piątek, 8 lutego 2013

Rozdział trzynasty



       Piętnaście minut przed północną wymknęłam się z namiotu i pobiegłam na brzeg. Czekając na Nataniela, nieźle zmarzłam. Miałam na sobie tylko cieniutką koszulkę, no
i bieliznę oczywiście. Chłopak przyszedł w samych kąpielówkach i widząc moje zdziwione spojrzenie, powiedział:
- Chyba nie myślałaś, że będziemy tylko siedzieć? – Po czym złapał mnie w pasie i podniósł wysoko, wchodząc do morza.
      Powoli się zanurzałam. Woda była niesamowicie orzeźwiająca, od razu przeszła mi senność. Pisnęłam, kiedy mnie puścił, ale szczęście nie było głęboko. Ochlapałam go
i oczywiście nie pozostał mi dłużny. Gospodarz szkoły, a taki niepoważny, no kto by pomyślał. Kiedy się zmęczyłam, objęłam go za szyję i uśmiechnęłam się przymilnie. To był zawsze niezawodny sposób na przekonanie chłopaka do czegoś.
- Nataniel, weź mnie na barana i chodźmy na brzeg. Zimno mi już – szepnęłam, a on bez szemrania spełnił moją prośbę.
      Położyliśmy się na chłodnym już teraz piasku i Nataniel pocałował mnie w ramię. Morze o tej porze było piękne. Trochę niespokojne, bo duże fale mocno uderzały o brzeg. Nasza kąpiel teraz wydawała się niebezpieczna, ale z Natanielem chyba nic nie mogło mi się stać. Księżyc wysyłał do nas zimne sygnały, żebyśmy się oparli grawitacji i razem polecieli w nieskończony bezmiar wszechświata, a potem obrócili się w pył i podróżowali ze sobą już wiecznie. Jakie to piękne, że nikt do końca nie poznał natury kosmosu. Przez to wydaje się niedoścignioną tajemnicą, romantycznym marzeniem pary kochanków, którzy chcą już na zawsze być razem.
      Nataniel objął mnie ramieniem, a ja w tej chwili pomyślałam, że powinnam tu być z innym. Kochałam Nata, to było pewne, ale między nami nie było aż takiej chemii, jaką czułam, gdy był obok mnie Kastiel. Co ja miałam robić? Wybierać miedzy miłością a pożądaniem, ale które z nich okaże się lepsze?
      Wstałam.
- Przepraszam cię, ale chyba już pójdę – powiedziałam słabo.
- Odprowadzę cię – zaproponował. Widocznie pomyślał, że jestem po prostu zmęczona.
- Nie, przejdę się jeszcze. Zobaczymy się jutro.
- Na pewno?
- Tak.
- Uważaj na siebie – powiedział i poszedł.
      Brodząc nogami w wodzie, powoli szłam w stronę ogromnej latarni. Była taka wielka, a jednocześnie malutka dla świata. Zupełnie tak jak ja. Zawsze uważałam, że jestem silna, wiem czego chcę w życiu, ale teraz wszystko się skomplikowało. Pomyślałam o mojej dawnej miłości. Ufałam Hadrianowi najbardziej na świecie, a okazało się potem, ze uwiódł mnie, bo chciał się zemścić na mojej siostrze. Był w niej jednak tak nieszczęśliwie zakochany, że pewnego wieczoru nie wytrzymał i upił się, a potem próbował popełnić samobójstwo, wjeżdżając rowerem pod auto. Tak się niefortunnie złożyło, że w tym samochodzie jechałam ja z rodzicami i siostrą. Tata chciał skręcić, uderzyliśmy w drzewo. Ja nie siedziałam po stronie, którą bezpośrednio trafiliśmy. Przeżyłam. Mało tego, widziałam Hadriana, tego gnoja, który się uśmiechał. Ma szczęście, że nie zdechł pod kołami. Za to tata i Bianka zginęli na miejscu, mama trzy dni później, w szpitalu. Zostałam sama.
