sobota, 23 lutego 2013

Rozdział osiemnasty cz. 1


     Biegłam alejką parkową. Musiałam zdążyć na czas, zanim będzie za późno. Nienawidzę go, ale nie mogę pozwolić, żeby popełnił takie głupstwo. W uszach cały czas brzmiały mi jeszcze słowa Iris, żebym szybko przyszła do szkoły. Brakowało mi już tchu, ale nie mogłam sobie pozwolić nawet na chwilę wytchnienia. Tu chodziło o życie.


***


      Dopadłam bramy szkolnej i szybko wbiegłam na dziedziniec. Spory tłum ułatwił mi poszukiwania, więc od razu skierowałam się w tamtą stronę. Iris, bez słowa, wskazała na okno drugiego piętra. Stał tam i desperacko chwiał się na parapecie, a jakiś chłopak w ciemnej bluzie, krzyczał, żeby skakał.
- Nataniel! Opanuj się – krzyknęłam, podchodząc do dyrektorki, próbującej z nim negocjować. Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach.
- Przepraszam! Powinienem zginąć! – zawył chłopak, zdzierając z siebie niebieski krawat.
- Wybaczam ci, tylko zejdź!
      Spojrzałam na pana Frazowskiego, który nerwowo skubał rękaw koszuli. Podobno zaraz miała przyjechać policja i straż pożarna. Tyle zamieszania i to przez przewodniczącego. Kto by parę dni wcześniej przypuszczał, że będzie świadkiem takich zdarzeń?
      Odgarnęłam włosy z czoła i przeniosłam wzrok na Nataniela. Uśmiechał się. Poprawił koszulę. Chciałam coś do niego powiedzieć, ale zagłuszył mnie głośny pisk dziewcząt. Co się stało? Nic nie rozumiem. Odwróciłam głowę w stronę tłumu, a potem znów spojrzałam w okno. Nie było go tam. Nie było. Nie… Ale przecież się uśmiechał.


***


      Nie wiem kto zaproponował, żeby pójść do domu Nataniela. Niby po co? Jego matka nie chciała nikogo widzieć, jakby to cała szkoła była winna wypadkowi. To on zawinił. Nie ja, nie Kastiel, nie dyrektorka. On.
      Weszłam do jasnej sali, gdzie czekało już większość uczniów. Szukałam wzrokiem Kastiela, ale nigdzie go nie było. Poszłam więc na klatkę schodową i prawie wpadłam na jakąś czarnowłosą dziewczynę, obściskującą się z wysokim chłopakiem. Uśmiechnęłam się bezsilnie i trzasnęłam drzwiami. Znowu mi to zrobił.
      Kiedy moje życie zaczęło przypominać jakiś tandetny dramat? Nie wiem. Może to po części moja wina, bo grałam na dwa fronty. Usiadłam na ławce pod klasą i wyciągnęłam z kieszeni czekoladowego cukierka. Nie zamierzałam płakać, obrażać się i o coś błagać. Postanowiłam wreszcie zakończyć tę farsę. Nie miałam siły, by dalej ciągnąc coś takiego. Składam prośbę o przeniesienie do innej szkoły.




***
Dzisiaj króciutko, bo to wprowadzenie do "nowego życia".
Zapraszam do czytania kolejnych rozdziałów. Następny jutro wieczorem. Będzie dłuższy, tyle tylko powiem.
Pozdrawiam :).






9 komentarzy:

  1. Na serio?! Olivka będzie w innej szkole?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh, w innej szkole ? Mam nadzieję że nie usuniesz z opowiadania wszystkich postaci...

    OdpowiedzUsuń
  3. Spokojnie. Postacie zostaną. Jakżeby to opowiadanie mogło istnieć bez chłopców ze SF?

    OdpowiedzUsuń
  4. czy on nie zyje?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Słuchaj, uwielbiam cię i twoje opowiadania, ale co ty robisz?! Czy ty właśnie uśmierciłaś Nata?! I jeszcze na dobitkę inna szkoła?! Masakra jednak zaufam ci.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dowiecie się jutro czy żyje czy nie... Hehe.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja głupia myślałam, że nie dasz rady zaskoczyć mnie już zachowaniem Nata, a tu takie coś O_o Po prostu szok mimo, że byłam przygotowana na wiele O_o I jeszcze zmiana szkoły? To się będzie działo. ^.^

    OdpowiedzUsuń