Wyszłam z gabinetu
pielęgniarki nasmarowana jakąś maścią. Czułam się jak dziwadło. Co najgorsze,
za chwilę zaczynały się lekcje, a ja nie dostałam zwolnienia. W dodatku mina
pielęgniarki, kiedy powiedziałam jaj, że przez przypadek weszłam w środek
bójki, była mocno dziwna.
Ruszyłam
korytarzem w stronę swojej sali, aż nagle usłyszałam syk. Odwróciłam się w
stronę, z której dochodził ten dźwięk.
- Lepiej ci?
Nataniel stał
oparty o szafkę i patrzył na mnie przepraszająco. Kiwnęłam głową, że tak
i między nami zapanowała niezręczna cisza. Wpatrywałam się w
czubki swoich butów, nie wiedząc, co powiedzieć. Nigdy nie chciałam aż tak
bardzo przerwać milczenia, jak teraz, ale każdy temat do rozmowy wydawał mi się
głupi. Niby to chłopak powinien podtrzymywać konwersację, ale jak zwykle
odpowiedzialność spada na dziewczyny. Zawsze tak jest.
Kątem oka dostrzegłam,
że trzymał w ręce jakiś fioletowy bukiecik. Pewnie to dla tej lafiryndy, z
którą go widziałam w Publicznych Ogrodach. Jakby był dla mnie, to już dawno bym
go dostała. Wypuściłam ze świstem powietrze i popatrzyłam w jego miodowe oczy.
Uśmiechał się do mnie. Postanowiłam, że pójdę już. Po co tkwić w takiej
niezręcznej sytuacji? Kiedy zrobiłam mały krok w stronę klasy, rozdzwonił się
dzwonek szkolny. Zakryłam szybko twarz, ale to i tak nie ochroniło mnie przed
głupimi spojrzeniami.
Popatrzyłam na
Nataniela. Zrozumiał w mig i chwycił mnie za rękę, wciągając do pokoju
gospodarzy. Przekręcił kluczyk i momentalnie się odprężyłam. Inaczej musiałabym
znosić durne komentarze na mój temat.
- Wyjaśniłem wszystko dyrektorce – powiedział spokojnie
blondyn i usiadł na skraju biurka.
Wydałam z siebie jakiś nieartykułowany dźwięk i przejechałam
ręką po włosach. Nigdy nie było między nami aż tak niezręcznie. Może myślał, że
jestem dalej na niego obrażona? Tak w sumie było, ale już mi troszeczkę
przeszło.
Niewiele myśląc
podeszłam do niego i poklepałam go po ramieniu. Uśmiechnął się lekko. Trwaliśmy
tak przez kilka sekund, zamyśleni, zapatrzeni w swoje oczy. Pomyślałam, że
przecież mogło by być tak zawsze, tylko, że on chyba tego nie chciał. A poza
tym miał jakąś czarnulę z pięknymi włosami.
Wspomnienie tej
dziewczyny kazało mi natychmiast podnieść rękę z jego pleców i cofnąć się.
Nataniel popatrzył na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział. Podeszłam do
drzwi
i przekręciłam klucz. Rzucając mu ostatnie, ukradkowe
spojrzenie, wyszłam.
Bez
zastanowienia poszłam do domu. Najwyżej przyniosę usprawiedliwienie. Zawiewał
lekki wietrzyk i do moich nozdrzy dotarł zapach cynamonu. Ciekawe, skąd się
wziął?
Minęłam bramę i
poszłam do parku. Usiadłam na fontannie, delektując się szmerem wody.
- Ach, pięknie by to było, gdyby z tej wody dziewczę się
cudne zrodziło.
Otworzyłam oczy i
przed sobą zobaczyłam Różnokolorowego. Kiedy poczułam jego korzenne perfumy,
nareszcie przypomniałam sobie jego imię. Lysander. Usiadł obok mnie i schował
jakiś notatnik do obszernej kieszeni płaszcza.
- Piszesz wiersze?
- Piosenki.
Nie kwapił się
zbytnio do rozmowy, więc ja też nic już nie mówiłam. Czułam się dziwnie,
siedząc obok tego chłopaka. Był taki nietypowy, że aż fascynujący. W dodatku te
oczy. Jedno złote, drugie zielone. Jakby żywcem wyjęty z bajki i przeniesiony
do tego szarego, zwykłego świata.
- Czemu mi się tak przyglądasz? – zapytał nie odwracając
głowy, a ja spłonęłam rumieńcem.
- Tak jakoś… Zamyśliłam się.
- Ale cię ktoś urządził z tym okiem. Będziesz miała siniak
przynajmniej przez tydzień.
- Jakoś przeżyję.
- Mhm.
Siedzieliśmy w ciszy, aż do niespodziewanego
przybycia Kastiela.
- Wszędzie cię szukałem. Próba odwołana – warknął do
Lysandra i zerknął na mnie przelotnie. Różnokolorowy westchnął tylko i
zeskoczył z murka. Poklepał kolegę po ramieniu i już go nie było.
