wtorek, 5 lutego 2013

Rozdział dziesiąty


      Podeszłam do okna i popatrzyłam na boisko. Chłopcy trenowali koszykówkę. Szkoda, że nie było tam Kastiela. Od wczoraj bardzo zmieniło się moje nastawienie do niego. Ba, ja nawet chciałam się zaprzyjaźnić z tym powszechnie znanym, szkolnym gburem. Wcale nie był taki zły.
      Dzisiaj rano pan Frazowski zapowiedział wycieczkę nad morze. Niby super, ale miała ona byś już za trzy dni. Zupełne zaskoczenie. W ekspresowym tempie trzeba było złożyć pieniądze i oddać zgody. Moja ciocia zadzwoniła do dyrektorki, że się zgadza, więc spawa była załatwiona.
      Trzeba było kupić najpotrzebniejsze rzeczy, więc poszłam do sklepu. Oczywiście z moim szczęściem, wiadomo było, że spotkam kogoś znajomego. W kolejce do kasy stał Nataniel
i trzymał w ręce niebieskie kąpielówki. Przywitałam się i zajęłam się oglądaniem swojego portfela.
      Kiedy chłopak zapłacił, powiedział, że poczeka na mnie na zewnątrz. Zdziwiłam się, bo ostatnio nasze relacje były mocno napięte. Szybko uregulowałam rachunek i wybiegłam ze sklepu, zatrzymując się przed samymi drzwiami, by uspokoić oddech i poprawić włosy.
      Nataniel  opierał się o barierkę, a kiedy go dotknęłam, odwrócił się z uprzejmym uśmiechem.
- Wiesz, tak sobie pomyślałem, że może wyskoczyłabyś ze mną na herbatę i ciasto do cukierni? – zapytał.
- Chętnie, ale może zjemy to ciasto u mnie w domu, bo wczoraj upiekłam szarlotkę.
      Zgodził się bez wahania. Drogę do domu pokonaliśmy, rozmawiając na neutralne tematy, takie jak szkoła, książki, a kiedy usiedliśmy w kuchni, zajadając szarlotkę, Nataniel popatrzył na mnie poważnie i powiedział:
- Przepraszam za wszystko. Nie powinienem był się tobą bawić.
- W porządku. – Pomyślałam o tej laluni z ogrodów.
- Może zaczniemy wszystko od początku?
- Mam lepszy pomysł. Może przedstawisz mi swoją dziewczynę? Gwałtownie wstałam od stołu i skrzyżowałam ręce na piersiach.
      Wyglądał na zaskoczonego. Chyba nie spodziewał się takiego pytania. Żałosny kłamca, nie spodziewałam się po tym grzeczniutkim chłopaku takiej obłudy.
- Ja przecież nie mam dziewczyny – wykrztusił w końcu.
- Kłamiesz. A ta czarnula, z którą byłeś niedawno w Publicznych Ogrodach?!
- To moja kuzynka, Tori.
- Co?
- No tak, ale miło wiedzieć, że jesteś o mnie zazdrosna.
      Uśmiechnął się i powoli się do mnie przysunął. Jak ja mogłam wcześniej nie pomyśleć, że to rzeczywiście nie musiała być jego dziewczyna. Głupia ja. Od razu zakładam najgorszą możliwość i się jej uparcie trzymam.
- Nie jestem zazdrosna.
- Oczywiście.
      Nie zaprotestowałam, gdy dotknął mojej dłoni. Szarpnęłam go lekko za bielutką koszulę
