sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział drugi



    Przez całą drogę do szkoły zastanawiałam się, jak można mieć takiego okropnego pecha?! Przed samiuteńką bramą potknęłam się o własne sznurowadło i wpadłam w krzaki czerwonej róży. Oczywiście rozdarłam sobie cały rękawek od bluzki, a do tego jeszcze miałam poranioną prawą rękę. Przeklinając w myślach własną niezgrabność, szybko weszłam do szkoły. Skierowałam się prosto do pokoju gospodarzy, żeby jeszcze przed lekcjami oddać Natanielowi formularz ze zdjęciem.
- Cześć- powiedziałam na wstępie.
- Witaj, Oliwio. Co ci się stało w rękę?- uderzył mnie jego oficjalny ton. Musiał być strasznym sztywniakiem.
- Eh, to nic takiego. Potknęłam się. Mam dla ciebie ten formularz- podałam mu plik kartek
I dodałam, że będę już uciekać, ale on zaproponował, żebym na niego poczekała, to odprowadzi mnie do klasy, przy okazji pokazując liceum. Zgodziłam się. Nataniel bez słowa podał mi apteczkę i uśmiechnął się. Moja ręka rzeczywiście wyglądała okropnie. Zupełnie jakby ją co najmniej lew podrapał. Grzecznie podziękowałam i przykleiłam sobie plastry.
    Po pięciu minutach wyszliśmy z klasy. Pierwszą lekcję miałam w sali 102. Okazało się, że klasy nie są liczone od dołu tylko od góry, więc sala znajdowała się na drugim piętrze. Po drodze Nataniel pokazywał mi ważniejsze miejsca, ale i tak nie za wiele zapamiętałam, a gdy znaleźliśmy się pod moją klasą, powiedział, że zawsze mogę do niego przyjść w razie potrzeby. W odpowiedzi uśmiechnęłam się z wdzięcznością i weszłam do środka. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy zobaczyłam tego czerwonowłosego chłopaka. Siedział w ostatniej ławce i bezczelnie na mnie patrzył. Odwróciłam głowę w innym kierunku, ale pech chciał, że jedyne wolne miejsce było tuż przed nim. Skierowałam się w tamtą stronę i usiadłam.
- Cześć, jestem Iris, a ty?- wesoło powiedziała ruda dziewczyna, która zajmowała miejsce obok mnie.
- Oliwia- uśmiechnęłam się do niej. Wydawała się miła.
- Na pewno spodoba ci się u nas w szkole…
- Słuchaj, co to za chłopak z tyłu, ten z czerwonymi włosami?- przerwałam jej, ale czułam, że wbił wzrok w moje plecy.
- To Kastiel, szkolny gbur.
- Zdążyłam już zauważyć.
- Zaczepiał cię? Powiedz Natanielowi, on mu przemówi do rozsądku. Od lat są skonfliktowani.
- Nie, to mój pierwszy dzień w szkole, nie chce mieć z nim kłopotów.
- Jak chcesz, ale uważaj na tego typa.
    Na lekcji prawie nie zwracałam uwagi na nauczycielkę, bo cały czas palił mnie wzrok Kastiela. Nie mogłam się skupić, a kiedy zadzwonił dzwonek, wybiegłam z klasy jak oparzona. Wyszłam na dziedziniec i skryłam się za drzewem, żeby trochę ochłonąć. Zamknęłam oczy.
- Dlaczego wczoraj płakałaś? To przeze mnie?- przede mną wyrósł jak spod ziemi Kastiel.
- Zostaw mnie- chciałam uciec, ale przycisnął mnie do drzewa.
- Przeze mnie?
- Nie. Nie wyobrażaj sobie za wiele- popatrzyłam mu prosto w oczy, ale od razu spuściłam spojrzenie. Był tak blisko mnie, że czułam się bardzo przytłoczona.
- Ja wiem swoje- uśmiechnął się i nachylił nade mną. Przez chwilę czułam jego oddech na policzku. Próbowałam coś powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle. Kastiel zbliżył swoje usta do moich warg i tak delikatnie mnie pocałował, że westchnęłam. Zaraz jednak wróciłam na ziemię. To był bezczelny, arogancki chłopak i zasługiwał na siarczysty policzek, więc uderzyłam go w twarz. Kastiel syknął i jego oczy przybrały dziki wyraz. W jednej chwili zmienił się z delikatnego chłopaka we wściekłą bestię. Zrozumiałam, że nie powinnam była go uderzyć. Teraz może się zemścić, a na dziedzińcu nikogo nie widziałam. Chwycił mnie za ramię i popchnął. Uderzyłam głową o konar. Przez chwilę miałam mroczki przed oczami.