      Nikt nie czuł tego, co ja. Wszyscy dookoła współczuli, pocieszali, ale potem rozchodzili się do swoich rodzin, a ja wracałam do pustego domu. W końcu przeprowadziłam się do cioci, która też jeździła na częste delegacje, może więc dlatego tak pragnęłam choć odrobiny miłości i uwagi ze strony chłopaków?
      Byłam już blisko latarni, widocznie urządzali tam jakąś zabawę, bo usłyszałam muzykę
i wesoły śmiech. Ku mojemu zdziwieniu, zobaczyłam tu mnóstwo ludzi z naszej szkoły, a myślałam, że tylko ja jestem taka niegrzeczna i wymykam się cichaczem z miejsca obozowiska. Też im się pewnie nudziło w nocy. Podeszłam i przywitałam się, od razu chcieli mnie wciągnąć do zabawy, ale wykręciłam się bolącą nogą, żeby było wiarygodnie nawet spróbowałam zatańczyć, ale po chwili z bezsilną miną oddaliłam się. Usiadłam na jakimś wielkim kamieniu i obserwowałam innych. W pewnej chwili wydało mi się, że widzę czerwoną czuprynę Kasa wśród tańczących. Zadarłam brodę do góry, ale już go potem nie zauważyłam, może mnie więc oczy zmyliły. Schowałam twarz w dłoniach.
- Cześć, maleńka. Masz ochotę na zabawę? – przysiadł się do mnie jakiś brunet i głupio się uśmiechnął.
- Nie bardzo. – Odsunęłam się niezauważalnie, bo niekomfortowo się czułam, siedząc obok niego tak blisko.
- Możesz do mnie mówić Jawier.
- Oliwia – Próbowałam odwzajemnić uśmiech, ale jego spojrzenie było bardzo nachalne. Czułam, że cienka koszulka, którą ubrałam, dla niego nie istnieje. Na skórze pojawiła mi się gęsia skórka.
- Ogrzeję cię, no przytul się, kochana. – Próbował mnie objąć, ale odepchnęłam go ręką.
- Pójdę już.
      Wycofałam się i szybkim krokiem ruszyłam w stronę obozu. To był błąd, bo poszedł za mną, zrobiłam wielki łuk i z powrotem wróciłam na miejsce zabawy. Do namiotów było za daleko. Wśród tłumu próbowałam odnaleźć ludzi z klasy, ale zobaczyłam tylko jedną dziewczynę, klejącą się do jakiegoś łysola. Ona mi raczej nie pomoże. Usiadłam przy głośnikach, a ten brunet już mnie namierzył, bo kierował się prosto w moją stronę. Naprawdę zaczęłam panikować, tym bardziej, że nikogo wokół nie obchodziło, co inni robią.
      W momencie, kiedy już byłam naprawdę przerażona, zobaczyłam go. Czerwone włosy wyróżniały się z tłumu. Stał z jakimiś chłopakami i rozprawiali o czymś wesoło. Podbiegłam do nich szybko i nieśmiało pociągnęłam Kastiela za koszulkę.
- Olka? A co ty tutaj robisz? – zdziwił się.
- Poszłam się przejść.
      Spojrzał na mnie uważnie i pożegnał się z chłopakami, odciągając mnie na bok.
- Odprowadzę cię do obozu. Nie wiem, czy ty szukasz guza? Albo potencjalnego gwałciciela? Szwendasz się sama po nocy, zapuszczasz na imprezy, uważałabyś na siebie trochę.
- A ty co robisz?
- Ja jestem chłopakiem. Poradziłbym sobie i raczej nikt nie chciał by mnie zaciągnąć w krzaki i przelecieć.
- Różne rzeczy się zdarzają.
      Prychnął i ruszył w stronę obozu. Podbiegłam i zrównałam się z nim. Było zimno i morze zrobiło się jakieś takie nieprzyjazne. Dobrze, że Kastiel tam był, bo nie wiem co bym zrobiła sama. Na wspomnienie tego typka odruchowo popatrzyłam do tyłu i co się okazało?! Szedł za nami!
- Kastiel, za nami idzie taki chłopak, który mnie nagabywał – powiedziałam szybko.
- A widzisz, mówiłem! Zrobił ci coś?
- Nie, ale chodził za mną cały czas.
- Zabiję. A ty jeszcze się mu pewnie dałaś zbajerować…
