- Kastiel?- gwałtownie otworzyłam oczy.
Nataniel wyglądał
na okropnie zmieszanego. Jego policzki były lekko zaróżowione. Przecież cmoknął
mnie tylko w policzek. Czego on się wstydził?
- Ja. Widzę, że pan przewodniczący się po lekcjach nieźle
zabawia- czerwonowłosy uśmiechnął się zjadliwie i posłał w moją stronę ciężkie
spojrzenie.
- A ty, Olcia? Zmieniasz facetów częściej niż rękawiczki.
- O czym on mówi?- szczerozłote oczy Nataniela wpatrzyły się
we mnie z napięciem. Zarumieniłam się porządnie i tylko spuściłam wzrok. Miałam
nadzieję, że Kastiel nie wygada.
- Jak to o czym? Najdalej kilka dni temu się ze mną
bezczelnie obcałowywała. Trzeba przyznać, że werwy to dziewczynie nie brakuje-
powiedział i obleśnie się zaśmiał.
- Nataniel…- spojrzałam w jego jasne oczy i dostrzegłam w
nich ogromny zawód.
- Chyba już sobie pójdę. Nie zapomnij zapisać się do
jakiegoś kółka pozalekcyjnego- oficjalny ton głosu chłopaka, był dla mnie
niczym siarczysty policzek w twarz.
Odszedł, a ja nie
miałam siły nawet za nim pobiec. Patrzyłam, jak jego smukła sylwetka znika za
drzewami. Spojrzałam na Kastiela. Wyglądał na zadowolonego z siebie. usiadł
obok mnie.
- Dlaczego mi to zrobiłeś?
- Nie przepadam zbytnio za Natanielem.
- Jesteś okropny. Dlaczego mnie tak traktujesz? Czym ci
zawiniłam?- zapytałam rozpaczliwie.
- Powiedziałem ci już kiedyś- odwrócił głowę, a mi na samo
wspomnienie tamtych słów, zrobiło się gorąco.
Ostrożnie wstałam.
Nie miałam ochoty już dłużej z nim przebywać. Wolno ruszyłam w stronę domu.
***
Liceum Słodki
Amoris od samego rana tętniło życiem. Podeszłam do mojej szafki.
- Kastiel!
Nataniel Morrison,
główny gospodarz liceum szedł korytarzem, niczym burza gradowa. Wszyscy
uczniowie z niedowierzaniem przyglądali się temu wysokiemu, blondwłosemu
chłopcu, ponieważ zwykły, życzliwy uśmiech niespodziewanie opuścił jego twarz,
a jego miejsce zajął jakiś bliżej niezidentyfikowany grymas. Popatrzyłam na
niego zdziwiona. Przecież on był żywym wcieleniem anioła. Zawsze grzeczny,
miły, elegancki, skory do pomocy, a tu taka odmiana.
Szybkim krokiem
kierował się w stronę czerwonej czupryny, po drodze potrącając parę osób.
Podeszłam bliżej nich i udałam, że wertuję książkę do matematyki.
- Mówiłem ci, ostrzegałem, ale ty dalej swoje! Koniec
żartów. Zostaw Amber w spokoju, bo inaczej…
- Co?- wszedł mu w słowo Kastiel.- Jakoś specjalnie się
ciebie nie boję, a co do twojej siostrzyczki, sama się do mnie klei.
- Nie pozwolę, żebyś sprowadził ją na złą drogę. Nie będzie
się zadawała z kimś takim jak… ty- ostatnie słowo wypowiedział z wyraźną
odrazą.
- Haha, nawet nie wiesz, jak zabawnie wyglądasz. Nie
domyślasz się co robimy z Amber za twoimi wypachnionymi plecami… Oj, gorące z
niej dziew…- nie dokończył, bo Nataniel złapał go za poły kurtki i przycisnął
do szafek. Kastiel przez chwilę miotał się wściekle, ale gdy zdał sobie sprawę,
że nic nie wskóra, uśmiechnął się szyderczo. Mierzyli się wzrokiem. Byli mniej
więcej takiego samego wzrostu, więc żaden nie miał przewagi wysokości.
- Jeszcze się policzymy.
Blondyn pchnął go
na szafki i odwrócił się na pięcie. Kastiel wykorzystał moment jego nieuwagi i
rąbnął go w bark. Nataniel zachwiał się, ale po chwili oddał mu cios, tyle że w
szczękę. Wściekły Kastiel odparował i przeciął mu wargę. Przewodniczący już
miał go uderzyć, ale w ostatniej chwili złapałam jego rękę. Zastygł zdziwiony i
odwrócił się. Popatrzyłam na niego niepewnie.