- Ratunku!
    Usłyszałam jakiś dziewczęcy głos i chwilę potem uścisk na moim ramieniu się rozluźnił. Zobaczyłam jakiegoś nieznanego mi blondyna, który okłada pięściami Kastiela. Osunęłam się na ziemię.
- Nic ci nie jest?- w dziewczynie rozpoznałam Iris.
- Nie. Trochę mi słabo.
- Mówiłam, żebyś na niego uważała.
- Wiem, wiem.
- Iris? Nic jej nie jest? Oliwia, Ola… odezwij się- przecież ja znałam tego blondyna, to Nataniel. Teraz pochylał się nade mną z zatroskaną miną. Zaczęłam dziko szlochać. Sama nie wiem dlaczego. Może wychodziły na wierzch wszystkie moje żale, od dnia śmierci rodziców? Przecież od tamtego wydarzenia nie płakałam aż do wczoraj. Bezwiednie przytuliłam się do Nataniela. Chłopak dopiero po chwili, jakoś tak nieporadnie objął mnie swoimi mocnymi ramionami. Zaczął się delikatnie kołysać.
- Lecę po dyrektorkę- postanowiła Iris i usłyszałam chwilę potem oddalające się kroki.
- Oliwia, nie ma co płakać. Kastiel jest dla wszystkich taki niemiły. Już cię więcej nie tknie.
- Ob… Obiecujesz?- chłopak na chwilę znieruchomiał, ale zaraz odpowiedział:
- Obiecuję.
    Przytuliłam się do jego piersi jak mała dziewczynka do ojca. Tak brakowało mi rodziców. Mamy, której mogłam wszystko powiedzieć i taty, który umiał mnie rozśmieszyć w każdej trudnej sytuacji.
    Miarowe postukiwanie obcasów świadczyło o tym, że przyszła pani dyrektor.
- Dziecko, co ci?
- Już wszystko w porządku.
- Zajmiemy się tą sprawą. Przykro mi, że miałaś taką nieprzyjemną przygodę już pierwszego dnia nauki. Nataniel, zajmij się nią. Zaprowadź do pokoju gospodarzy i doprowadź do porządku.
- Tak jest, pani dyrektor.
    Chłopak wziął mnie pod ramię i weszliśmy do pokoju, w którym Nataniel wiódł prym. Usiadłam na krześle i podparłam brodę rękami. Musiałam okropnie wyglądać. Blondyn podał mi mokry ręcznik i przemyłam sobie twarz. Moje myśli wróciły do pocałunku. Był taki delikatny… Jakby moje usta musnął skrzydełkami motyl.
- W porządku?
- Tak. Przepraszam. Głupio mi strasznie, że się tak rozkleiłam, ale miałam słabszy dzień. W dodatku poplamiłam ci koszulę tuszem. Przepraszam.
- Nie masz za co. Ubranie da się wyprać.
- Pomagasz mi dziś już drugi raz.
- Taka moja rola.
- Masz rozciętą wargę. Daj chusteczkę.
- To nic, nie…- delikatnie otarłam mu krew z ust i brody. Właśnie w tym momencie wszedł do sali Kastiel. Miał minę jak chmura gradowa i podbite oko. Odruchowo spuściłam wzrok.
- Co ty tutaj robisz?- wysyczał Nataniel, ale zaraz się opanował, bo do pokoju weszła dyrektorka. Kastiel zrobił krok do przodu i z trudem powiedział:
- Sorry.
- W porządku- dalej nie podniosłam wzroku.
- Zadowolona pani?!- usłyszałam jeszcze wściekłe warknięcie Kastiela i trzask drzwi. Usiadłam na krześle. Sama nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć.

5 komentarzy:

  1. Łał. Widzę że zapowiada się tu mały trójkącik ;)Byłam zaskoczona zachowaniem Kastiela ale jeszcze bardziej siłą Oliwi skoro przez nią Kastiel ma podbite oko :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kastiel ma podbite oko przez Nataniela przecież się bili a Olivia tylko dała mu z liścia.

      Usuń
  2. Z jednej strony wolę Kasa, ale miło by było gdyby Olivia kopnęła go w czuły punkt XD
    Świetny rozdział, świetny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem akcja biegnie zdecydowanie za szybko, drugie spotkanie z Kastielem i już pocałunek? Powinnaś zwolnić, przez ten pośpiech wszystko wygląda trochę sztucznie. Ale muszę ci przyznac, że styl pisania masz bardzo fajny :)

    OdpowiedzUsuń