      Kastiel zatrzymał się gwałtownie i odwrócił w stronę tego typa. Tamten stanął, ale dalej miał pewną siebie minę. Kas kazał mi się nie ruszać, a sam podszedł do niego i po chwili zaczęli się popychać. Słyszałam jakieś przekleństwa, śmiech, a potem rozpoczęła się bójka, w efekcie której ten czarnowłosy chłopak wylądował w morzu. Kastiel z miną zwycięzcy wracał do mnie żwawym krokiem. Popatrzyłam jeszcze czy ten typek się nie utopił, ale diabli złego nie biorą, bo już siedział na brzegu.
      Trąciłam Kastiela w ramię i uśmiechnęłam się, ale on zachował pokerową twarz. Szedł tak szybko, że ledwie nadążałam i co chwilę musiałam podbiegać.
- Kastiel…! - krzyknęłam z wyrzutem, bo już złapała mnie kolka.
      Popatrzył na mnie niechętnie, chyba był obrażony za tą akcję z Natanielem na morzu, a to przecież ja powinnam się złościć. Zrobiło mi się przykro. Pieprzony egoista. Myślałam, że się o mnie martwi, przecież zareagował tak gwałtownie na tego chłopaka i na to, że chodzę sama po nocy. Rozpłakałam się dzisiaj, już któryś raz z kolei. To chyba przez te hormony. Stałam na piasku w białej koszuli i zawodziłam jak przekupka na targu, wniosek może być taki, że jestem rozstrojona nerwowo.
      Kastiel zaczął się śmiać, a ja ze zdziwieniem podniosłam na niego oczy. Co w tym zabawnego, że płaczę?
- Eh, kobiety… Łzy to wasza niezawodna broń? Taki as w kieszeni, bo wiadomo, że zawsze zadziała?
- Szczególnie działa wtedy, kiedy komuś zależy – chlipnęłam.
- A jak myślisz, mnie zależy?
- Nie – rozpłakałam się jeszcze bardziej. Wyszłam na rozhisteryzowaną beksę.
- Błąd.
      Podszedł do mnie i przytulił. Szeptał, że jestem jego skarbem, a ja płakałam dalej. Nie mogłam się opanować. Przypomniałam sobie wszystkie złe chwile, żale, samotność po śmierci rodziców i wyłam mu w ramię. Chyba był mocno zakłopotany, bo głaskał mnie tak jakoś nieporadnie. Po jakichś pięciu minutach trochę się uspokoiłam. Uniosłam się na palcach i cmoknęłam chłopaka w policzek.
      Od razu odzyskał rezon, bo chwilę potem objął mnie władczym gestem i poszliśmy przytuleni w stronę namiotów. Chciało mi się spać, prawie cały czas ziewałam. Kastiel odprowadził mnie pod samo wejście i pocałował na dobranoc w usta. Okazało się, że dziewczyn nie było w środku, w ogóle, chyba wszyscy poszli na tę imprezę, zawołałam więc Kastiela. Stanął przede mną taki wysoki, dobrze zbudowany, przystojny, cały mój, a ja oczywiście, jak głupia, zaczerwieniłam się i nie wiedziałam co powiedzieć. Chciałam go poprosić, żeby ze mną chwilę poleżał, ale teraz stchórzyłam. Stałam jak słup soli.
- O co chodzi? Chcesz kupić ode mnie obrożę z GPS-em?
- Nieważne. Dobranoc – wykrztusiłam przez zaciśnięte gardło i uśmiechnęłam się.
- Ech… Prowadź. Adwokatem to ty nie będziesz – rzucił Kastiel i wszedł za mną do namiotu.
      Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i westchnęłam. Gładził delikatnie moją rękę
i coś tam sobie nucił pod nosem.
- Kas, jakie jest twoje największe marzenie? – spytałam.
- Chciałbym mieć siedemnaście córek i kozę z tatuażem na tyłku.
- Poważnie pytam – popchnęłam go leciutko.
- Nie wiem. Chciałbym wydać płytę, a potem zdobyć jakiś szczyt, najlepiej Mont Everest.
- A dlaczego góra dopiero potem?
- A jakbym tam zginął? – zaśmiał się.
      Odgarnęłam mu włosy z czoła. Oddychał tak spokojnie, że wkrótce zasnęłam.