i uśmiechnęłam się pod nosem. Nataniel był taki delikatny. W dodatku tak czule na mnie parzył, że kolana mi całkowicie zmiękły. Podniósł mnie i posadził na blacie kuchennym. Zaraz potem przysunął się i położył głowę na moim ramieniu. Przeczesałam mu palcami włosy. Takie pachnące i złote, jak letnie kwiaty. Ostrożnie odsunęłam go od siebie 
i pocałowałam w nos.
      Uśmiechnął się słodko i musnął moje wargi. Od razu poczułam gorąco. Rozchyliłam usta w oczekiwaniu na pocałunek. Uwielbiałam gładkie ciało Nataniela. Zamknęłam oczy
i niespodziewanie przyplątał mi się do głowy obraz roziskrzonego, czekoladowego spojrzenia.
      Mocno odepchnęłam Nataniela. Zaskoczony chłopak wpadł prawie na stół. Zapytał, czy nic mi nie jest. Pokręciłam przecząco głową. Moje serce biło jak oszalałe. Uwielbiałam Nataniela, pragnęłam jego dotyku, ale Kastiel miał w sobie to coś, tę siłę przyciągania. Nie mogłam przestać o nim myśleć. Może mam schizofrenię? Zeskoczyłam na podłogę
i westchnęłam głęboko. Nataniel wpatrywał się we mnie z niepokojem.
- Chciałabym się nauczyć kochać – szepnęłam i zacisnęłam zęby. Chłopak podszedł
i przytulił mnie.
      Kołysana w jego ramionach, przestałam myśleć o czymkolwiek. Liczyła się ta chwila, bezpieczeństwo. Zaprowadziłam blondyna do pokoju i pocałowałam w policzek. Jego złociste oczy wyrażały tyle uczuć. Pogłaskał mnie nieporadnie po głowie i usiadł na łóżku. Zaraz zrobiłam to samo. Wtuliłam się w niego i lekko cmoknęłam w ramię. Połaskotał mnie po szyi w odpowiedzi na mój gest. Uśmiechał się i ja też byłam szczęśliwa. Może gdybym z nim chodziła, to moje życie stałoby się bardziej uporządkowane. To taki miły i przystojny chłopak. Jeszcze mi go ktoś sprzątnie sprzed nosa.
      Nie czekając na jego ruch, usiadłam mu na kolanach. Nasze usta prawie się stykały. Poluzowałam mu krawat i odchyliłam głowę do tyłu. Od razu dotknął ustami mojej rozpalonej skóry. Zacisnęłam palce na kołdrze i już miałam go pocałować, kiedy znowu powrócił obraz tego przeklętego Kastiela, jego zapach, barwa głosu, dotyk.
      Wstałam z łóżka.
- Przepraszam Nataniel, ale lepiej będzie jak na razie stąd pójdziesz.
      Zdezorientowany chłopak posłusznie wstał i pożegnał się. Nawet na niego nie popatrzyłam, bo już wiedziałam. Byłam zakochana w Natanielu, ale pragnęłam Kastiela. To całe rozwiązanie zagadki. Przy Nacie czułam się bezpieczna, kochana, ale Kastiel sprawiał, że byłam piękna i wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, bo przecież mógł mieć każdą. Teraz musiałam się tylko zastanowić, czy ciągnąć tę grę. Wiedziałam, że ranię chłopaków, ale byłam uzależniona od nich obu.



