wtorek, 5 lutego 2013

Rozdział dziewiąty cz. 2


    Wyszłam z gabinetu pielęgniarki nasmarowana jakąś maścią. Czułam się jak dziwadło. Co najgorsze, za chwilę zaczynały się lekcje, a ja nie dostałam zwolnienia. W dodatku mina pielęgniarki, kiedy powiedziałam jaj, że przez przypadek weszłam w środek bójki, była mocno dziwna.
      Ruszyłam korytarzem w stronę swojej sali, aż nagle usłyszałam syk. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził ten dźwięk.
- Lepiej ci?
      Nataniel stał oparty o szafkę i patrzył na mnie przepraszająco. Kiwnęłam głową, że tak
i między nami zapanowała niezręczna cisza. Wpatrywałam się w czubki swoich butów, nie wiedząc, co powiedzieć. Nigdy nie chciałam aż tak bardzo przerwać milczenia, jak teraz, ale każdy temat do rozmowy wydawał mi się głupi. Niby to chłopak powinien podtrzymywać konwersację, ale jak zwykle odpowiedzialność spada na dziewczyny. Zawsze tak jest.
      Kątem oka dostrzegłam, że trzymał w ręce jakiś fioletowy bukiecik. Pewnie to dla tej lafiryndy, z którą go widziałam w Publicznych Ogrodach. Jakby był dla mnie, to już dawno bym go dostała. Wypuściłam ze świstem powietrze i popatrzyłam w jego miodowe oczy. Uśmiechał się do mnie. Postanowiłam, że pójdę już. Po co tkwić w takiej niezręcznej sytuacji? Kiedy zrobiłam mały krok w stronę klasy, rozdzwonił się dzwonek szkolny. Zakryłam szybko twarz, ale to i tak nie ochroniło mnie przed głupimi spojrzeniami.
      Popatrzyłam na Nataniela. Zrozumiał w mig i chwycił mnie za rękę, wciągając do pokoju gospodarzy. Przekręcił kluczyk i momentalnie się odprężyłam. Inaczej musiałabym znosić durne komentarze na mój temat.
- Wyjaśniłem wszystko dyrektorce – powiedział spokojnie blondyn i usiadł na skraju biurka.
Wydałam z siebie jakiś nieartykułowany dźwięk i przejechałam ręką po włosach. Nigdy nie było między nami aż tak niezręcznie. Może myślał, że jestem dalej na niego obrażona? Tak w sumie było, ale już mi troszeczkę przeszło.
      Niewiele myśląc podeszłam do niego i poklepałam go po ramieniu. Uśmiechnął się lekko. Trwaliśmy tak przez kilka sekund, zamyśleni, zapatrzeni w swoje oczy. Pomyślałam, że przecież mogło by być tak zawsze, tylko, że on chyba tego nie chciał. A poza tym miał jakąś czarnulę z pięknymi włosami.
      Wspomnienie tej dziewczyny kazało mi natychmiast podnieść rękę z jego pleców i cofnąć się. Nataniel popatrzył na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział. Podeszłam do drzwi
i przekręciłam klucz. Rzucając mu ostatnie, ukradkowe spojrzenie, wyszłam.
      Bez zastanowienia poszłam do domu. Najwyżej przyniosę usprawiedliwienie. Zawiewał lekki wietrzyk i do moich nozdrzy dotarł zapach cynamonu. Ciekawe, skąd się wziął?
      Minęłam bramę i poszłam do parku. Usiadłam na fontannie, delektując się szmerem wody.
- Ach, pięknie by to było, gdyby z tej wody dziewczę się cudne zrodziło.
     Otworzyłam oczy i przed sobą zobaczyłam Różnokolorowego. Kiedy poczułam jego korzenne perfumy, nareszcie przypomniałam sobie jego imię. Lysander. Usiadł obok mnie i schował jakiś notatnik do obszernej kieszeni płaszcza.
- Piszesz wiersze?
- Piosenki.
      Nie kwapił się zbytnio do rozmowy, więc ja też nic już nie mówiłam. Czułam się dziwnie, siedząc obok tego chłopaka. Był taki nietypowy, że aż fascynujący. W dodatku te oczy. Jedno złote, drugie zielone. Jakby żywcem wyjęty z bajki i przeniesiony do tego szarego, zwykłego świata.
- Czemu mi się tak przyglądasz? – zapytał nie odwracając głowy, a ja spłonęłam rumieńcem.
- Tak jakoś… Zamyśliłam się.
- Ale cię ktoś urządził z tym okiem. Będziesz miała siniak przynajmniej przez tydzień.
- Jakoś przeżyję.
- Mhm.
      Siedzieliśmy w ciszy, aż do niespodziewanego przybycia Kastiela.
- Wszędzie cię szukałem. Próba odwołana – warknął do Lysandra i zerknął na mnie przelotnie. Różnokolorowy westchnął tylko i zeskoczył z murka. Poklepał kolegę po ramieniu i już go nie było.