- Proszę, proszę- zagwizdał czerwonowłosy i dotknął swojej
opuchniętej szczęki.
- Nie wtrącaj się- blondyn lekko mnie odepchnął, ale po
chwili stałam między nimi. Rzucali w swoją stronę nienawistne spojrzenia.
Przed nami
utworzył się tłum gapiów. Chłopcy nienawidzili się podobno od początku szkoły i
każdy tylko czekał na jakiś większy zgrzyt. W dodatku to wiecznie spokojny
i opanowany Nataniel zaczął.
Spojrzałam na
niego, ale szybko odwrócił wzrok i chrząknął.
- Koniec widowiska, wracać do swoich zajęć- powiedział i już
go nie było.
Kastiel prychnął i
niespodziewanie pociągnął mnie za rękę. Wyszeptał mi do ucha, żebym się go w
nocy nie przestraszyła. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale nie miałam szans
zapytać, bo skierował swoje kroki w stronę dziedzińca.
Zostałam sama na
korytarzu. Bardzo zabolało mnie to, że Nataniel ignorował moją osobę.
Postanowiłam z nim porozmawiać i wszystko mu wyjaśnić.
Siedział w pokoju
gospodarzy, jakiś dziwnie skulony. Głowę podpierał rękami, a na blat stołu
spływały kropelki krwi z jego rozciętej wargi. Bez słowa podeszłam do niego
i dotknęłam jego ramienia. Podniósł na mnie swoje jasne
oczy.
- Ja…
- W porządku. Nie musisz się tłumaczyć. W końcu jestem tylko
zwykłym nudziarzem w wyprasowanej koszuli. To nie to samo co tajemniczy i
niepokorny rockman, nie?- zapytał smutno się uśmiechając.
- Co ty wygadujesz… Daj, wytrę ci tę krew- nie za bardzo
wiedziałam co powiedzieć, więc wyciągnęłam chusteczkę i zaczęłam delikatnie
przemywać mu ranę.
Chłopak cały czas
siedział spokojnie i z uwagą obserwował moje ruchy. Zmieszałam się nieco. Kiedy
skończyłam, chciałam wstać, ale złapał mnie za nadgarstki. Zamarłam w
półprzysiadzie. Popatrzył mi w oczy. Uśmiechnęłam się nerwowo, ale jego wyraz
twarzy pozostał obojętny. Przygryzłam dolną wargę, a on z cichym westchnieniem
puścił moje ręce.
- Nataniel, bo wiesz, ja chciałam…- położył mi na ustach
palec, po czym wstał i wyszedł z pokoju.
***
- Kastiel?- wychyliłam się lekko przez okno. Po chwili
zobaczyłam tylko, jak wchodzi po drabinkach do mojego pokoju. Błagałam, żeby
tego nie robił, ale on zamknął za sobą okno
i już nie miałam siły go wyganiać. Po co kiedyś wspomniałam
na lekcji, że moja ciotka wyjeżdża na dwa miesiące?
Bezczelny uśmiech
zagościł na twarzy chłopaka, a po moim ciele przebiegł dreszcz przerażenia.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie w jakiej jestem sytuacji. Cofnęłam się
nieznacznie, ale Kastiel władczym ruchem objął mnie w pasie i zaczął gwałtownie
całować. Próbowałam się wyrwać z jego mocarnych objęć, ale on tylko mocniej
mnie do siebie przycisnął. Jego usta były ciepłe i miękkie, ale brutalność
pocałunków, nie pozwalała na rozkoszowanie się tym faktem. Nie oddałam ani
jednego, nawet najdrobniejszego buziaka. Stałam jak sparaliżowana. Chłopak
zsunął mi jedno ramiączko koszuli. Napięłam wszystkie mięśnie, chciałam
krzyknąć, ale nie pozwalał mi na to.
Gdy zaczęłam
płakać, niespodziewanie odsunął się ode mnie i pogłaskał po policzku.
Spojrzałam w jego ciemnobrązowe oczy i na dobre się rozkleiłam. Przytulił mnie
mocno, a po chwili już leżeliśmy na moim łóżku przy zgaszonej lampie. Kastiel
delikatnie masował mnie po ręce. Nie obchodziło mnie teraz, że później mogę
tego żałować. Teraz liczył się tylko on no i oczywiście ja.
Potrzebowałam czyjejś bliskości. Wkrótce znużona, zasnęłam.
Potrzebowałam czyjejś bliskości. Wkrótce znużona, zasnęłam.