***


      Wieczorem ubrałam czarną, krótką sukienkę i buty na lekkiej koturnie, o już i tak byłam słusznego wzrostu. Przy chłopakach to nic nie znaczyło, bo przecież to płeć wysoka, ale dziewczyny przeważnie były ode mnie niższe, więc niezręcznie bym się czuła, przerastając je o głowę.
      Włosy rozpuściłam. Białe pasma opadały mi aż do ostatniego żebra, długo je zapuszczałam. Kształt oczu podkreśliła lekko tuszem, bo i tak uważałam, że są zbyt ciemne. Byłam gotowa do zabawy.
      Po wyjściu Nataniela postanowiłam, że pójdę na koncert. Oczywiście zespołu Kastiela. Przeczytałam gdzieś ulotkę, że występują w szkole. To byłą dobra okazja, by porozmawiać z chłopakiem.
      Zamknęłam drzwi na klucz i schowałam go pod wycieraczką. Teraz byłam gotowa. Do szkoły dotarłam bardzo szybko, po drodze rozmyślając o głupotach. Minęłam dziedziniec
i weszłam na salę gimnastyczną. Scena byłą już ustawiona, a tłum ludzi, nie tylko ze szkoły,
z niecierpliwieniem czekał na pierwszą piosenkę. Usiadłam w kącie sali i wsłuchałam się w rozmowę jakichś dziewczyn. Wiem, że to nieładne, ale mogły rozmawiać ciszej.
- Lysio jest super!
- To ja biorę Kastiela. Może pójdą z nami nad staw, tak jak ostatnim razem?
- Mam nadzieję!
      Zirytowały mnie. Wydawało mi się, że tylko ja mam prawo do Kastiela, a przecież nawet nie jesteśmy razem. Głupia byłam, myśląc, że po nocach śni tylko o mnie. Zdenerwowałam się na tyle, że poszłam do innego stolika. Niedługo potem chłopaki zaczęli grać. Nie powiem, ładną muzykę tworzyli, jednak ja nie mogłam się skupić. Cały czas wyobrażałam sobie, że Kastiel schodzi ze sceny i gra dla mnie solówkę, a dziewczyny zgniatają kubki z zazdrości. Tak, gdybym z nim była, na pewno stałabym się najpopularniejszą dziewczyną w szkole. Chłopcy chcieli by mnie zdobyć, a dziewczyny udusić. Spodobała mi się ta wizja. Zawsze lubiłam być ‘tą rozchwytywaną’.
      Pierwszą przerwę zrobili po godzinie grania. Specjalnie kręciłam się koło ich stolika. Opłaciło się, bo Kastiel mnie zauważył.
- Nie wiedziałem, że słuchasz takiej ostrej muzy – podszedł i zlustrował mnie wzrokiem. Widziałam w nich błysk.
- Widzisz, jeszcze nie znasz wielu moich tajemnic.
- Chętnie je poznam. To co, idziemy na dziedziniec? – zapytał, a ja się trochę wystraszyłam. Co on chce tam robić do jasnej Anielki?!
- A koncert?
- Mamy jeszcze piętnaście minut wolnego. Nie bój się, chodź.
      Pociągnął mnie za rękę i po chwili już siedzieliśmy na ławce na dziedzińcu. Czułam się trochę niezręcznie pod przenikliwym spojrzeniem chłopaka. Skarciłam się w myślach za założenie tak krótkie sukienki.
      Nasze nogi się stykały, a ja nie mogłam opanować dreszczy, które bynajmniej nie powstały z zimna. Udałam, że poprawiam bransoletkę, byle tylko zająć czymś nieposłuszne ręce. Kastiel oparł się wygodnie i zaśmiał się cicho. Przysunął mnie do siebie jednym ruchem ręki.
- Nie denerwuj się tak, skarbie. Ja nie gryzę – szepnął mi na ucho.
- Nie denerwuję się.
- Czy ty musisz zawsze wszystkiemu zaprzeczać?
- Chyba tak – popatrzyłam na niego bezradnie.
- Moja ty maleńka chmurko, chodź do mnie…- to mówiąc, objął mnie i położył głowę na mojej. Kastiel chyba się właśnie rozczulił! Niesamowite. Splotłam ręce po jego kurtką
i wsłuchałam się w bicie jego serca, jednak nie dane mi było długo się tym cieszyć.
- Koniec tych czułości, bo zaraz rzygnę tęczą. Chodź do środka, bo się przeziębisz.
      Zaprowadził mnie za rękę na salę, a potem poszedł grać. Ani razu nie popatrzyła na mnie ze sceny. Trochę było mi przykro z tego powodu. Może się mnie wstydził? Załapałam się na tym, ze zaczęłam o sobie myśleć, jako jego dziewczynie. Chyba byłabym gotowa z nim być. Tylko co wtedy z tym kochanym przewodniczącym? Zależało mi na nim, bardzo nie chciałam go skrzywdzić, chociaż, jakby się zastanowić, to w sumie już to robiłam.