      Zostałam z Kastielem sama. Stał dalej przede mną wpatrując się w mój policzek, jak sroka w gnat, dlatego lekko go szturchnęłam w brzuch. Cofnął się i z obrażoną miną usiadł na kostce brukowej. Zaczął się bawić swoim telefonem, a ja co chwilę zerkałam na jego szybkie ruchy palców. Musiał być niezłym gitarzystą.
- Po co tu ze mną siedzisz? – spytałam. Niby mnie nie lubił, a jednak czasem zdarzało mu się zachowywać czule wobec mnie.
- A co, nie mogę? Publiczne dobro jest zarezerwowane dla wszystkich obywateli, nie tylko dla wiecznie łażących za chłopakami dziewczynek.
- Nie łażę wiecznie za chłopakami – zaprotestowałam szybko, chociaż miał rację.
- Zdecydowałabyś się w końcu.
- Ciebie tez wziąć po uwagę? – uśmiechnęłam się mściwie.
      Zaskoczyło go to pytanie. Popatrzył przez chwilę w dal, a potem wstał i przybliżył się do mnie. Machinalnie objęłam go nogami i wtedy on nachylił się, prawie spychając mnie do wody.
- A jak myślisz? – szepnął i musnął ustami moją szyję. Wyprężyłam się, domagając się dalszych pieszczot. Zareagował natychmiast i dmuchnął mi w ucho. Łaskotało. Zarzuciłam mu ręce na szyję i popatrzyłam w te jego brązowe oczy, przenikające moje ciało na wskroś.
     Dotknął delikatnie mojego siwego policzka i uśmiechnął się zawadiacko.
- Tylko zgłoś się do mnie, jak zejdzie ci ta opuchlizna, bo wyglądasz jak muminek – powiedział cicho, a ja od razu wyrwałam się z jego objęć. Co za bezczelny typ. W ogóle nie szanuje kobiet.
      Zeskoczyłam z fontanny i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu. Więcej się do niego nie odezwę. Jak on mnie potraktował? Dziewczyna to nie jest zabawka, która zawsze musi ładnie wyglądać, by kusić oczy na witrynach sklepowych.
      Nagle poczułam szarpnięcie i Kastiel już przyciskał mnie mocno do siebie.
- Chyba się nie obraziłaś? Żartowałem przecież, no…
      Dalej nie reagowałam. Byłam sztywna jak słup soli. Co on sobie w ogóle myśli, że będę na każde jego zawołanie, za każdym razem mu wybaczać?
- Jesteś okropny – wydusiłam przez zaciśnięte żeby. Czy on nie widział, że mnie zabolały jego słowa?
- Przestań. Nawet jakbyś miała podbite drugie oko, to i tak byłabyś najładniejsza w całej szkole. Kobieta jest piękna wtedy, kiedy komuś się podoba.
      Znieruchomiałam na moment. Czyli się mu podobam? Nareszcie to usłyszałam, ale nie chciałam dać się tak łatwo przebłagać. Niech wie, że nie można się mną bawić. Byłam przeszczęśliwa, bo rzadko się słyszy, że twoja uroda jest doceniana, ale wyszarpałam się z jego uścisku i odwróciłam w drugą stronę.
- Dalej jesteś obrażona? Dziewczyny… Dobrze, jak sobie chcesz. Idę.
      Za plecami usłyszałam kroki. Szeroko otwarłam oczy, bo nie wierzyłam, że sobie poszedł. Obróciłam się i usłyszałam śmiech. Stał dziesięć metrów ode mnie i uśmiechał się znacząco. Zdenerwowałam się. Zobaczył, że mi zależy. By to piorun… Cóż było robić, nie mówiąc ani słowa, poszłam do domu. Szedł za mną w znacznej odległości. Słyszałam, jak cicho nuci jakąś piosenkę.
      Kiedy zatrzymałam się przed drzwiami do mojego domu, zręcznie przeskoczył schody
i oparł się o ścianę.
- Tylko nie zapomnij otworzyć górnego zamka – powiedział, a ja w odpowiedzi prychnęłam.
      Otworzyłam drzwi  i popatrzyłam na niego pytająco, ale tylko mrugnął i podążył w stronę parku z rękami wciśniętymi w kieszenie.



 ***
Pewnie napiszę jeszcze jeden rozdział i dodam po południu, bo złapała mnie nieszczęsna grypa, a mogłam sobie jechać na zawody :(. Jak pech, to pech.
Pozdrowienia ;).

3 komentarze:

  1. Jak zwykle. Cudownie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak słodko ^.^ I te teksty Kasa... Po prostu zakochałam się w nim ^.^.^.^.^.^

    OdpowiedzUsuń
  3. To co pisałaś jest świetne! :D Uwielbiam

    OdpowiedzUsuń