Zostałam z
Kastielem sama. Stał dalej przede mną wpatrując się w mój policzek, jak sroka w
gnat, dlatego lekko go szturchnęłam w brzuch. Cofnął się i z obrażoną miną
usiadł na kostce brukowej. Zaczął się bawić swoim telefonem, a ja co chwilę
zerkałam na jego szybkie ruchy palców. Musiał być niezłym gitarzystą.
- Po co tu ze mną siedzisz? – spytałam. Niby mnie nie lubił,
a jednak czasem zdarzało mu się zachowywać czule wobec mnie.
- A co, nie mogę? Publiczne dobro jest zarezerwowane dla
wszystkich obywateli, nie tylko dla wiecznie łażących za chłopakami
dziewczynek.
- Nie łażę wiecznie za chłopakami – zaprotestowałam szybko,
chociaż miał rację.
- Zdecydowałabyś się w końcu.
- Ciebie tez wziąć po uwagę? – uśmiechnęłam się mściwie.
Zaskoczyło go to
pytanie. Popatrzył przez chwilę w dal, a potem wstał i przybliżył się do mnie.
Machinalnie objęłam go nogami i wtedy on nachylił się, prawie spychając mnie do
wody.
- A jak myślisz? – szepnął i musnął ustami moją szyję.
Wyprężyłam się, domagając się dalszych pieszczot. Zareagował natychmiast i
dmuchnął mi w ucho. Łaskotało. Zarzuciłam mu ręce na szyję i popatrzyłam w te
jego brązowe oczy, przenikające moje ciało na wskroś.
Dotknął
delikatnie mojego siwego policzka i uśmiechnął się zawadiacko.
- Tylko zgłoś się do mnie, jak zejdzie ci ta opuchlizna, bo
wyglądasz jak muminek – powiedział cicho, a ja od razu wyrwałam się z jego
objęć. Co za bezczelny typ. W ogóle nie szanuje kobiet.
Zeskoczyłam z
fontanny i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu. Więcej się do niego nie
odezwę. Jak on mnie potraktował? Dziewczyna to nie jest zabawka, która zawsze
musi ładnie wyglądać, by kusić oczy na witrynach sklepowych.
Nagle poczułam
szarpnięcie i Kastiel już przyciskał mnie mocno do siebie.
- Chyba się nie obraziłaś? Żartowałem przecież, no…
Dalej nie
reagowałam. Byłam sztywna jak słup soli. Co on sobie w ogóle myśli, że będę na
każde jego zawołanie, za każdym razem mu wybaczać?
- Jesteś okropny – wydusiłam przez zaciśnięte żeby. Czy on
nie widział, że mnie zabolały jego słowa?
- Przestań. Nawet jakbyś miała podbite drugie oko, to i tak
byłabyś najładniejsza w całej szkole. Kobieta jest piękna wtedy, kiedy komuś
się podoba.
Znieruchomiałam
na moment. Czyli się mu podobam? Nareszcie to usłyszałam, ale nie chciałam dać
się tak łatwo przebłagać. Niech wie, że nie można się mną bawić. Byłam
przeszczęśliwa, bo rzadko się słyszy, że twoja uroda jest doceniana, ale
wyszarpałam się z jego uścisku i odwróciłam w drugą stronę.
- Dalej jesteś obrażona? Dziewczyny… Dobrze, jak sobie
chcesz. Idę.
Za plecami
usłyszałam kroki. Szeroko otwarłam oczy, bo nie wierzyłam, że sobie poszedł.
Obróciłam się i usłyszałam śmiech. Stał dziesięć metrów ode mnie i uśmiechał
się znacząco. Zdenerwowałam się. Zobaczył, że mi zależy. By to piorun… Cóż było
robić, nie mówiąc ani słowa, poszłam do domu. Szedł za mną w znacznej
odległości. Słyszałam, jak cicho nuci jakąś piosenkę.
Kiedy
zatrzymałam się przed drzwiami do mojego domu, zręcznie przeskoczył schody
i oparł się o ścianę.
- Tylko nie zapomnij otworzyć górnego zamka – powiedział, a
ja w odpowiedzi prychnęłam.
Otworzyłam drzwi i popatrzyłam na niego pytająco, ale tylko
mrugnął i podążył w stronę parku z rękami wciśniętymi w kieszenie.
***
Pewnie napiszę jeszcze jeden rozdział i dodam po południu, bo złapała mnie nieszczęsna grypa, a mogłam sobie jechać na zawody :(. Jak pech, to pech.
Pozdrowienia ;).
Jak zwykle. Cudownie.
OdpowiedzUsuńJak słodko ^.^ I te teksty Kasa... Po prostu zakochałam się w nim ^.^.^.^.^.^
OdpowiedzUsuńTo co pisałaś jest świetne! :D Uwielbiam
OdpowiedzUsuń