      Trzy godziny później skończył się koncert. Kastiel podszedł do mnie i położył rękę na moich plecach tak ostentacyjnie, że aż wokoło rozszedł się szmer. Byłam wtedy taka dumna, a jednocześnie trochę skrępowana tymi wścibskimi spojrzeniami.
      Kastiel zapowiedział, że dziś idziemy na imprezę nad rzekę, więc my i większość tłumu powędrowaliśmy we wskazane miejsce. Okazało się, że przygotowane były już ławki i stoliki. Rozsiedliśmy się wygodnie. Towarzystwo zapragnęło grać w butelkę, więc od razu rozpoczęła się zabawa. Kastiel usiadł gdzieś daleko, czułam się więc nieswojo, bo znałam naprawdę niewielu ludzi. W dodatku obok mnie zajęli miejsca jacyś rośli, lekko pijani kolesie. Trochę się zdenerwowała i co chwilę zerkałam na Kastiela, ale on nie zwracał na mnie uwagi.
      Na początku zadania były łatwe, jak pocałuj tego, przytul tę i tak dalej, ale potem zaczęła się ostrzejsza jazda. Ktoś kazał dwóm pijanym dziewczynom się rozebrać i całować. Coraz bardziej zaczęło mi się to nie podobać, tym bardziej, że chłopcy zaczęli je do tego zmuszać. Chciałam jak najszybciej się stąd wydostać. Lysandra nie było, Kastiel chyba dobrze się bawił… Właśnie, gdzie on jest?! Z przerażenia zabrakło mi tchu. Wstałam i wpadłam wprost w czyjeś ramiona. Kiedy zobaczyłam, znajomą twarz Kastiela poczułam niewyobrażalną ulgę. Patrzył na mnie przez chwilę i krzyknął:
- Dobra, spokój towarzystwo, zmywamy się, koniec imprezki!
      Pociągnął mnie w stronę drogi.
- Nie zabiorę cię tam już nigdy, obiecuję. Musiałaś najeść się strachu, co? To nie są zabawy dla takich grzecznych dziewczynek. A i ostrzegam, beze mnie nie wolno ci chodzić w takie miejsca. Mogłoby ci się coś stać – mówił to, nie patrząc na mnie.
- Wiesz, jak się bałam, gdy zniknąłeś?
- Poszedłem tylko zapalić. Chyba nie myślałaś, że cię zostawiłem?
- Nie pal papierosów. Zniszczysz się – zmieniłam szybko temat.
- Dobra, dobra.
      Narzucił szybkie tempo, ledwo za nim nadążałam. Do domu dotarłam zdyszana, jak po maratonie.
- Zaprosisz mnie? – spytał chłopak, opierając się o ścianę.
- … W porządku, wchodź. - Zawahałam się, bo miał różne głupie pomysły, ale w gruncie rzeczy chyba nie chciał zrobić mi krzywdy.
      Zaproponowałam coś do picia, ale powiedział, że woli zająć się czymś innym.
- Czym? – ostrożnie spytałam.
      W odpowiedzi przycisnął mnie do ściany i pocałował. Tak zachłannie, jakby chciał zagarnąć mnie całemu światu. A ja oddałam pocałunek, chociaż wiedziałam, że to może pociągnąć za sobą lawinę niezbyt przyzwoitych zdarzeń. Pod jego ciałem topiłam się, czułam fale gorąca w brzuchu. Kastiel wyłączył światło i przesunął ręce na moje plecy. Cicho pisnęłam, bo przygryzł mi ucho.
- Kast… - Zamknął mi usta kolejnym pocałunkiem.
      Zsunęło mi się ramiączko od sukienki, a on zaraz pocałował odkryte miejsce, ale potem, ku mojemu zdziwieniu założył mi je z powrotem na ramię. Wyrwałam się z jego uścisku.
- O co chodzi? – spytałam.
- No, o co?
- No bo… - dobrze, że było ciemno i nie zauważył, jaka się zrobiłam czerwona.
- Myślałaś, że…
- Nieważne.
- Sądziłem, że tylko ja mam takie kosmate myśli – zaśmiał się. – Jeśli chcesz, to czemu nie?
- Nie, nie. Zapomnij o tym.
- Dobrze. Może lepiej już pójdę. Do zobaczenia, a jakby cię naszła ochota, to wiesz, gdzie mnie szukać.
      Trąciłam go w ramię, udając zbulwersowanie. W duchu chciało mi jednak się śmiać nad własną głupotą. Wyszedł, a ja zapaliłam światło i od razu weszłam pod prysznic. Musiałam ochłonąć.

4 komentarze:

  1. Cudo , cudeńko. Aż mi się chcę plakać z radości, że mam co czytac na nabliży miesiąc :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne :) nie dawno zaczęłam czytać ale genialne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe miałam dokładnie te same myśli co Olivia jak to czytałam ^.^
    Rozdział cudowny ^.^

    OdpowiedzUsuń