***


      Obudził mnie chłód. Na całym ciele miałam gęsią skórkę, a obok leżały dziewczyny. Musiały wczoraj nieźle imprezować, bo nawet nie ściągnęły ubrań. Szybko się ubrałam
i wyszłam przed namiot. Była siódma rano, za pół godziny śniadanie, więc miałam trochę czasu, by się odświeżyć.


***


      Siedziałam w autobusie w samym tyle, a obok mnie zajęła miejsce Iris. Jechaliśmy do domu, prawie każdy w autobusie spał. Nataniel rzucał mi ukradkowe spojrzenia, ale ja udawałam, że nie widzę. Głupio mi było, że ostatniej nocy się z nim spotkałam, miałam wyrzuty sumienia.
      Dotarliśmy na miejsce po dwóch godzinach. Miło było rozprostować kości, a chłodny wietrzyk orzeźwił moje ciało. Od razu podszedł do mnie Armin, który w lewej dłoni trzymał swoją konsolę. Porozmawialiśmy tylko chwilę, bo śpieszył się do domu. Potem żegnając, się z innymi ruszyłam do domu.
- Poniosę ci torbę. – Dopadł mnie uśmiechnięty Nataniel.
- Nie trzeba…
- Trzeba.
      Wziął moją walizeczkę do ręki i już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, kiedy ktoś krzyknął:
- Odpieprz się wreszcie od mojej dziewczyny, ty lalusiowaty gnoju!
      W naszą stronę maszerował Kastiel. Miał niezwykle wzburzoną minę i już podwijał rękawy. To nie wróżyło nic dobrego. Nataniel zdębiał, więc zainterweniowałam i stanęłam między nimi.
- Odsuń się.
- Nie, dopóki się nie uspokoisz.
- Bronisz go?
- Tak, przecież byś go zabił – wycedziłam.
- Nie potrzebuję obstawy. Sam się z nim policzę. – Odezwała się męska duma Nataniela
i odważnie wyprężył pierś. Jeszcze tego mi brakowało, żeby się pobili przy tym tłumie wścibskich, wkurzających gapiów.
- Słyszałaś? Srajtaniel chce dostać wycisk, więc przestań mi to utrudniać – Kastiel skrzyżował ręce na piersiach i popatrzył na widownię. Błysk w jego oczach świadczył, że lubi być w centrum uwagi.
- Zachowujecie się jak dzieci.
- Mała, bo jedna śliwka ci jeszcze nie zeszła, chcesz kolejną? – krzyknął jakiś chłopak.
- Mam ci skuć mordę?! – warknął w odpowiedzi Kastiel i podszedł do mnie, przesuwając bez najmniejszego wysiłku. Stali naprzeciw siebie, dysząc wściekle. Woda i Ogień, a pośrodku ja, uwięziona między Niebem i Piekłem.
      Nataniel przybrał obronna postawę i uśmiechnął się pokrzepiająco, ale Kastiel już brał zamach, próbował uderzyć, lecz w ostatniej chwili rzuciłam mu się na plecy. Prawie stracił równowagę. Mocniej objęłam go ramionami, nie zważając na próby zrzucenia. Widziałam, jak Nataniel głęboko odetchnął i strzepnął niewidzialny pył z koszuli.
- Oliwia, zejdź, muszę mu dokopać – rzucał się Kastiel, ale nie reagowałam.
      Musieliśmy śmiesznie wyglądać.
- Masz szczęście, Srajtaśmo. Jakby cię nie broniła, to dostałbyś w ten wypielęgnowany pysk.
- Wiesz, nie będę się zniżał do twojego poziomu – syknął Nataniel. – Ty też nie powinnaś.
- Obaj jesteście po prostu wspaniali – prychnęłam.
- Dobra, koniec widowiska, dla odmiany idźcie podglądać w łazience Papę Smerfa. Oddaj torbę, ja ją odprowadzę. – Kastiel wyciągnął rękę.
- Chciała, żebym ja to zrobił.
- Nie sraj głupot. Oddaj. – Spadłam z pleców chłopaka i on już niebezpiecznie zbliżył się do blondyna. Uniósł rękę, ale nie zdążył uderzyć, bo pierwszy zaatakował Nataniel. Dziewczyny pisnęły, a Kastiel zatoczył się lekko, ale zaraz opanował ciało. Rzucił się na rywala i powalił go na ziemię. Szarpali się i co chwilę inny był na górze. Nie wiedziałam co robić, byłam zupełnie bezsilna.
      Kastiel przydusił Nataniela, ale wtedy tamten szarpnął go za włosy, obaj zawyli. Blondyn podniósł się szybko i zaczął kopać Kasa w brzuch.
- Nataniel, przestań! – wrzasnęłam, a Kastiel momentalnie przewrócił chłopaka i wymierzył mu uderzenie w szczękę. Nataniel stęknął. Tego już było za wiele. Podeszłam tam i rzuciłam się na nich. Od razu przestali. Z nosa przewodniczącego lała się krew, a jego koszula była rozdarta na plecach. Kastiel wstał, trzymał się za brzuch. Popatrzyłam na niego. Miałam ochotę zająć się Natem, ale przecież nie wystawię znów Kastiela. Wstałam i zapytałam, czy wszystko w porządku. Kiwnął głową.
       Przewodniczący otarł krew rękawem i podniósł się z ziemi. Spojrzał na mnie ze smutkiem, a wtedy nie wytrzymałam i podeszłam zobaczyć, czy nie ma jakichś innych obrażeń. Kastiel nic nie powiedział. Stał tylko z naburmuszoną miną.
- Zostaw tego palanta – szepnął cicho, a ja drgnęłam. Jego oddech przyjemnie musnął mój policzek.
- Nat, Kastiel jest w gruncie rzeczy dobry…
- Ale ty jesteś zbyt wyjątkowa, żeby się z nim marnować.
- Nie mów tak.
      Wtedy wpił się mocno w moje usta i oplótł ramionami. Chciałam się wyrwać, ale czułam też dreszczyk podniecenia. Tak słodko smakowały jego gwałtowne pocałunki.
Do przewidzenia było jednak, że Kastiel mu przerwie.
- Zwariowałeś?! Nie masz prawa jej dotykać! Gdzie z tymi łapami…
      Uderzył go z pięści. Nataniel mściwie się uśmiechnął i puścił mi oko. To rozsierdziło Kastiela do tego stopnia, że prawie wykręcił mi rękę. Pisnęłam z bólu i dopiero wtedy się opanował. Przeprosił cicho, złapał nasze torby i pociągnął mnie w stronę domu. Przez całą drogę prawie się nie odzywał, więc szłam dwa kroki za nim.
      Kiedy otwierałam drzwi, westchnął ostentacyjnie i popatrzył na mnie znacząco. Wpuściłam go do środka i rozlałam sok do szklanek. Byłam zmęczona całą tą sytuacją. Wiele książek czytałam o trójkątach miłosnych, ale w życiu wyglądało to mniej zabawnie. Usiadłam obok Kastiela i wysłuchałam komentarzy na temat publicznego obcałowywania się z Natanielem, a potem mogłam rozkoszować się ciszą, bo mój cudowny chłopak nareszcie umilkł. Położyłam mu głowę na ramieniu, ale nie zareagował, nawet mnie nie objął. Czasami mi się wydaje, że jest w ciąży, bo ma takie humorki.
- Pozwolisz mi zostać na noc? – zapytał nagle.
- No…
- Będę trzymał rączki przy sobie – dodał szybko.
- W porządku.
- To świetnie. Skoczę do domu po ubrania i widzimy się o dwudziestej pierwszej.
      Poszedł, a ja zastanowiłam się, czy przypadkiem nie jestem za uległa?
       

