciej. Idiotka, nie wie, że
każdy facet, który ją widział w tym momencie, ma ochotę ją zgwałcić na tej
właśnie ladzie. Zmrużył oczy z niezadowolenia i popatrzył tępo na jakąś
paniusię stojąco przed brodatym zastępcą szefa, czyli jego. Może czegoś chce i
wtedy on będzie musiał iść do gabinetu, zamiast sterczeć na tym durnym punkcie
pracowniczym? Ech, jest szefem w firmie matki, a dalej nie uwolnił się od zastępstw.
Chyba pomyśli o zatrudnieniu jeszcze jednego pracownika…
Podeszła.
- Przepraszam, czy na naprawę telewizora, trzeba będzie
długo czekać? Bo niedawno go zakupiłam, a nie działa wejście na USB. Tutaj jest
gwarancja… - Ten moment, kiedy podniosła na niego oczy. Źrenice momentalnie się
jej rozszerzyły i całkowicie stopiły z czernią tęczówek. Rozchyliła malinowe usta
w zdziwieniu i uniosła do góry brwi.
- Jeśli wejście nie działa, trzeba będzie je wymienić,
chyba, że nie zawinił tutaj czytnik… Tak, ale co ja będę mówił, skoro i tak nie
wiesz o co chodzi. – Nie poruszyła się nawet, tylko nieznacznie zagryzła dolną
wargę. Z rozbawieniem stwierdził, że jest skrępowana i nie wie, jak się
zachować. Uderzy go, czy pociągnie rozmowę z godnością? – Mogę gwarancję?
- Ach… Tak, oczywiście, proszę – powiedziała ochryple i
podała mu papierek, który tak zawzięcie czytała przed chwilą. Uważała, żeby go
przypadkiem nie dotknąć. Widział to doskonale, jak manewruje ręką.
- Przyślemy kogoś po telewizor. Można troszkę dokładniej
opisać problem?
- Ymm, nie czyta przenośnych pamięci, jakby… em… nie… nie
zauważał ich w ogóle.
Brązowa lada
błyszczał w promieniach słońca, wpadających przez ogromne białe okna. Ściany
również w białym kolorze ozdobione były różnymi sprzętami AGD, dominowały
oczywiście plazmowe telewizory. Na półkach poustawiane były wszystkie
przedmioty użytku codziennego, a przy ścianach dumnie prężyły się lodówki.
Stoiska kontrolne porozsiewane były po różnych częściach sklepu. Na górze był
gabinet i inne pomieszczenia mniej lub bardziej oficjalnie. Firma Blaze’ów
prosperowała bardzo dobrze.
- Rozumiem. Fachowcy na pewno znajdą źródło problemu.
- Oczywiście. Mam nadzieję, że to nie będzie drogo
kosztować.
- Nie, przecież jest gwarancja. Widać, że on się na niczym
nie zna.
Sprowokował ją. Była
wyraźnie poruszona i teraz spojrzała na niego z wściekłością. Uśmiechnął się
łobuzersko i dostrzegł w jej oczach pewien błysk… smutku?
- Dziękuję. Widać, że ty nadal pozostałeś dupkiem.
Odeszła bez
słowa pożegnania kołysząc zadziornie biodrami. Pewnie robiła to nieświadomie. Dobrze,
widać, że zaakceptowała grę…
***
Jest wcześniej. Miłego czytania.
Zależy mi na waszej opinii na temat scen widzianych z perspektywy Kastiela. Podobają wam się, czy może wolicie Oliwię? Bo zamierzałam wtrącać jakieś fragmenty z jego punktu widzenia, ale to nie jest konieczne, jeśli się nie spodoba.
Pozdrawiam :)