15 komentarzy:

  1. Jejku nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji Nat taki pewny siebie a Kas taki delikatny. Och! Jak ja to kocham !

    OdpowiedzUsuń
  2. jesteś po prostu wspaniała. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.Kiedy planujesz dodać kolejny ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki ty masz talent do pisania, zazdroszczę. Bardzo mnie to wciągnęło, nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Na prawdę super... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie wieczorem, bo się rozchorowałam i całymi dniami piszę to opowiadanie i inne i czekam z niecierpliwością na 14 odcinek SF, żeby dodatkową inspirację złapać ;).

    OdpowiedzUsuń
  5. Aha no to z niecierpliwością czekam... ;) To życzę zdrowia i dużo nowych pomysłów na pisanie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. NATANIEL !!! NATANIEL !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, Nataniel... Kastiel ją krzywdzi i zawodzi po całej linii za każdym razem :/

      Usuń
  7. Ja tam wolę Kastiela. Obaj są cudowni, ale z opisów, to Kastiel według mnie jest lepszy. Wielu wen twórczych życzy Ci Twoja największa fanka <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Nataniel jest NAJLEPSZY!!! Wolę go niż tego całego Kastiela ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Co za zmiana osobowości. Nataniel taki pewny siebie, a Kastiel delikatny. Jeszcze do tego bjka w miejscu publicznym, i to Nataniel zaczął. Brakowało tylko dyrektorki. Nie mogę. Jak ja kocham twego bloga. A tak przy okazji, masz nowego czytelnika.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też nowa, a opowiadanie już dawno zakończone :(
    Zaskoczyło mnie zachowanie Nata i Kasa. Tak jakby się zamienili :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ty piszesz cudowne opowiadanie, twoja historia jest fajniejsza niż w grze słodki flirt masz wspaniały talent

    OdpowiedzUsuń
  12. Pomysł dobry.
    Wykonanie średnie.

    OdpowiedzUsuń